Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 22

Zapraszam na mojego ASKA, gdzie przez kilka najbliższych dni odpowiem na wsze wszystkie pytania dotyczące fabuły i nie tylko oraz zdradzę Wam kilka spoilerów.
 
Ten czas potwornie szybko leci. Całkiem niedawno trwały najgorsze wakacje mojego życie, a tymczasem mija połowa marca. Niecałe cztery miesiące do końca roku szkolnego i zerwana układu z Ashton'em. A jak już o tym mowa, to właśnie jadę z nim samochodem, wracając z podwójnej randki. Alice zaciągnęła nas w środku tygodnia na kolejny film o nastolatkach z rakiem - ''Gwiazd naszych wina''. Nie muszę chyba mówić jak bardzo mi się nie podobał. W końcu chłopak zatrzymał się pod domem moich dziadków, którzy zapewne kładli się już spać, mimo że dochodziła dopiero 23.
- Wchodzisz? - spytałam, otwierając drzwi
- Zostaję na noc. - oznajmił - Tylko muszę coś załatwić. Góra 30 minut i już u ciebie jestem. - pokiwałam i dałam mu krótkiego całusa w usta
Po wejściu do domu od razu skierowałam się do swojej łazienki pod prysznic. Umyłam włosy, posmarowałam całe ciało balsamem i w samym ręczniku wyszłam z zaparowanego pomieszczenia. Gdy stałam przy szafie, aby wyciągnąć ubranie do spania, ktoś musnął ręka po moich odkrytych plecach - natychmiastowo się odwróciłam i zobaczyłam dobrze znanego mi szatyna w samych bokserkach.
- Przestraszyłeś mnie. - powiedziałam, naciągając ręcznik na moje nogi, co wywołało śmiech chłopaka
- Tylko nie mów, że się mnie wstydzisz. - mówił, wciąż się śmiejąc, na co wywróciłam oczami
-  Mógłbyś wyciągnąć mi jakąś koszulkę? - spytałam, a Ashton pokiwał głową, podchodząc bliżej szafy - Górna półka. - nakierowałam. Wyciągnął jakąś szarą bluzkę, a następnie rozłożył ją przede mną - koszulka z Cobain'em. - Poważnie? - wywrócił oczami i założył mi ją przez głowę, wyjmując spod niej ręcznik. Od razu mocniej naciągnęłam na siebie ubranie.
- Masz coś pod spodem, prawda? - zapytał uważnie lustrując mnie wzrokiem - Axl, błagam powiedz, że masz na sobie chociaż majtki. - odsunęłam się od niego, próbując dostać się do szafki z bielizną - Cholera. - powiedział prawie bezgłośnie i zaczął się do mnie zbliżać z uśmiechem błąkającym się na jego ustach. Zatrzymałam go, kładąc moją dłoń na jego nagiej klatce piersiowej, a drugą wciąż przytrzymując bluzkę.
- Odejdź i daj mi się ubrać.
- Już za późno. - powiedział kiwając głową na swoje krocze, podążyłam tam wzrokiem i mogłam przez jego bokserki dobrze widoczną erekcję. Od razu zrobiło mi się gorąco i mogłabym przysiąc, że jestem cała czerwona na twarzy, a to tylko bardziej nakręciło chłopaka.
Zdjął moją rękę z jego piersi i złapał mnie w tali przyciskając swoje czoło do mojego. Patrzył prosto w moje oczy, a ja byłam jak zaczarowana. Nie powiedziałam nic nawet, gdy jego ręce przeniosły się na moje obnażone pośladki. Ścisnął je, a z moich ust wydobył się cichy jęk, który próbowałam stłumić przygryzając wargę. Ash popchnął mnie lekko w stronę łóżka, nie protestowałam, gdy na nie opadłam, a bluzka podwinęła mi się do połowy brzucha. Szatyn położył się między moimi nogami, wciąż nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. Odgarnął kosmyk włosów z mojego czoła, snując palcem po moim policzku, aż dotarł do wargi i potarł ja swoim kciukiem. Znów przeniósł wzrok na górną część mojej twarzy, a po chwili w końcu przywarł swoimi ustami do moich. Językiem pieścił moje podniebienie. Splótł nasze dłonie razem i położył je nad moją głową, dalej namiętnie mnie całując. Zaczęłam ssać jego język, by dokładnie zapamiętać jego słodki smak z szczypta tytoniu. Nie trwało to długo, bo Irwin kolejny raz przejął kontrolę, a ja mu uległam i czekałam na jego kolejny krok. Gdy próbowałam znaleźć się jeszcze bliżej niego - jakby to było możliwe - kręcąc się zahaczyłam swoim kroczek o jego, przez co wydał z siebie zduszony jęk, przymknął oczy, złapał moją wargę między swoje zęby, a nasze dłonie ścisnął jeszcze mocniej. Po chwili składał krótkie pocałunki na moich policzkach, szyi, dekolcie. Ręce przeniósł na moją nagą talię mimo, że moje wciąż pozostały w tym samym miejscu. Następnie zamiast rąk, jego usta zaatakowały mój brzuch, ale tylko przez moment, w następnej chwili znalazły się na wewnętrznej stronie mojego uda zostawiając tam po sobie jeden lub dwa ślady. Jego twarz znów była na równi z moją, nasze nie równe oddechy mieszały się ze sobą, gdy my zapatrzeni byliśmy w swoje oczy. Przeniosłam dłonie na jego szyję muskając kciukami policzki. Głowę zatopił w zgłębieniu mojej szyi, ciężko dysząc, jedną ręką podtrzymywał swoje ciało, a drugą sunął wzdłuż mojego roznegliżowanego ciała. Podniósł głowę, zatrzymując dłoń przy mojej ''gotowej'' kobiecości, patrząc na mnie i czekając na pewnego rodzaju pozwolenie. Zamiast słów, przycisnęłam swoje wargi do jego. Sam zinterpretował ten gest i pogłębił pocałunek, a następnie zatopił we mnie swoje palce. Poruszał nimi w dół i w górę, przyśpieszając i zwalniając co chwilę, gdy ja zacieśniałam uścisk na jego szyi. Gdy moja klatka nadzwyczaj szybko unosiła się i opadała, a w brzuchu rosło to przyjemne uczucie, on zaprzestał jakichkolwiek ruchów. W mgnieniu oka jego głowa znalazła się miedzy moimi nogami, a oddech odbijał się od mojego wejścia. W swoje duże dłonie złapał mnie za biodra i przejechał językiem po mojej łechtaczce, aby następnie ją zasysać i przygryzać. Będąc już na granicy wytrzymałości wplotłam palce w jego włosy, ciągnąc za nie. Poczułam ciarki przechodzące przez moje nogi, odchyliłam głowę, zacisnęłam powieki i z jednym, głośnym jękiem doszłam. Leżałam sparaliżowana, dopóki nie poczułam jego równie nierównego oddechu przy moim uchu.
- Zaraz wracam. - szepnął składając pocałunek na mojej skroni. Wstał i skierował się do łazienki nie domykając za sobą drzwi. Schowałam twarz w dłoniach próbując opanować uśmiech, który ciągle cisnął mi się na usta. Nie pierwszy raz szczytowałam i nie pierwszy raz miałam chłopaka między nogami, a nigdy nie reagowałam jak napalona czternastolatka na pierwszą randkę z chłopakiem. Ale muszę przyznać, że widok Ashton'a między moimi nogami jest najlepszym widokiem na całym świecie. Nie myśląc długo podniosłam się z łóżka i poszłam za chłopakiem. Po drodze zakładając najseksowniejsze majtki jakie w tamtym momencie mogłam znaleźć, jeśli można to nazwać majtkami - zwykła, niewygodna, granatowa koronka. Przecisnęłam się przez szparę między framugą, a drzwiami zamknęłam je za sobą. Szatyn był widocznie skrępowany stojąc przede mną z bokserkami w kolanach i starając sobie ulżyć. Bez słowa podeszłam do niego przyssałam się do jego szyi, a do ręki wzięłam jego męskość. Był duży, bardzo duży, zdecydowanie większy od Jimmy'ego i minimalnie od Trevor'a. Złapał za mój pośladek i przycisnął do swojego boku. Jeździłam ręką w górę i w dół co raz szybciej, a w jego szyi zatapiałam zęby, aż nie poczułam lepkiej substancji na swojej dłoni i nie usłyszałam tego charakterystycznego gardłowego jęknięcia.
- Rose... - szepnął, pocałowałam krótko malinkę, którą właśnie mu zrobiłam i poszłam umyć ręce, przyglądając się jego odbiciu w lustrze. Patrzył na mnie chwilę, aż w końcu postanowił założyć na siebie bokserki, które zsunęły mu się do kostek.

~~~~*~~~~
Ashton

Podszedłem do dziewczyny, odwróciłem przodem i opierając ją o umywalkę pocałowałem w jej słodkie, zaczerwienione wargi. Gdy znów na nią spojrzałem, usta miała wykrzywione w uśmiechu. Splotła nasze dłonie razem i wyprowadziła mnie z łazienki, kierując się w stronę łóżka. Oboje położyliśmy się na plecach, nie dotykając się nawzajem co mi się wcale nie podobało. Przyciągnąłem Rose do siebie, położyła głowę na mojej klatce piersiowej, a nogę przerzuciła przez moje. Bawiłem się jej włosami, gdy ona kreśliła nieznane mi wzory na brzuchu. Ma takie delikatne palce i w ogóle... dłonie. Widok Rose szczytującej w mojej koszulce będzie chyba mnie podniecał już do końca życia. 
- Dlaczego nie chcesz być w drużynie? - spytałem 
- Nie to, że nie chcę, nie mogę. - oznajmiła i przeniosła swoją rękę z mojego brzucha na moją dłoń, tym razem bawiąc się moimi palcami - Przez to, że ćpałam byle gówno, a później byłam faszerowana jakimiś antydepresantami mam problemy z sercem. Nie jakieś poważne, ale muszę codziennie brać leki i nie przemęczać się za bardzo, więc parogodzinne treningi odpadają.
- A dzisiaj się przypadkiem nie przemęczyłaś? - zapytałem żartobliwie 
- Czekałam, aż to powiesz. - zachichotała i podniosła głowę, odgarniając włosy z mojej twarzy i całując mnie krótko w usta - Dobranoc, Ash.
- Powiedz jeszcze raz moje imię.
- Ash?
- Powiedz to tak jak wtedy. - poprosiłem, a Mann zmarszczyła brwi
- Jak?
- Nieważne. - pokręciłem głową i uciekłem od niej wzrokiem
- Nie powiesz mi dobranoc... - przejechała nosem po moim policzku i pocałowała mnie w brodę -... Ash.
- Tak delikatnie. - uśmiechnąłem się do siebie i objąłem ją mocniej. 

~~~~*~~~~

Obudził mnie dźwięk budzika w moim telefonie. 7:30 no tak dzisiaj szkoła. Odpuściłbym sobie ze względu na Rose, która wciąż śpi obok mnie, ale za tydzień jest mecz, więc nie mogę się narażać, jeśli chcę grać. Kołdra zsunęła się z dziewczyny, pokazując jej jędrny tyłek przyodziany w koronkę i nagie ramię, z którego spadł rękaw koszulki. Sunąłem opuszkami palców wzdłuż jej ręki, wsłuchując się w słodkie mruczenie Axl. Zacząłem składać delikatne pocałunki na jej skórze, aż doszedłem do kącika jej ust. Mann odwróciła głowę w moją stronę powoli otwierając oczy.
- Cześć. - powiedziała uśmiechając się do mnie leniwie i dotykając dłonią mojego policzka
- Cześć. - przywitałem się, składając pocałunek na jej nosie - Wstawaj, bo się spóźnisz. - szepnąłem w jej usta, kręcąc kółka na dole jej brzucha i śmiejąc się na jej przyśpieszony oddech. Ostatnia noc zdecydowanie należy do tych najlepszych.
- Mam na trzecią lekcje. A z tego co wiem, ty nie.
- Wyganiasz mnie? Wykorzystałaś seksualnie bezbronnego chłopaka i już nie jest ci potrzebny? - spytałem z udawanym oburzeniem, wywołując u brunetki jeszcze większy uśmiech
- Nie mam nic przeciwko, żebyś jednak został. - oznajmiła oplatając mnie rękoma w pasie i przyciągając bliżej
- Nie mogę. W czwartek jest mecz, więc do tego czasu nie mogę sobie pozwolić na całodzienne wagary.
- A kto mówił o całym dniu? Nie pochlebiaj sobie. - popatrzyłem na nią spod uniesionych brwi i wpiłem się w jej szyję, co wywołało jęk u dziewczyny
- Śpię dzisiaj u ciebie. - stwierdziłem - Ale przyjdę trochę późnej, żeby rodzice się nie czepiali.

~~~~*~~~~

Po trzeciej lekcji przez całą przerwę szukałem Mann, ale nie odniosłem żadnego sukcesu, więc stwierdziłem, że zaczekam do lunchu, który właśnie trwa.
- Co jest dzisiaj z tobą nie tak? - spytałem Calum'a, który od rana jest nieobecny, a teraz bez sensu przewraca jedzenie na talerzu
- Nic. - odpowiedział szybko - Co jest z tobą? Cały czas szczerzysz się jak głupi.
- Spójrz na jego szyję, a będziesz miał odpowiedź. - powiedział Luke
- Nasz odpowiedź właśnie do nas zmierza. - oznajmił Clifford kiwając w stronę wejścia do stołówki. Brunetka zmierzała prosto w naszą stronę ignorując wszystkich śliniących się na jej widok chłopaków - swoją drogą, ja ich nie ignorowałem
- Co zrobiłeś? - zapytała Hood'a, opierając się o stolik i patrząc wprost na niego
- O co ci chodzi? - spytał, próbując unikać jej wzroku, co wcale nie jest łatwe
- O co mi chodzi?! - warknęła z uniesionymi brwiami. - Dobra. Zaczynając od tego, że Alice nie powiedziała dzisiaj o tobie ani słowa, co w żadnym stopniu nie jest normalne, a gdy w końcu o ciebie zapytałam zaczęła płakać i mówić mi jak to cały świat jest beznadziejny. - pluła jadem
- Płakała przeze mnie? - szepnął Calum, wciąż patrząc na swoje, zimne już jedzenie
- Wczoraj było dobrze. Co się stało? - złagodniała - Mów.
- Jak wyszliśmy z kina, pożegnaliśmy się z wami i szliśmy do samochodu, jakaś dziewczyna się do mnie przykleiła, a ja tak jakby zacząłem z nią flirtować, mimo że obok stała moja Alice. Później tamta dziewczyna dała mi swój numer, a Alice go wyrzuciła i nie miałem jej tego za złe, ale powiedziałem, że ja nie jestem o nią zazdrosny, więc ona też nie powinna. Powiedziała, że ja nie mam powodu, żeby być o nią zazdrosny, a później palnąłem, że nie jestem o nią zazdrosny, bo nikt nie chcę mi jej zabrać. - żaden z nas się nie odezwał, a Axl patrzyła na niego przez chwilę, aż uderzyła go dość mocno w głowę
- Po pierwsze jesteś palantem, a po drugie mylisz się. - chłopak podniósł na nią głowę - Mnóstwo chłopaków chcę się z nią umówić, ale ona świata poza tobą nie widzi i teraz zupełnie nie rozumiem dlaczego. Ale nie widziałam jej nigdy szczęśliwszej niż wtedy, gdy jest z tobą, więc posłuchaj. Jeśli potrzebujesz dziewczyny, żeby coś sobie udowodnić to znajdź inną. - oznajmiła, prostując się i zakładając ręce na piersi
- Kocham ją i nie chcę, żeby cierpiała, a zwłaszcza z mojego powodu.
- Kochasz ją? - Hood kiwnął głową, a każdy z nas był równie zaskoczony - Powiedziałeś jej o tym?
- Nie. - szepnął
- To dlaczego mówisz to nam? - westchnęła, gdy nie otrzymała odpowiedzi - Chcesz być chłopakiem, który naprawdę na nią zasługuje?
- Tak.
- Więc słuchaj mnie teraz. Rozmawiaj z nią. Całuj ją powoli. Przytulaj ją. Trzymaj ją mocno w ramionach. Śmiej się z nią. Rób z nią zdjęcia. Pozwól jej siadać na swoich kolanach. Jeśli kiedyś powie, że kocha cię bardziej, nie zgódź się z tym. Całuj ją niespodziewanie. Przytulaj ją od tyłu w talii. Mów jej, że jest piękna. Mów, co do nie czujesz. Jeśli wydaje ci się, że coś jest nie tak, po prostu ją przytul. Nie wstydź się jej. Nie okłamuj jej. Zabieraj ją wszędzie, gdzie tylko chce, nawet jeśli to miałby być drugi koniec świata. Gdy jesteście sami przytul ją i zacznij całować. Całuj ją w policzek, szyję. Patrz jej głęboko w oczy i mów jak bardzo ją kochasz. Pozwól jej położyć głowę na twojej klatce piersiowej, dzięki czemu będziesz mógł ja przytulić. Podczas spaceru trzymaj ją za rękę. Obejmuj ją tak długo jak to możliwe. Ocieraj jej łzy kiedy płacze. Dotykaj jej pleców. Trzymaj ją za rękę w miejscach publicznych. Rozmawiaj z nią o wszystkim. Odgarniaj jej włosy z twarzy i całuj delikatnie. Niespodziewanie podejdź do niej i przytul ja. Całuj ją w deszczu. Tańcz z nią przy wolnej muzyce. Po prostu pokaż jej, jak bardzo ją kochasz. A teraz idź do niej. Jest za szkołą. - Calum wstał i wybiegł ze stołówki
- Tak w ogóle to: Cześć, piękna. - powiedział Luke i został zgromiony przeze mnie wzrokiem, ale tylko wzruszył ramionami
- Cześć. - przywitała się posyłając uśmiech Clifford'owi i Hemmings'owi, ale zaraz odwróciła głowę kogoś wołając - Mike! Zaczekaj! - podeszła do chłopaka z mojej drużyny, który już kiedyś próbował ją podrywać, co prawda nieudolnie, ale jednak
- Czego ona od niego chce? - zapytałem bardziej sam siebie niż ich
- Nie wiem, ale on patrzy na jej tyłek. - oznajmił Michael
- Jest na co. - stwierdził blondyn, a ja kopnąłem go w kostkę pod stołem
- To smutne. - zaczął Mikey - Siedzisz tutaj, gromisz każdego wzrokiem kto na nią spojrzy, sam jesteś wpatrzony w nią jak w obrazek, a ona nawet na ciebie nie spojrzy.
- Nie ważne. Nie jestem nawet zazdrosny. Moja Rose nie poleciałaby na kogoś takiego jak Mike.
- Twoja?

~~~~*~~~~
Axl

Mija połowa biologii, a ja stoję sama na korytarzu przy swojej szafce, szukając tych cholernych leków. Czemu zawsze się gdzieś gubią. Nie ważne czy trzymam je w szkolnej szafce, torebce, czy pokoju i tak nie mogę ich znaleźć. W końcu! Są! Zażyłam określoną dawkę, gdy poczułam czyjeś dłonie na biodrach i znajomy zapach w nozdrzach. 
- Nie powinieneś być na lekcjach? - spytałam
- Mógłbym spytać cię o to samo. - powiedział przygryzając płatek mojego ucha. Odwróciłam się do niego przodem, a plecami oparłam się o szafki. - Czemu gadałaś z Mike'm? - zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co mu chodzi, ale po chwili sobie przypomniałam
- Mamy razem chemię i musiałam się o coś zapytać.
- Nie powinnaś nosić tych spodni.
- Dlaczego?
- Za bardzo zwracasz w nich na siebie uwagę płci przeciwnej i nie tylko. - złapał mnie za pośladki i musnął moje usta swoimi
- Jeszcze się nią nie znudziłeś, Ashti? - usłyszeliśmy znajomy głos, należący do nikogo innego jak Paige. Na szczęście minęła nas, nie zatrzymując się.
- Zignoruj ją. - powiedział szatyn
- To właśnie zamierzałam zrobić. - splotłam dłonie na jego karku i wpiłam się w jego usta, ssąc dolną wargę
- Nie macie lekcji? - tym razem był to męski głos - Mr. Smith. Szybko oderwałam się od chłopaka, ale nie mogłam odsunąć się daleko, bo uniemożliwiały mi to ręce Ashton'a na mojej talii.
- Właśnie na nie szliśmy. - powiedziałam
- Właśnie widziałem.
- I co? Podnieciło to pana? - spytał chłopak, a ja uderzyłam go lekko w plecy
- Irwin. Mam nadzieję, że uczysz się na test w przyszłym tygodniu. Od niego zależy roczna ocena oraz za dobry wynik można otrzymać dodatkowe punkty, a z tego co wiem starasz się o stypendium. Więc radzę się przyłożyć. A tymczasem do zobaczenia, Axl i lepiej pójdźcie na następną lekcje. - oznajmił i odszedł
- Tak nie mówi się do nauczycieli. - upomniałam Ash'a, a on mruknął coś niezrozumiałego i zaczął obcałowywać moje policzki, wywróciłam oczami - Za tydzień, w sobotę Sydeny ma urodziny. Chcesz jechać do Chicago ze mną i Michael'em? - spojrzał na mnie - Wyjechalibyśmy w piątek po szkole i wrócili w niedzielę.
- Chcesz, żebym pojechał?
- Gdybym nie chciała to bym nie pytała. - pocałował mnie krótko w usta - Naucz się na ten test. - wywrócił na mnie oczami - Proszę, Ash.

~~~~*~~~~

'' Ludzie składają obietnicę... 
a potem je łamią.
Wszystko się zmienia.
Wszyscy zawodzą,
nawet najbliżsi.
Rzadko kto stara się
dotrzymać słowa.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Niezbyt podoba mi się ten rozdział, a Wam?
Liczę na komentarze lub cokolwiek innego.
Do zobaczenia ;-]

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 21

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że nie dawałam znaku życia przez miesiąc, a teraz cieszcie się rozdziałem... 

Od miesiąca jestem w ''cudownym związku'' z Irwin'em. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej zdaję sobie sprawę jak bardzo pojebany to był pomysł. Chodzi o to, że sama nie wiem jak funkcjonuje normalny związek między dwojgiem ludzi, a obiecałam mu to pokazać. Wszyscy widzą, że on jak i ja jest uwięziony w tym chorym układzie. On nie może już więcej bawiać się z przypadkowymi dziewczynami na najhuczniejszych imprezach, a ja nie mogę spróbować się w końcu zabawić w Lamar - ja się nudzę, a on czuję się jak więzień. Doszliśmy zaledwie do trzeciej bazy co i tak było dla nas niezręczne, chociaż wcześniej nam nie przeszkadzało.
Trevor i Cole są w Hiszpanii od dwóch tygodni i jesteśmy w stałym kontakcie. Uzgodniliśmy, że po ich powrocie zobaczymy jak nasza znajomość będzie wyglądać, a teraz nie ma co gdybać.
Jestem właśnie w samochodzie z Ashton'em i Michael'em, a naszym celem jest impreza jakiejś popularnej dziewczyny ze szkoły. Nie mam ochoty spędzać czasu na patrzeniu jak ''mój chłopak'' ślini się na widok roznegliżowanych nastolatek, dobrze wiedząc, że ani dzisiaj, ani jutro nie porucha. Ale co ja tam mam do powiedzenia? Nic, zupełnie nic. Jakby kogoś obchodziło moje zdanie.
Z tego co wiem Clifford jest w kontakcie z Sydney, ale mimo to nie żyje w żadnym celibacie i właśnie bezczelnie wgapia się w mój dekolt. Nie mam co go winić, w końcu założyłam dość obcisła bokserkę uwydatniającą moje piersi. Gdy wysiedliśmy z samochodu impreza trwała w najlepsze, a niektórzy już zgonowali przed domem. Szatyn dumnie splótł nasze palce i razem ze mną przekroczył próg.
Prawdopodobnie minęło już kilka godzin, a my siedzimy na kanapie bez słowa popijając piwo z standardowych, czerwonych kubeczków. Ale co ty by było za wyjście z moją druga połówką, gdyby żadna dziewczyna się do niego nie kleiła. I oto nadchodzi cycata blondynka ubrana w panterkę.
- Dawno się nie widzieliśmy - zaczęła siadając szatynowi na kolanach. Już dawno takie zachowanie przestało robić na mnie wrażenie, więc odwróciłam głowę pijąc kolejny łyk piwa, mimo że powinnam zachować się zupełnie odwrotnie jak przystało na dziewczynę w normalnym związku. - Może skoczymy na górę i skorzystamy z jednego pokoju. Co ty na to? - Ash z wyraźnym bólem na twarzy zsunął dziewczynę ze swoich kolan
- Jestem tu ze swoją dziewczyną. - oznajmił wskazując na mnie. Przeniosłam swój wzrok na nich i posłałam lekki uśmiech blondynie
- Nie mam nic przeciwko trójkątom. - stwierdziła, a szatyn spojrzał na mnie z nadzieją w oczach, niemo błagając o moją zgodę
- Nie żartuj. - powiedziałam bezgłośnie, wracając do obserwowania tańczącego tłumu. Minęło parę minut i znudziło mi się to zajęcie. Dopiłam swoje piwo i przesunęłam się z końca kanapy do Ashton'a.
- Dlaczego zabierasz mnie na te wszystkie imprezy? - spytałam starając się przekrzyczeć muzykę
- Bo jesteś moją dziewczyną i chcę żebyśmy się dobrze razem bawili. - oznajmił beznamiętnie
- Po pierwsze związki nie polegają na tym, żeby wszystko robić razem, a po drugie dobrze się bawisz siedząc na kanapie i patrząc jak inni naprawdę się bawią?
- Nie możesz się po prostu zgodzić na ten trójkąt?! - zapytał z pretensją z głosie
- Żartujesz sobie?
- To chociaż się przeliż z jakąś laską.
- Dobra. - spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony - Jeżeli ty pocałujesz się z jakimś kolesiem.
- Mogę zgłosić się na ochotnika! - wtrącił się jakiś chłopak, którego ubiór i postawa przypominała stereotypowy wygląd osoby homoseksualnej
- Zgoda - warknął Irwin i już stał przy chłopaku atakując jego usta. Bardziej niż sam fakt, że to zrobił zaskoczyło mnie jak bardzo zachłannie to robił. Pocałunek skończył się, gdy chłopak złapał Ash'a za tyłek. Teraz jestem pewna, że on jest stuprocentowym gejem. Zanim zdążyłam się otrząsnąć szatyn był z powrotem obok mnie, pochylając się nade mną.
- Twoja kolej, kochanie. - powiedział prosto w moje usta i pociągnął mnie za rękę prowadząc w sam środek tłumu, zatrzymując się przed jakąś tlenioną blondynką i szepnął jej coś na ucho, na co energicznie pokiwała głową, nie trudno było mi się domyślić o co chodziło. Chwilę później dziewczyna przyssała się do mojej twarzy, wpychając mi swój język do gardła i jeżdżąc swoimi rękami po całym moim ciele, łapiąc za tyłek lub piersi. Oddawałam jej zachłanne pocałunki dopóki nie poczułam kolejnej pary ust na mojej szyi.
- Nawet o tym nie myśl. - zwróciłam się do Irwin'a, odrywając się od mojej tymczasowej partnerki
- Chodźmy się napić.
Piliśmy, tańczyliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się - tak spędziliśmy kolejne dwie godziny. W końcu stwierdziliśmy, że czas wrócić do domu. Ashton postanowił zostawić tu samochód i odebrać go jutro. Gdy mijaliśmy jego pick-up'a zauważyliśmy, że wóz trzęsie się w dziwny sposób, a przez przednią szybę widoczna jest niebieska czupryna - było już jasne co się tam dzieję, a ja nie mogłam ukryć mojego rozbawienia.
- Mówiłem mu, żeby znalazł sobie inne miejsce to pieprzenia lasek na imprezach. - wybełkotał, a ja wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem. Chłopak to zignorował i kierowaliśmy się w stronę domu Irwin'a, który był zaledwie dwie ulice dalej. Gdy byliśmy na podjeździe lunął deszcz i nie zostawił na nas suchej nitki. Szatyn poinformował mnie, że klucze zostawił w samochodzie, więc musimy wejść przez okno w piwnicy. Nie było to dobrym pomysłem z racji tego, że w naszych organizmach buzował alkohol, chociaż było go już niewiele, ale jednak. Ashton z paroma potknięciami w końcu dostał się do środka, a ja jak to ja musiałam zaczepić o coś przez co, gdy wchodziłam do piwnicy rozerwałam moją bokserkę tak mocno, że widać było mój cały brzuch.
- Kurwa! - warknął chłopak stojąc przy drzwiach
- Co? - spytałam
- Drzwi są zamknięte od zewnątrz.
- Świetnie. - fuknęłam trzęsąc się z zimna. Miałam do wyboru wyjść oknem i dostać się do domu dziadków w czasie ulewy, w porwanej bluzce lub przeczekać deszcz i trochę wyschnąć - wybrałam tę drugą opcję.
- Mam tutaj jakieś ciuchy, więc jeśli chcesz możesz wziąć koszulkę, ja rezerwuje dresy. - oznajmił i podał mi ubranie. Oddaliłam się w jakiś kąt, zdjęłam przemoczone ciuchy, wieszając je na kaloryferze i zostałam w samej bieliźnie i koszulce chłopaka sięgającej mi ledwo za tyłek. - Znalazłem koce. - wzięłam jeden i przeszłam się wzdłuż piwnicy, zauważając trzy gitary, perkusję, starą kanapę, fotel, kilka innych gratów i gramofon.
- Masz tutaj jakieś płyty? - zapytałam
- Kilka pod stolikiem, reszta jest w moim pokoju. - schyliłam się po pudło z winylami, włączyłam ostatni album Presly'a i przeglądałam pozostałe płyty, aż natrafiłam na ciekawe znalezisko - skręty. - Niezbyt wyszukana kryjówka na trawkę.
- Nikt tam nie zagląda, więc jest raczej dobra. - podszedł do mnie, przez co mogłam dokładnie zobaczyć, że ma na sobie tylko dresy. Przez zgaszone światło nie mogłam dobrze się przyjrzeć jego idealnie umięśnionej klacie.
- Masz ogień?
- Chyba nie powinnaś... - zaczął drapiąc się po karku - znaczy... nie boisz się, że... no wiesz...
- Byłam uzależniona od o wiele twardszych narkotyków, nic mi się nie stanie od jednego skręta.
- Jesteś pewna?
- Tak, ale możemy wypalić jednego wspólnie, jeśli to sprawi, że będziesz spokojniejszy.
- Sprawi. - odetchnął z ulgą. Wyciągnął z kieszeni dresów zapalniczkę i zapalił mi skręta. Zaciągnęłam się nim porządnie i podałam go chłopakowi, który zrobił to samo. Zaciągając się kolejny raz stanęłam na palcach i wypuściłam dym prosto w twarz chłopaka.
- Wiesz, że wypuszczając dym w czyjąś twarz dajesz mu do zrozumienia, że chcesz się z tą osobą pieprzyć? - spytał z chytrym uśmieszkiem
- Wiem o tym doskonale. - oznajmiłam składając delikatny, ale zachęcający pocałunek na jego ustach. Wyrwał mi skręta z dłoni, zgasił go, a następnie zaprowadził mnie do fotela, siadając na nim i pokazując, żebym usiadała mu na kolanach - tak też zrobiłam. Siedzieliśmy razem na fotelu wpatrując się nawzajem w swoje twarze i wsłuchując się w głos ''Króla''.
- Uśmiechnij się. - powiedziałam wpatrując się w jego piękne oczy. Nie piękne! Zwyczajne. Zwyczajne oczy.
- Co?
- Po prostu się uśmiechnij. - uśmiechnął się pokazując swoje białe zęby, a mój palec powędrował do jednego dołeczka w jego policzku - Lubię twoje dołeczki. - jego uśmiech się powiększył, a dłoń znalazła się na moim policzku
- Ty też masz jeden. Z resztą wole twoje oczy. Są zielone, ale nie jakieś mdłe, są czysto zielone. - odgarnął mokre włosy z mojego czoła i kciukiem potarł moją wargę - Dzięki mojemu kiepskiemu całowaniu przynajmniej nigdy mnie nie zapomnisz. - stwierdził śledząc palcem bliznę na dolnej wardze
- Każdy chłopak z jakim się spotykałam zostawił mi po sobie ślad. Trevor - plecy, Jimmy - ręka - szczęka Ashton'a gwałtownie się zacisnęła - Ale chyba przez te parę miesięcy nauczyłeś się całować, co?
- A jak sądzisz? - wzruszyłam ramionami, a chłopak wpił się w moje usta, zaciskając rękę na moim karku. Przejechał językiem po mojej wardze prosząc o dostęp, wplotłam palce w jego włosy, lekko za nie ciągnąc. - Mocniej - wyszeptał i wrócił do pocałunków, które były delikatne, namiętne, pobudzające. Jego ręka zjechała na moją obnażoną nogę i sunęła ku górze zatrzymując się przy biodrze i bawiąc się gumką od majtek. Swoje wilgotne wargi przeniósł na moją szyję zataczając na niej kółeczka językiem, przez co wydałam z siebie cichy jęk. Irwin oderwał usta od mojego ciała, złożył krótkiego całusa na moich wargach, opadł na oparcie fotelu i pokazał swój triumfalny uśmieszek pocierając moje udo.
- Na pewno chcesz to dalej ciągnąć? - zapytałam zaskakując samą siebie
- A co? Tchórzysz? - zadrwił
- Nie, ale... Nie przeszkadza ci życie w celibacie?
- Co?
- No wiesz. Nie możesz bzykać teraz na lewo i prawo.
- Wiem i dzięki tobie nie muszę tłumaczyć Paige dlaczego mój penis nie chcę lądować w jej waginie. - wywróciłam oczami, chociaż dlaczego nie, nie zapytam go o to, nie obchodzi mnie to
- Oj no weź Ashti. Wiem, że wciąż pragniesz zatopić zęby w moich cyckach. - starałam się udawać Larsson co wywołało niepohamowany śmiech u chłopaka - Boże... Jak to może podniecać?
- Nie może. Musiała się mocno postarać, żeby do czegokolwiek doszło. - pokręciłam głową - Ale ty nie masz takiego problemu. - szepnął mi do ucha przygryzając jego płatek.
- Tak? - spytałam kładąc dłoń na jego odkrytym torsie i zjeżdżając do wypuklenia na jego dresach, ściskając za nie i rozkoszując się gardłowym jękiem Ash'a.
- Rose... - wyjąkał
- Uwielbiam kiedy ty mnie tak nazywasz. - oznajmiłam biorąc w zęby jego górną wargę
- Rose, Rose, Rose... - szeptał i nagle podniósł mnie sadzając na fotelu, a następnie uklęknął przed nim i wziął w dłonie moja lewą nogę. Złożył pocałunek przy mojej kotce i wspinał się wyżej zostawiając mokre ślady. Dotarł do tatuażu na biodrze, lizał go, ssał, przygryzał, czułam jego uśmiech na mojej skórze i to przyjemne uczucie na dole brzucha - podniecenie.
- Łaskoczesz. - zachichotałam, a on przerwał - szkoda
- Wybacz, nie goliłem się.
- Nie szkodzi. Lubię cię w takim wydaniu. - oparł się na podłokietnikach, a swoją twarz umiejscowił dokładnie na przeciwko mojej
- Masz na myśli: podniecam cię w takim wydaniu. - powiedział z chytrym uśmieszkiem, lekko dysząc
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - kolejny raz wpił się w moje usta, lecz teraz tak mocno, że fotel przewrócił się do tyłu, a my razem z nim, robiąc przy tym dużo hałasu i tłumiąc śmiech - Twoi rodzice się nie obudzą?
- Nie. Piwnica jest dźwiękoszczelna odkąd gramy tu z chłopakami. - wstał, pomagając mi zrobić to samo - Nic ci się nie stało?
- Nie. Jak miło, że się martwisz.
- Jak mógłbym nie martwić się o swoją dziewczynę. - położył rękę na piersi, udając oburzenie i wywołując uśmiech na mojej twarzy. Usiedliśmy na podłodze opierając się plecami o przewrócony fotel. Ułożyłam głowę na ramieniu szatyna, a on splótł nasze palce razem, całując zewnętrzną stronę mojej dłoni.
- Jak czule. - skomentowałam, chłopak widocznie się speszył, więc złożyłam całusa na jego ramieniu, przywracając tym samym uśmiech na jego twarzy.
- Całowałaś się kiedyś z dziewczyną? - zapytał - Bo nie wyglądało jakbyś robiła to pierwszy raz.
- Czasem się zdarzało.
- A było coś więcej?
- Raz.
- Naprawdę?! - nie krył zaskoczenia
- A ty miałeś jakieś przygody z chłopakami?
- Raz, jak byłem bardzo, bardzo pijany.
- Jak bardzo przyjemnie ci było? 
- Masz jakąś lekcję mi do przekazania na temat związków? - spytał, zmieniając temat
- Na tę chwilę nie. Ale mogę powiedzieć ci czego nauczyłam się obserwując ludzi wokół.
- Zamieniam się w słuch. - zwrócił głowę w moją stronę, patrząc mi prosto w oczy i lekko się uśmiechając. Wyglądał tak... uroczo.
- Kobiety zakochują się przez to co słyszą, a mężczyźni przez to co widzą. Dlatego kobiety się malują, a faceci kłamią.
- Głębokie.
- Prawdziwe. - skradłam mu krótki pocałunek i wstałam kierując się do ubrań wiszących na kaloryferze - Dochodzi 6:00. Muszę być w domu zanim dziadkowie się obudzą. - poinformowałam i założyłam suche już spodnie oraz jeansówkę na bluzkę chłopaka, która wciąż miałam na sobie, moja nie nadawała się do niczego. Odwróciłam się i zauważyłam ubranego Ashton'a próbującego wyłączyć gramofon. Nie wiem czemu, ale podeszłam do niego, owinęłam rękoma jego talię, pocałowałam w plecy i wtuliłam w nie twarz, zaciągając się jego zapachem.
- Jak czule. - odezwał się ze słyszalnym śmiechem, przez co dostał kuksańca w bok. Odwrócił się, złapał moją twarz w swoje dłonie, uważnie ją badał, dopóki nie przyssał się do moich ust.
- Naprawdę muszę już iść. - wysapałam w jego usta, chociaż odejście od niego było ostatnią rzeczą jakiej w tamtej chwili chciałam. Na moje słowa przyciągnął mnie bliżej i oplótł ciaśniej ramionami.
- Tym razem jak będziesz wychodzić nie porwij bluzki. - powiedział, całując mnie w skroń. Nim zdążyłam powrócić do rzeczywistości, on był już na zewnątrz, więc poszłam w jego ślady.
- Gdzie idziesz? - spytałam, gdy znaleźliśmy się na chodniku
- Jestem już trzeźwy, więc wrócę po samochód.
- Przyjdziesz dzisiaj do mnie, kochanie? - zapytałam przygryzając kusząco wargę i ciągnąc go za skrawek kurtki
- Chciałbym, ale dzisiaj nie mogę, skarbie. - oznajmił, odgarniając moje włosy. Pożegnaliśmy się, a gdy zaczęłam odchodzić złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Zrób to jeszcze raz. - powiedział głosem przepełnionym pożądaniem
- Co?
- Przygryź swoją cholerną wargę. - zrobiłam o co prosił
- Twoja kolej. - zrobił to o wiele bardziej seksownie niż sądziłam - Nie. Przygryź MOJĄ cholerna wargę. - starałam się udawać ton głosu Irwina, ale bez skomentowania mojej nieudolnej próby uwięził moją wargę między swoimi zębami.
Odwróciłam się w kierunku domu dziadków i zmierzałam w tamtą stronę z ogromnym bananem na ustach. Gdy miałam wchodzić na nasz podjazd zobaczyłam chłopaka z niebieską burzą włosów kierującego się w moją stronę.
- Wybranka się spisała? - spytałam nawiązując do sytuacji sprzed paru godzin i wskazując na czerwone ślady na szyi Clifforda
- Nie było źle, ale wiesz nikt nie dorówna Sydney. Ona jest niesamowita, gdy...
- Nie chcę wiedzieć. - przerwałam wywołując jego śmiech
- Gdzie zgubiłaś chłopaka? - zapytał kiwając głową na koszulkę, którą miałam na sobie
- Poszedł po samochód.
- Jasne. - prychnął, ale postanowiłam nie drążyć - Wciąż uważam, że wasz układ jest zdrowo pojebany i zalecam jak najszybsze przerwanie go.
- Michael. Polubiłam cię od samego początku i lubię jeszcze bardziej odkąd Sydney cię polubiła i nie chcę tego zmieniać, więc lepiej będzie jak będziemy unikać tego tematu.
- Dobra, ale ostrzegałem was, żeby nie było, że nie.

~~~~*~~~~

Po południu przyszedł Luke na korepetycje z matematyki przynosząc jak zawsze piwo i żelki.
- Jak było na imprezie?
- Nic szczególnego jak zawsze. - mruknęłam
- Skończcie to. - powiedział blondyn po chwili ciszy
- Nie zaczynaj.
- Nie zaczynaj czego? To jest najbardziej popierdolona rzecz jaką widziałem.
- Rano Michael, teraz ty. Dajcie mi z tym spokój to tylko kilka miesięcy.
- Naprawdę myślisz, że dwoje ludzi może udawać związek przez kilka miesięcy i nic, absolutnie nic do siebie nie poczuć?
- Z Paige był znacznie dłużej i...
- Kurwa, Axl! Tym razem to nie jest sam seks! Rozumiesz?!
- Podaj definicje graniastosłupa podobnego, Luke.

~~~~*~~~~

''Były dwie siostry: Noc i Śmierć,
Śmierć większa, a Noc mniejsza,
Noc była piękna jak sen, a Śmierć,
Śmierć była jeszcze piękniejsza''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie!
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz bardzo przepraszam za ten cichy miesiąc.
Nie wiem co więcej mogę napisać, ale postaram się, aby taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła.
Cieszcie się nowym, wyczekiwanym rozdziałem i komentujcie.
Kocham Was i przepraszam!
Do zobaczenia ;-]

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 20

Po wyjściu od Ashton'a skierowałam się na cmentarz, na którym spędziłam dobre dwie godziny gadając do kamiennego nagrobka. Po wizycie u taty wróciłam do domu, ale zamiast wejść do środka usiadłam na werandzie. Jest początek stycznia, a ja siedzę na huśtawce w samej bluzie. Co prawda zimy w Lamar są ciepłe, ale niestety nie w tej chwili. Gdy rozmyślałam o sposobie przetrwania półtora roku w rodzinnym mieście mojego taty, poczułam na ramionach miękki materiał - koc, który jak się okazało przyniósł mój dziadek. Usiadł obok mnie i przez krótką chwilę milczał.
- Wiesz, że gdybym wiedział kim był ten chłopak nie wpuściłbym go do warsztatu, prawda? - spytał, zapewne myśląc, że to jest powodem mojego smutku
- Wiem. - szepnęłam
- Nie o to chodzi? - pokręciłam przecząco głową
- Po prostu nie chcę, żeby znowu wracali.
- Nie prawda. - spojrzałam zdziwiona na staruszka - Ty nie chcesz, żeby odchodzili.
- To to samo. Jeśli wrócą to i tak zaraz odejdą. Zawsze to robią.
- Wiem, że sprawiają ci szczęście, więc może warto dać im jeszcze szansę.
- Mieli już wystarczająco szans. - odparłam nieco mniej pewniej niż na początku
- Zastanów się jeszcze nad tym.
- Będę musiała. - oznajmiłam chowając twarz w dłoniach
- To jest jedyny powód dla którego jesteś taka smutna?
- Powiedziałam o wszystkim Alice i Ashton'owi.
- I jak zareagowali?
- Alice nie chcę mnie znać, a Ashton nic właściwie nie powiedział.
- Nie zamartwiaj się tym teraz i chodź do środka. - poprosił i wstał z huśtawki kierując się do wejścia
- Zaraz przyjdę. - kiwnął głową i zniknął za drzwiami. Podsunęłam kolana pod brodę, otuliłam się szczelniej kocem i zamknęłam oczy. Moja chwila samotności nie trwała długo, ponieważ ktoś postanowił się do mnie przysiąść. Do moich nozdrzy dotarł dobrze znany zapach, nie musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć kto to - Irwin.
- Przepraszam. - odezwał się i wtedy wiedziałam, że się nie pomyliłam
- Za co?
- Za to, że byłem taki oschły i cię ignorowałem.
- Okej.
Siedzieliśmy w ciszy, dość długiej ciszy, która zaczęła denerwować chłopaka, mi nie przeszkadzała.
- Więc jednak bawiłaś się w seks-przyjaciół. - spojrzałam na szatyna, który na twarzy miał zadziorny uśmieszek przez co mimowolnie też się uśmiechnęłam.
- Nie powiedziałam ci tego, przez to co mi powiedziałeś. Wiesz o tym, prawda?
- Tak. Trochę z tym przesadziłem i do końca nie to miałem na myśli...
- Ja nie jestem dziewczyną, która wtedy opisywałeś.
- Skąd to wiesz? - spytał kpiąco
- Bo nie chcę nią być.
- Przekonujesz mnie, żebym znalazł sobie kogoś na stałe, a kiedy uważam cię za materiał na pierwszą dziewczynę ty odmawiasz. Co za ironia.
- Nie mówiłam wtedy o sobie. - powiedziałam z nutą złości w głosie
- Przed wyjazdem na studia nie znajdę nikogo innego kto byłby wart mojej uwagi...
- Czuję się zaszczycona. - przerwałam mu, ale on kontynuował
-...ale chcę wiedzieć co takiego nadzwyczajnego jest w tych ''związkach'', że wszyscy je tak chwalą.
- Też chciałabym wiedzieć. - powiedziałam sama do siebie, ale Ashton do usłyszał
- Widzisz! Teraz oboje mamy szansę się dowiedzieć.
- Nie.
- Pokażesz mi jak wygląda poważny związek, a ja udowodnię ci, że nie każdy musi kończyć się tragicznie. - odchyliłam głowę do tyłu, wzdychając. To miało jakiś sens, ale wciąż nie byłam przekonana.
- Jeśli bym się zgodziła to wiesz, że ma to wyglądać jak PRAWDZIWY poważny związek? - pokiwał twierdząco głową - Zgoda.
- Co? Serio?!
- Tak. Ale obejmują nas takie same zasady jakbyśmy  naprawdę byli razem.
- Czyli?
- Przede wszystkim wierność. Musisz nauczyć się, że trzeba być wiernym osobie, z która jesteś.
- Czyli seks wchodzi w grę? - spytał cały w skowronkach
- Tak, ale daj sobie trochę na wstrzymanie.
- OK. Musisz wiedzieć, że nasz ''związek'' będzie trwał równo do dnia mojego wyjazdu na studia. Wciąż się zgadzasz? - zapytał dla pewności
- Tak. Musisz wiedzieć, że bez względu na wszystko nigdy nie będę twoja, Ashton.
- Wiem. - oznajmił, a ja wstałam z huśtawki i zmierzałam do drzwi. Gdy złapałam za klamkę zauważyłam, że chłopak stoi za mną.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytałam
- Idę spać z moją dziewczyną. - stwierdził szczerząc się jak głupi
- Nie, nie, nie. Idziesz do domu. - powiedziałam, dźgając go palcem w klatkę piersiową
- Przecież coś może mi się stać jak będę wracał po ciemku.
- To raptem trzy domy dalej. Poradzisz sobie.
- Nie martwisz się o swojego chłopaka?
- Dobranoc, kochanie. - pożegnałam się i pocałowałam go w policzek bardzo, bardzo blisko jego ust.
- Kusisz. - zaśmiałam się na jego słowa
- A i jeszcze jedno! - krzyknęłam, gdy Irwin się oddalał - Jest jedna rzecz, która będzie różnić nas od reszty par.
- Jaka? - zmarszczył brwi, a ja lekko się uśmiechnęłam i odpowiedziałam
- Między nami nie będzie miłości.

~~~~*~~~~
ASHTON
Nie poszedłem dzisiaj do szkoły tylko dlatego, że wróciłem do domu późno, a powodem tego była Axl. Teraz zamiast wylegiwać się na łóżku muszę słuchać opinii moich przyjaciół na temat układu z brunetką. Są bardzo szczerzy i nie ukrywają swojego niezadowolenia i zamiast się już zamknąć wypowiadają to nowe mądrości.
- Alice wciąż jest zła na Axl? - zapytałem Calum'a, przerywając Michael'owi jego monolog
- Właściwie to żałuje tego co wtedy jej powiedziała. - odpowiedział zmieszany - Ale nie zmieniaj tematu Irwin! - uniosłem ręce do góry
- To jest jeszcze gorsze od układu z Paige. - stwierdził Hemmings
- Wcześniej wam to jakoś nie przeszkadzało, więc o co wam teraz chodzi?! - czułem narastającą we mnie złość
- W waszym ''zawiązku'' ma niby nie być miłości. A co jeśli się w niej zakochasz? - odezwał się Clifford, a ja prychnąłem rozbawiony kręcąc głową - Sam mówiłeś, że przy niej czujesz się inaczej.
- Prześpimy się ze sobą i mi przejdzie. - wzruszyłem ramionami, biorąc łyk piwa
- Chodzi ci tylko o to? Chcesz ją po prostu przelecieć? - spytał brunet
- To tylko bonus.
- A co potem. Co będzie jak już zaliczysz? - kontynuował
- Nic, nasz związek będzie dalej rozkwitał.
- Skończ to zanim w ogóle się zaczęło. - odezwał się ''Luke dobra rada''
- Skończy się jak wyjadę na studia. To tylko parę miesięcy. - zostanę przy swoim, co im kurwa do tego?
- To aż kilka miesięcy. - stwierdził Hood
- Któreś z was skończy ze złamanym sercem. - oznajmił czerwonowłosy
- Zabawne. - wtrąciłem podirytowany
- Każda pieprzona książka, czy film się tak kończy. - powiedział podniesionym głosem blondyn
- Zauważ, że życie to nie jakiś pieprzony melodramat! - krzyknąłem
- Będziesz przychodził do każdego z nas pytając się co masz robić! - roześmiałem się
- Calum ma rację! Tak będzie, gdy sam zobaczysz, że zabrnęło to za daleko. - stwierdził Michael
- Spierdalajcie! - warknąłem i wyrzuciłem moich najdroższych przyjaciół z domu

~~~~*~~~~
AXL

Siedziałam naprzeciwko Trevor'a i Cole'a wysłuchując ich nic nie wartych przeprosin i obietnic bez pokrycia.
- Gdzie byliście, gdy patrzyłam jak umiera Monic i mój tata? - zapytałam od niechcenia 
- Nie zaczynaj znowu Axl. - powiedział zrezygnowany brunet
- Nie zaczynaj czego?! Znikacie zawsze, gdy coś się pieprzy, a pojawiacie, gdy jest dobrze! - krzyczałam na obu mimo, że Cole nie odezwał się nawet słowem
- Teraz jest niby dobrze! - Trevor również zaczął krzyczeć i doskonale widziałam jak zaciska dłonie w pięści, aby w nic nie uderzyć - Teraz jest szczęśliwa?! Tutaj! W tym idealnym miasteczku, w idealnym domu, z idealnym ludźmi! Nie pasujesz tutaj i sama o tym wiesz!
- Uzależniliście mnie od siebie! Myślałam, że tylko przy was jestem sobą, ale to nie prawda! Skończę szkołę i wyjadę jak najdalej od was! Najdalej od tego całego gówna!
- Wygramy tytuł mistrza w Hiszpanii i wrócimy. Obiecuję. - odezwał się Cole
- Jasne.
- Wrócimy już na zawsze. Nie odjedziemy nigdy więcej. Wrócimy w czerwcu i będziesz mogła już zawsze na nas liczyć, tylko proszę nie odpychaj nas teraz od siebie. - Trevor mówił łagodnie patrząc wprost w moje oczy
- Nie przeciągaj pożegnania. Zdecydowałeś się odejść, to idź. - szepnęłam
- Nie odchodzę, chwilowo wyjeżdżam. - posłał mi blady uśmiech
Wstałam z kanapy i skierowałam się do drzwi, niezbyt dyskretnie dając im do zrozumienia, żeby wyszli. 
- Spotkamy się jeszcze przed waszym wyjazdem, ale teraz już idźcie. - otworzyłam drzwi i zobaczyłam Michael'a i Luke'a stojących na werandzie moich dziadków. Trevor i Cole minęli chłopaków rzucając im pogardliwe spojrzenie i kierując się do swoich samochodów.
- Cześć. - przywitałam się
- Zerwij układ z Ashton'em. - odezwał się blondyn
- Dlaczego? - spytałam zakładając ręce na piersi
- Bo to idiotyzm! - krzyknął
- Miał przecież podobny układ z Paige i jakoś wam to nie przeszkadzało. - zauważyłam
- Ale was nie będzie łączyło tylko i wyłącznie łóżko.
- Miłość też nie.
- Żebyś się nie zdziwiła. - wtrącił Michael na co zmarszczyłam brwi - Po prostu to przemyśl.
Zamknęłam za nimi drzwi i udałam się do swojego pokoju. Nie mam co przemyślać. Nie zgodziłam się na to dlatego, żeby przekonać się czy Ashton ma rację, ale dla zabawy. Teraz nie mam właściwie nic do stracenia, bo i tak zaraz każdy będzie wiedział o moich błędach z Chicago, więc mogę się rozerwać. Pokaże mu jak powinien wyglądać związek z prawdziwego zdarzenia, a w zamian dostanę trochę towarzystwa i mam nadzieję niesamowity seks. Nie jestem puszczalska, czy łatwa, ale mam 17 lat, dojrzewam i mam swoje potrzeby. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącego SMS-a  Ash: Kiedy zaczyna się nasz związek, skarbie? Ja: Już się zaczął ;*

~~~~*~~~~

''W życiu nie chodzi o posiadanie
samych dobrych kart, ale o umiejętne
granie tymi, które już masz.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Przepraszam, ze tak dawno nie było rozdziału, ale...
Czyta to ktoś?

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 19

 
Pierwszy dzień szkoły po świątecznej przerwie był okropnym dniem. A oto powody dlaczego śmiem tak sądzić. Od wczorajszej ''rozmowy'' z Ashton'em chłopak unika mnie jak tylko może, zaczynając od nie przyjścia dzisiaj do szkoły i nie odbierania moich telefonów. Gdy miałam okienko nawet pofatygowałam się do jego domu, ale Sophia dość jasno dała mi do zrozumienia, że jej syn nie pojawił się dzisiaj na lekcjach, aby uniknąć konfrontacji ze mną, chociaż później zapewniała, że nie chodzi o to, a o uderzenie nowego nauczyciela przed świętami. Mi przez cały dzień udawało się skutecznie spławiać Mr. White'a.
Po drugie Irwin musiał poinformować resztę chłopaków o naszym wczorajszym spotkaniu z moimi ''starymi znajomymi'', ponieważ gdy tylko zobaczyli mnie na korytarzu od razu odwracali się na pięcie. Dlatego za radą Sydney i Miller'ów postanowiłam wyjawić wszystko rudowłosej. Spodziewałam się, że jej reakcja może być przybliżona do reakcji mojego dziadka, ale ona zamiast milczeć powiedziała wprost, bez żadnych ogródek - co jest dziwne jak na nią - że nie zamierza zadawać się z ''takimi'' osobami. Nie powiem, że to mnie nie ruszyło, ale nie tak bardzo jak powinno - w końcu przez te pięć miesięcy trochę się z nią zżyłam. Ale mam na to dobre wytłumaczenie. Gdy przez dwa lata jesteś obrzucana pogardliwymi spojrzeniami i wyzwiskami mówionymi pod nosem przez każdą osobę z osobna w całym Chicago można się uodpornić na kolejne. Najgorsze, że jutro zapewne będzie wiedziało o tym też całe Lamar. Więc jak sądzę mogę wykreślić kolejną osobę z mojej - i tak już krótkiej - listy znajomych.
Na szczęście te siedem godzin w budynku przeznaczonym do edukowania młodych ludzi już minęło. Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić, postanowiłam udać się do osoby, którą darzę największym zaufaniem w całym miasteczku i dla której coś znaczę mimo moich wszystkich błędów, a mianowicie mojego dziadka.
Po przekroczeniu progu warsztatu moim oczom ukazał się najgorszy widok, jaki mogłam zobaczyć tego dnia - czerwony mustang rok 1967, a to oznaczało tylko jedno Trevor tu jest i nie odpuści... znowu. Gdy podeszłam bliżej pojazdu zobaczyłam GO wraz z Ezrą i dziadkiem. Nie zamierzam się kontrolować, chcę żeby zniknął jak ma w zwyczaju robić.
- Zabieraj samochód i wypieprzaj.- wysyczałam przez zaciśnięte zęby
- Axl! To klient. - upomniał mnie staruszek
- Nie obchodzi mnie to. Trevor - wyjazd. - zwróciłam się do bruneta. Dopiero teraz mogłam mu się przyjrzeć przez te parę dobrych miesięcy jego ciemne włosy zrobiły się dłuższe przez co opadały mu na czoło. Jego teraz bardziej umięśnione ramiona jak zawsze przyozdabiała skórzana kurtka, a na jego długich, chudych nogach widniały czarne rurki i ciężkie buty - po staremu.
- Przyjechałem tylko naprawić wóz i przy okazji z tobą porozmawiać. - oznajmił
- Jestem pewna, że sam możesz to zrobić.
- Jestem pewien, że możesz mi w tym pomóc. Zadzwoni się jeszcze po chłopaków. Jak za dawnych czasów, pamiętasz? - Nie! Nie zaczynaj!
- Może lepiej ich zostawmy Mark. - odezwał się Ezra
- Nie ma takiej potrzeby. Trevor właśnie wyjeżdża i już nie wróci, prawda? - spytałam retorycznie
- To jest Trevor?! - zapytał dziadek. O nie!
- Tak, ale już go więcej nie zobaczysz. - zapewniłam go - Ja też.
- Nie możesz mnie tak zbywać. Porozmawiajmy.
- Niestety, ale nie ma takiej możliwości. Zabierz swój samochód i wyjedź. - wtrącił się siwowłosy
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - warknął Trevor, znów włączył się jego agresor - wspomnienia wracają.
- Nie jesteś u ciebie, kolego. - upomniał go Ezra, a brunet zaczął kierować się w jego stronę z wiadomymi zamiarami. Chwilę przed zbliżającą się katastrofą stanęłam między nim, a starszym Irwinem.
- Nie zaczynaj. - poprosiłam cicho
- Axl, chcę tylko porozmawiać. - uspokoił się
- Miałeś wiele okazji i je zaprzepaściłeś... Jak zawsze.
- Wiem, kurwa wiem! Przepraszam.
- Oboje wiemy, że to nic nie znaczy i niczego nie naprawi.
- Może naprawić, tak jak zawsze.
- Nie! - nie chcę tego znowu słuchać, niech on po prostu wyjeździe
- Dlaczego? - spytał z tą swoją niewinną miną
- Bo to skończy się jak zawsze. Wyjedziesz, gdy będzie źle.
- Nie prawda.
- Prawda! Zawsze to robisz. Jesteś, gdy jest dobrze. Ostatnio było naprawdę źle, gdzie wtedy byłeś? - cisza - Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdy mnie zostawiasz zabierasz Cole'a, którego też jest, był moim przyjacielem. Więc nie próbuj mi wmawiać, ze tym razem będzie inaczej, bo ZAWSZE kończy się tak samo. Zostawiasz mnie! Wszyscy mnie zostawiacie! - z każdym słowem moje serce biło mocniej
- Axl...
- Nie przerywaj mi! Za miesiąc są zawody w Hiszpanii. I co? Nie pojedziesz? Nie weźmiesz Cole'a? Zostaniesz ze mną? - pytałam z kpiną - Oboje znamy odpowiedź.
- Axl, ja...
- Nie! Wbiłeś mi już nie jeden nóż w plecy i nie ma tam miejsca na następne, Trevor. Po prostu wyjedź. Jak zawsze. - zaczęłam kierować się do wyjścia
- Oboje wiemy, że wrócę. - na jego słowa zatrzymałam się i odwróciłam w jego stonę
- Lepiej nie wracaj. - wyszłam
Trevor i Cole już tu są, moja matka niedługo zapewne też będzie, chłopaki mnie unikają, Alice o wszystkim wie i nie chcę mnie znać, dziadek wie, niech Irwin też się dowie. Co mam do stracenia? Za rok kończę szkołę i już tu nie wracam. Mój aktualny kierunek - dom Ashton'a.

~~~~*~~~~
ASHTON

Nie mogę ukrywać się przed Mann w nieskończoność co oznacza, że muszę iść jutro do szkoły. Ale przed tym wbiję na jakąś imprezę i zaliczę kilka lasek. Tak właśnie, taki mam plan na dzisiejszy wieczór i noc, ewentualnie wczesny poranek.
Wziąłem szybki prysznic, założyłem przetarte jeansy, koszulkę z The Rolling Stones, a włosy przewiązałem bandaną - norma. Wychodząc z łazienki na moim łóżku zastałem niespodziankę - Axl Mann we własnej osobie.
- Co tu robisz? - zapytałem oschle - Prosiłem mamę, żeby cię nie wpuszczała.
- Wiem, dlatego weszłam oknem. - powiedziała obojętnie
- Zdajesz sobie sprawę, że to włamanie?
- Nie pierwsze i nie ostatnie.
- Nie mam zamiaru zagłębiać się w twoją odpowiedź, bo nic to nie da. Więc jakbyś mogła to idź już.
- Właściwie to przyszłam, żeby ci wszystko powiedzieć. - posłałem jej pytające spojrzenie - ''Otworzyć się'' jak to ty ująłeś. I tak się o wszystkim dowiesz, jak nie od Alice to od moich starych znajomych lub mojej matki. Równie dobrze ja mogę ci o tym powiedzieć, nie mam już nic do stracenia, więc czemu nie?
- Masz 5 minut. - burknąłem
- Wystarczy. Ale najpierw zapomnij o wszystkim o czym do tej pory o mnie wiedziałeś, bo większość z tego to kłamstwa, a z pytaniami wstrzymaj się do końca.
- Czas ci mija. - brunetka usiadła po turecku i skinieniem ręki poprosiła mnie o to samo. Usiadłem na fotelu nie daleko łóżka i czekałem, aż zacznie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, wyglądała jakby już jej na niczym nie zależało - była zrezygnowana.
- W wieku 15 lat pojechałam na mój pierwszy Silver Mob i tam poznałam Cole'a - tego blondyna, którego wczoraj spotkaliśmy. Dowiedziałam się, że bierze udział w wyścigach samochodowych, więc parę tygodni później poszłam na jeden. Tam spotkałam Trevora - bruneta. Zaprzyjaźniłam się z nimi i odwiedzałam ich częściej, aż sama zaczęłam brać w nich udział. Byłam w tym dobra, naprawdę dobra. - przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu, ale znikł tak szybko jak się pojawił - Jakoś tak wyszło, że zaczęłam spotykać się z Trevorem, chociaż to było bardziej podobne do seks-przyjaciół niż normalnego związku, dlatego skończyło się po trzech, czterech miesiącach. Za bardzo się szanowaliśmy, żeby trwać w takiej relacji. Na początku Sydney, Monic, Logan i Dylan nie pochwalali moich nowych znajomości, ale z biegiem czasu to zaakceptowali. Ścigałam się z chłopakami ponad rok, wiedziało o tym całe Chicago, matkę to nie obchodziło, a tata nic sobie z tego nie robił lub nawet nie wiedział - teraz sama nie wiem. Wyścigi były moją małą ucieczką od rzeczywistości, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy, prawda? Z matką nigdy się nie dogadywałam i z roku na rok co raz bardziej się sprzeczałyśmy. Parę tygodni po moich 16 urodzinach pokłóciłyśmy się o jakąś drobnostkę, która skończyła się wielką awanturą, w której ostatnie słowa jak zwykle należały do mojej matki. Do dziś pamiętam jej ton głosu kiedy mówiła zdanie, które od zawsze przyprawiało mnie o mdłości i odbierało chęć do życia, a mianowicie: '' Nigdy ode mnie nie odejdziesz, beze mnie jesteś nikim''. Od zawsze mnie ciekawiło jak mój tata wytrzymywał z taką nowobogacką suką. Nie ważne. Po kłótni jak zwykle poszłam się ścigać, tym razem pojazdami były motory. Nie był to mój pierwszy wyścig na motorach, ale pierwszy przed którym byłam tak bardzo wkurwiona, chociaż nie wiem czemu, bo kłótnie z moją matką były normą. Ale chyba dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że ma rację - nigdy się od niej nie uwolnię. Wygrałam tamten wyścig, ale nie zatrzymałam się na mecie, która była kilkadziesiąt metrów przed końcem drogi zakończonej klifem. Zamiast zahamować, przyśpieszyłam. Nie wiem czemu, nie bałam się tego jak to może się skończyć. Leciałam dość długo, a upadek był równie bolesny co słowa mojej rodzicielki skierowane do mnie. Z motoru nie było co zbierać, a ja skończyłam w dwutygodniowej śpiączce z blizną na plecach. Gdy się wybudziłam miałam sprawę w sądzie i zamiast wylądować w poprawczaku dostałam zakaz zrobienia prawa jazdy do 21 roku życia, co zapewne było zasługą mojej matki. To był pierwszy raz kiedy Trevor odszedł zabierając ze sobą Cole'a, ale wrócili po trzech miesiącach. Znów zaczęłam się ścigać, ale dużo mniej, chłopaki nie pozwalali mi nawet zbliżać się do jakichkolwiek pojazdów. Wtedy poznałam Jimmy'ego. Trevor mnie ostrzegał, ale ja jak zwykle nie chciałam nikogo słuchać. Zapowiadało się na zwykły, niewinny, nastoletni związek, ale szybko zorientowałam się jak bardzo toksyczna była ta relacja. Jimmy był dilerem i również ćpunem. Ja też zaczęłam brać, nie były to jakieś twarde narkotyki, ale jednak szybko stały się nałogiem. W kwietniu dostał nowy towar, który ja przetestowałam. To była jakaś mieszanka halucynogenów i nie wiem jakim sposobem, ale udało mi się samej wrócić do domu, w którym była wtedy tylko moja matka. Narkotyki wciąż dobrze działały, a ona zaczęła wszczynać kłótnie, gdy zdała sobie sprawę, że nie otrzyma ode mnie żadnego odzewu zaczęła mnie po prostu wyzywać. Ja natomiast usiadłam na zimnych kafelkach w kuchni, chwyciłam nóż i zrobiłam jedno, proste, głębokie cięcie na ręku. Patrzyłam jak strużki krwi wędrują po mojej kończynie i kapią na podłogę - ja się wykrwawiałam, a ona krzyczała. Gdyby nie Millerowie nie byłoby mnie tutaj. Po przewiezieniu mnie do szpitala tata zdecydował, żeby wysłać mnie na odwyk, ale najpierw ja musiałam wyrazić na to zgodę. Nie miałam nic przeciwko, wtedy mogłabym być jak najdalej od kochanej mamusi, ale ona nie mogła na to pozwolić. Co prawda poszłam na odwyk, ale nie leczyli mnie tam jak osoby uzależnionej, ale niezrównoważonej psychicznie. Nie masz pojęcia jak to jest, gdy zdrowego człowieka faszerują jakimiś lekami i na siłę próbują z niego zrobić osobę psychiczną. Ja wiem jak to jest, chociaż wolałabym nie wiedzieć. Siedziałam tam dwa miesiące, dwa, jebane miesiące wmawiana jak to bardzo jestem niebezpieczna dla siebie i otoczenia. To był drugi raz kiedy Trevor i Cole mnie zostawili, wrócili w moje 17 urodziny i zaraz znowu odeszli po tym cholernym dniu, który zniszczył wszystko do końca. Gdy wyszłam z Long Way Hospital nie ścigałam się, nie ćpałam, byłam przykładną uczennicą i córką, a mimo to codziennie spotykałam się z pogardliwymi spojrzeniami całego Chicago. W pierwszy dzień wakacji razem z Sydney pojechałyśmy po Monic. Widziałeś ją - to ta brunetka ze zdjęcia - kiwnąłem głową na potwierdzenie, że pamiętam i nadal ją słucham - Gdy przechodziła przez ulicę, aby wsiąść do naszego samochodu, została potrącona - śmiertelnie. W szpitalu jej ojciec powiedział jej mamie, że skoro Monic nie ma, nic ich już nie łączy i chcę zacząć nowe życie, z nową kobietą u boku, którą jak się okazało była moja matka. Chciałam wyjaśnień, których żadne z nich nie miało zamiaru mi dać. Jak jakaś para popierdolonych kochanków, rodem z jakiegoś taniego melodramatu uciekli ze szpitala ku nowemu życiu. Wybiegłam za nimi i wtedy zobaczyłam jak ciężarówka masakruje samochód mojego taty, który za chwilę stanął w płomieniach. Przez wakacje mieszkałam u Sydney, a później przyjechałam tutaj. Miesiąc temu Jimmy nie przetrwał odwyku i zmarł. Wczoraj Trevor i Cole znów się pojawili i póki co nie mają w zamiarze znikać, niestety. Teraz wiesz wszystko. - wstała z mojego łóżka i zaczęła kierować się do wyjścia, na szczęście w porę oprzytomniałem
- Skoro twoja mama nie jest w Europie, to gdzie jest? - zapytałem
- Nie wiem. Podobno sprzedała dom, więc musi być gdzieś w pobliżu.
- Co takiego zrobił Trevor, że za każdym razem pozwalasz mu wracać, chociaż i tak wiesz, że odejdzie? - spytałem ze szczyptą kpiny i złości w głosie, ale nie było to zamierzone.
- To proste. Poświęcił mi tyle czasu, że poczułam się ważna. Masz jeszcze jakieś pytania?
- Póki co nie. - po tych słowach opuściła mój pokój, a ja zrezygnowany z kolejnym natłokiem myśli opadłem na łóżko, aż nie usłyszałem cichego pukania, a następnie mojego taty stojącego w progu
- Może nie powinienem podsłuchiwać, ale...
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - przerwałem mu
- Bo sam nie wiedziałem o wszystkim. Jason mówił, że Axl miała jakiś wypadek, a później wpadła w jakieś szemrane towarzystwo. To wszystko, gdybym wiedział...
- Nie pozwoliłbyś mi się z nią zadawać. - dokończyłem za niego
- Nie! To że narobiła parę głupot nie skreśla jej, zwłaszcza dlatego, że nie lekko się na tym przejechała. Powiedziała ci to, ponieważ uważa, że nie ma nic do stracenia. Więc zamiast tutaj siedzieć i wmawiać sobie jak bardzo jesteś na nią zły i nie masz zamiaru więcej się nią przejmować to idź do niej i pokaż, że się myli. Że może stracić jeszcze wiele i żeby o tym pamiętała. - skończył i kierował się ku wyjściu, a ja z powrotem opadłem na miękki mebel - Rusz dupę, synu i idź!

~~~~*~~~~

'' Po roku terapii, mój
psychiatra powiedział do mnie:
'Może życie nie jest dla każdego.'.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Z okazji tego, że za godzinę rozpoczyna się dzień moich urodzin postanowiłam podzielić się z wami nowym rozdziałem.
Jak wam się podoba? Liczę na komentarze, ale to już wiecie.
Bardzo chciałabym podziękować osobom, które zostawiają po sobie ślad regularnie oraz za to, że dzięki Wam na blogu wybiło 3000 wyświetleń! Dziękuję!
Do zobaczenia :-]

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 18

Dziś jest ten dzień, w którym znów muszę pożegnać się z Sydney. Tak bardzo nie chcę żeby wyjeżdżała, ale co ja mogę. Następnym razem zobaczymy się dopiero w czerwcu, chyba że uda mi się wcześniej pojechać do Chicago, na co nie mam najmniejszej ochoty, ale miałabym wtedy okazję odwiedzić Monic.
Pożegnanie z Sydney nie należało do najlepszym, ponieważ Michael powiedział jej o incydencie z Gregiem. Brown nieźle się wkurzyła, ale nie dlatego, że dowiedziała się o tym po paru miesiącach, ale o to, że nie dowiedziała się o tym ode mnie. Przez dobre pół godziny słuchałam jej wyrzutów i obelg skierowanych w moją stronę, ale koniec końców skończyło się płaczem spowodowanym kolejnym rozstaniem ze mną. Mimo wszystko miałam wrażenie, że bardziej niż za mną będzie tęsknić za Cliffordem i chwilami spędzonymi z nim. Przed wyjazdem Brown'ów poprosiłam Ashley, aby porozmawiała z moim dziadkiem o rozmowie, którą przeprowadziłam z nim podczas Wigilii, ponieważ od tamtego czasu nie chciał nawet na mnie spojrzeć. Po długim i czułym pożegnaniu z jednymi z najważniejszych dla mnie osób, skierowałam się do pokoju, aby przebrać się na wyjście z Ashton'em. Założyłam czarne rurki i bluzkę, a na to dżinsową kurtkę. Zważając na to, że dochodziła 17 pod kurtkę założyłam jeszcze ciepłą, szarą bluzę. Moje loki związałam w kucyka i usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, Ashton: ''Czekam, Rose.''. Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam do wyjścia. W domu był tylko dziadek, który siedział w salonie i oglądał telewizję.
- Wychodzę, nie wrócę późno. - rzuciłam nie oczekując odpowiedzi
- Axl! - odezwał się. Odezwał się pierwszy raz od tygodnia. - Rozmawiałem z trenerem.
- Dziękuję.
- Mogłabyś dać mi listę leków, które bierzesz? Jadę jutro do sąsiedniego miasta i mogę je kupić jeśli chcesz.
- Tak. Dziękuję. Zaraz ją przyniosę. - w mgnieniu oka z powrotem znalazłam się przy dziadku wręczając mu listę leków i bez słowa wtuliłam się w niego tam mocno jak mogłam - Przepraszam.
- Wiesz, że mogłaś powiedzieć mi powiedzieć wcześniej?
- Wiem. Ale bałam się, że jak się dowiecie nie pozwolicie mi tu mieszkać i będę musiała błagać matkę, żeby wróciła i...
- Gdybym wiedział nigdy nie pozwoliłbym, żebyś z nią mieszkała. Rozumiesz?
- Tak, dziękuję.
- Nie dziękuj tylko idź już. - powiedział lekko się uśmiechając, a ja zrobiłam to co kazał
Na zewnątrz stał Irwin oparty o swojego pick up'a, który uważnie skanował mnie wzrokiem.
- Ile można na ciebie czekać? - spytał całując mnie w policzek, co nie jest u niego normalne
- Nie przesadzaj i powiedz mi gdzie jedziemy. - powiedziałam wsiadając do samochodu
- Mówiłem. Do mojej pracy.
- A gdzie dokładnie?
- Zobaczysz. - westchnęłam z frustracją
Jechaliśmy dobre kilkadziesiąt minut bez słowa, wsłuchując się w głos James'a Hetfield'a*. Patrzyłam w widok za oknem póki nie poczułam, że ręka chłopaka siedzącego obok mnie znalazłam się na moim kolanie. Bez chwili wahania zrzuciłam ją, ale szatyn ponowił swój wcześniejszy czyn i zaczął sunąć swoją dłonią co raz wyżej.
- Nie zapominasz się? - spytałam z lekką irytacją w głosie
- Z tego co pamiętam wczoraj prosiłaś, żebym cię dotykał.
- Miałeś mi pokazać jak bardzo chcesz mnie pocałować i to ty wybrałeś taki sposób, a nie inny.
- Okey. Więc pokaż jak bardzo chcesz mnie pocałować. - powiedział z seksowną chrypką
- Nie chcę cię pocałować - oznajmiłam krzyżując ręce na piersi
- Jeszcze. - stwierdził i puścił mi oczko, zabierając rękę z mojego kolana przez co poczułam nie przyjemny chłód. Chwilę potem Ash zaparkował. Gdy wysiadłam moim oczom ukazało się miejsce, o którym nigdy w życiu nie pomyślałabym jako o miejscu pracy Irwina.
- Czy to stajnia? - spytałam nie kryjąc zaskoczenia
- Jak widać.
- A gdzie twój rumak? - zażartowałam
- W spodniach. - szepnął mi do ucha lekko je przygryzając
Weszliśmy do stodoły gdzie była słychać i czuć nie wielką liczbę koni. Konie są pięknymi zwierzętami, a każdy kolejny był piękniejszy od poprzedniego. Moje obserwacje przerwał zachrypiały głos staruszka zbliżającego się do nas z olbrzymim uśmiechem na twarzy.
- Synu! Jak dobrze cię widzieć. - powiedział obejmując chłopaka
- Ciebie też. Jak się czuję Emily? - spytał szatyn
- Z dnia na dzień co raz lepiej. Co tutaj robisz? Nie pracujesz dzisiaj.
- Wiem, ale chciałem komuś pokazać gdzie spędzam większość mojego czasu. - wyciągnął do mnie rękę, abym podeszła bliżej - To jest Axl.
- Miło mi. - przedstawiłam się, a staruszek przyciągnął mnie do siebie
- Cieszę się, że mogę cię wreszcie poznać. Wiele o tobie słyszałem. - spojrzałam na Ashton'a, który speszony kopał jakiś kamyk - Zapewne chcesz pokazać jej ''swoje'' miejsce, więc nie będę was zatrzymywał.
Chłopak nie czekając złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Mijaliśmy kolejne konie, aż znaleźliśmy się przed drabiną, która prowadziła do pomieszczenia, w którym znajdowało się siano.
- Więc... - zaczęłam, gdy znaleźliśmy się na górze - Dlaczego mnie tu przywiozłeś?
Nie uzyskałam odpowiedzi, zamiast tego zostałam popchnięta na ścianę.
- Pokaż jak bardzo chcesz mnie pocałować. - szepnął
- Nie chcę. - powiedziałam drżącym głosem
- Chcesz - stwierdził i pocałował mnie w zgłębienie szyji
Rozmawialiśmy długo, bardzo długo o wszystkim. Dosłownie o wszystkim. Dowiedziałam się staruszek ma na imię Fred, a Emily, o której wspominali to jego żona, która dwa tygodnie temu złamała nogę. Gadałam z Irwin'em, jak ze starym znajomym. Bez trudu znaleźliśmy wspólny język, przez co czas zleciał nam naprawdę szybko i nim się obejrzałam było po 21. Stałam oparta o drewnianą poręcz, aż szatyn stanął na przeciw mnie, a ręce oparł po obu moich stronach, zamykając mnie w ''pułapce''. Na jego twarzy zawitał dobrze mi znany cwany uśmieszek. Przysunął się jeszcze bliżej, aż nasze ciała się stykały, a nasze twarze dzieliły milimetry, chociaż chciałam, żeby między nimi nie było żadnej przestrzeni. Złapałam jego dolną wargę między zęby zanim zdołał się odsunąć, ale po chwili ją puściłam.
- Nadal nie chcesz mnie pocałować? - droczył się ze mną, a stał tak blisko, że nasze wargi stykały się, gdy mówił
- Dlaczego sądzisz, że chciałabym? - nic nie odpowiedział, tylko zachłannie wpił się w moje usta, co nie trwało długo, ponieważ przerwał nam zachrypiały głos dochodzący z dołu
- Ashton! Zamykam!
- Kiedyś to dokończymy i nie pozwolę, aby ktokolwiek nam przerwał. - powiedział i złożył krótki pocałunek na moich ustach. - Idziemy.
Stajnia, w której pracował chłopak znajdowała się w innym miasteczku, więc podróż do Lamar trochę trwała. Dziwił i niepokoił mnie fakt, że cały czas trzymałam dłoń szatyna i podobało mi się to. Gdy przejeżdżaliśmy przez miasteczko sąsiadujące z Lamar do moich uszu dobiegł dobrze mi znany ryk silników. Chwilę później mogliśmy dojrzeć masę ludzi i szybkich samochodów, to oznaczało tylko jedno - wyścig. W mgnieniu oka naszą dalszą drogę zatorował jakiś samochód.
- Zawróć. - poleciłam, ale tył również był już zastawiony. Mój strach narastał.
- Czego oni chcą?
- Chcą, żebyś się ścigał. - powiedziałam cicho, a chłopak wysiadł z samochodu, ja zaraz za nim
- Masz jakiś problem gościu?! - warknął Irwin do młodego chłopaka, wysiadającego z jednego z blokujących nas samochodów
- Ścigasz się. - powiedział pewnie
- Nie, nie ścigam. - Irwin został popchnięty na samochód, ale zaraz odepchnął napastnika
- Ash, daj spokój. - szepnęłam do szatyna
- Colin! Co ty znowu odpierdalasz?! - krzyknął ktoś z tłumu, a ja doskonale znałam ten głos. Kurwa! Mam przejebane... - Axl?! Tak się cieszę, że cię widzę! - krzyknął Cole*, a ja od razu cofnęłam się, gdy on podszedł bliżej
- Ashton, jedziemy. - zwróciłam się do Irwina
- Proszę zaczekaj, musimy porozmawiać i...
- Nie! Nie zasługujesz na to. Ani ty, ani on - doskonale widział o kim mówię - A teraz powiedź swojemu przydupasowi, żeby nas przepuścił.
- Musi się ścigać. - oznajmił przydupas
- Ja będę się ścigać. - stwierdziłam
- Nie! - warknął Cole, ale nie przejęłam się tym i skierowałam się na tor. Blondyn z całej siły starał się mnie odciągnąć, ale na marne. Nim się obejrzał siedziałam już w samochodzie i wystartowałam. Dobrze mi znane uczucie adrenaliny ogarnęło całe moje ciało, gdy byłam wciskana w fotel przez wciąż rosnące kilometry na liczniku. Tak bardzo za tym tęskniłam. Wygram, jak zawsze.

~~~~*~~~~
ASHTON

Nie wiedziałem co się wokół mnie dziej odkąd zdałem sobie sprawę, że Rose zna jednego z tych facetów. Stałem obok niego i czekałem, aż brunetka skończy wyścig. Cholernie się bałem, że coś się jej stanie, przecież ona nie ma nawet prawa jazdy.
- Colin ma przejebane. - stwierdził jakiś gość stojący niedaleko mnie
- Trevor* go zajebie. - powiedział drugi
- Nie tylko on. - odezwał się facet, który zna Mann
- Trevor idzie! - krzyknęła jakaś dziewczyna, a chwilę później obok pojawił się wysoki brunet, który z pewnością należał do tych, z którymi się nie zadziera
- Colin znalazł w końcu jakiegoś przeciwnika? - spytał
- Znalazł Axl. - powiedział cicho blondyn, jakby nie chciał, żeby Trevor w ogóle to usłyszał
- Co kurwa?! - wrzasnął tak głośno, aż się wzdrygnąłem. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi, bo wyścig się skończył, a tłum zaczął skandować imię Axl. Skąd ci ludzie ją w ogóle znali? Dziewczyna z trudem przecisnęła się przez tłum i znalazła obok mnie. Za nią szedł wkurwiony chłopak, który wcześniej nie chciał nas przepuścić.
- Nie tak szybko dziwko! - krzyknął w stronę Mann
- Nie mów tak do niej. - warknął wysoki brunet i jednym ciosem go znokautował - Axl, zaczekaj - powiedział już spokojnie, łapiąc brunetkę za rękę
- Nie dotykaj mnie! - warknęła, a jej spojrzenie przepełnione było jadem - Jedziemy. - oznajmiła i chwilę później znajdowała się już w samochodzie.
Przez całą drogę do Lamar milczeliśmy. Rose tępo wpatrywała się w widok za oknem, a ja nie widziałem co powiedzieć. Cały czas przetwarzałem sobie co właściwie wydarzyło się kilkanaście minut wcześniej. Zatrzymałem się na swoim podjeździe i nie zdążyłem otworzyć ust, a dziewczyna wyskoczyła z auta i skierowała się do domu dziadków.
- Zaczekaj! - krzyknąłem doganiając ją - Powiesz mi o co tam chodziło? 
- Nie. - ucięła krótko
- Kim byli ci faceci?
- Nieważne. 
- Kurwa, Axl!
- Czego chcesz Ashton? - zatrzymała się 
- Nie zachowuj się tak w stosunku do mnie, nie zbywaj mnie kiedy w jakiś sposób próbuje ci pomóc.
- Nie potrzebuje pomocy.
- Sama siebie okłamujesz. Jesteś jak mała, zagubiona dziewczynka.
- O co ci chodzi? - zapytała zrezygnowana
- Pamiętasz jak miałem zdradzić ci swoją tajemnicę. Jestem pewny, że ty ze swoją mnie okłamałaś.
- Nie mam na to czasu. - powiedziała i zaczęła znów iść, ale ją zatrzymałem
- Chcę, żebyś była dziewczyną, z którą będę chodził na randki, całował kiedy tylko będę chciał, będę wolał przytulać się na starej kanapie zamiast iść na imprezę. - zacytowałem jej słowa - Chcę, żebyś była moja. To jest moja tajemnica, Rose, ale nie ma to dla ciebie żadnego znaczenia, a ja nie mam zamiaru latać za tobą i prosić o twoją uwagę, jeśli chociaż trochę się przede mną nie otworzysz. Nie później - teraz.

~~~~*~~~~

'' Nie jestem już dzielny, kochanie.
Jestem złamany.
Oni mnie złamali.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*James Hetfield - wokalista zespołu ''Metallica''
* Cole
*Trevor

Witajcie!
Bardzo przepraszam was za ten rozdział. Wydaje mi się, że jest strasznie beznadziejny.
Ale liczę na wasze opinie w komentarzach.
Bardzo proszę zostawiajcie po sobie jakikolwiek ślad i bardzo dziękuję tym, którzy to robią.
Do zobaczenia ;-]

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 17

- Nie mogę uwierzyć, że moja mama ''randkuje''. - żaliła się Syndey - Słyszysz jak dziwnie to brzmi?
- Nie przesadzaj. Nick jest spoko.
- Może i jest. Ale to nie ty widziałaś jak wymieniają się śliną w kuchni u twoich dziadków.
- Widziałam jak pieprzyłaś się z Michael'em na tyłach jego samochodu. Jak myślisz kto miał gorsze widoki?
- Nie masz pojęcia co on umie zrobić z...
- Nie chcę wiedzieć. - przerwałam jej i nacisnęłam dzwonek do drzwi Hemmings'a
Jest sylwester, a właściwie za 30 minut już Nowy Rok. Z tej okazji Luke postanowił zrobić dość huczną imprezę. Stojąc przed domem bez trudu można było usłyszeć muzykę oraz poczuć alkohol zmieszany z dymem papierosowym. Drzwi w końcu się otworzyły, a w nich stanął tym razem niebieskowłosy Clifford, który od razu rzucił się na blondynkę stojącą obok i przy okazji popychając mnie na ścianę.
- Pociągająco wyglądasz w tym nowym kolorze. - zaszczebiotała Brown
- Wiem jak możemy to wykorzystać. - odpowiedział chłopak i wiedziałam, że nadszedł czas, aby się od nich oddalić.
- Witaj piękna. - szepnął mi do ucha nikt inny jak Luke
- Witaj przystojniaku.
- To dla ciebie. - powiedział podając mi plastikowy kubeczek po brzegi wypełniony piwem - Zostałbym z tobą dłużej, ale tamta laska w niezbyt dyskretny sposób pokazuję jaką ma na mnie ochotę, więc nie obrazisz się jak z tego skorzystam, prawda?
- Droga wolna, ale pamiętaj o gumkach.
- Nie martw się. Dobrej zabawy! - rzucił na pożegnanie i zniknął za rogiem wraz z nową zdobyczą
Siedziałam na sofie co chwilę popijając nowe procenty. Po obejrzeniu pokazu fajerwerek, wysłuchaniu noworocznych życzeń od nastolatków ledwo trzymających się na nogach i wypiciu kilku kubków piwa skierowałam się na piętro, które na szczęście było opustoszałe. Otworzyłam pierwsze drzwi, które rzuciły mi się w oczy i weszłam do ciemnego pomieszczenia. Zapaliłam światło, a moim oczom ukazał się jak sądzę pokój Luke'a, który niczym nie różnił się od pokoju zwykłego siedemnastolatka. W rogu stała gitara akustyczna do której od razu się pokierowałam i delikatnie przesunęłam palcami po strunach otrzymując cichy, kojący moje uszy dźwięk.
- Nie zgubiłaś się? - dobiegł mnie znajomy głos. Gdy się odwróciłam napotkałam wzrok Ashton'a kusząco opierającego się o framugę.
- A ty? - spytałam zakładając ręce na piersi
- To dom mojego przyjaciela, więc mogę być gdzie chcę. - oznajmił podchodząc bliżej i zamykając za sobą drzwi - Zagraj mi coś. - powiedział wskazując na gitarę
Bez żadnego sprzeciwu wzięłam instrument do ręki i usiadłam na skraju łóżka zaczynając grać dobrze mi znaną melodię. Poczułam jak łóżko się ugina, co oznaczało, że chłopak siedzi tuż za mną, ale nie zwracałam na to uwagi i kontynuowałam, dopóki nie poczułam jak jego wargi spotykają się z moją szyją.
- Przestań. - szepnęłam
- Chcesz tego. - stwierdził nie przerywając czynności
- Raczej ty tego chcesz. - powiedziałam odwracając głowę i patrząc w jego orzechowe oczy
- Tak myślisz?
- Ja to wiem. - oznajmiłam przybliżając swoją twarz do jego - Chcesz mnie pocałować.
- Nie. - powiedział przysuwając się bliżej
- Nie? - podpuszczałam go, a on położył rękę na moim policzku w zamiarze pocałowania mnie, ale w ostatniej chwili odwróciłam głowę, przez co jego usta spotkały się moim policzkiem.
Teraz się zabawimy. Wstałam odchodząc kilka kroków od łóżka, na którym siedział Irwin z zdezorientowanym spojrzeniem. Zaczęłam guzik po guziku odpinać moją flanelową koszulę pod którą nie miałam nic poza czarnym, koronkowym stanikiem. Nawet z takiej odległości widziałam jak chłopakowi ciemnieją oczy, oznaczając jak bardzo podniecony jest w tej chwili.
- Pokaż jak bardzo chcesz mnie pocałować. - powiedziałam najseksowniej jak potrafiłam podchodząc do szatyna
- Żartujesz? - spytał nie dowierzając
- Nie tym razem. - oparłam się rękami o jego kolana i przejechałam językiem po jego uchu. Wyprostowałam się stając między jego nogami. Doskonale czułam jak jego przyśpieszony oddech odbija się od mojego nagiego brzucha. Po chwili zastanowienia wciąż niepewnie zaczął kreślić językiem kółka wokół mojego pępka patrząc na mnie z dołu. By dać mu do zrozumienia, że mówiłam poważnie wplotłam palce w jego włosy. Po tym geście ułożył swoje dłonie na tyle moich nóg i powoli sunął w górę, aby zacisnąć je na moich pośladkach. Przysunęłam się bliżej, aż nagle wstał przez co musiałam się cofnąć. Tym razem to ja byłam tą zdezorientowaną. Przez chwilę patrzył na mnie wzrokiem przepełnionym pożądaniem, a następnie ściągnął przez głowę swoją koszulkę i podniósł mnie rzucając na łóżko. Całował, lizał i przygryzał całą moją szyję, dekolt, brzuch, ugniatał moje piersi i rozkoszował się każdym pojedyńczym jęknięciem wychodzącym z moich ust. Przewróciłam go na plecy i ułożyłam nogi po jego bokach. Całowałam i masowałam jego tors z niezwykłą czułością oraz ocierałam się o jego kroczę. Palcem przejechałam po jego podbrzuchu i zahaczyłam o pasek od spodni.
- Ash... - szepnęłam w jego szyję przez co bardzo, ale to bardzo dobrze mogłam poczuć jego zadowolenie. Nie chcąc go dłużej męczyć nachyliłam się, a nasze usta dzieliły dosłownie milimetry i wtedy otworzyły się drzwi, a w nich stanął jakiś chłopak ledwo trzymający się na nogach.
- Wypierdalaj! - warknął Ashton mocno zirytowany zaistniałą sytuacją co wywołało u mnie rozbawienie. Zauważył to i ukazał mi rząd swoich białych zębów. Nie patrząc czy chłopak już wyszedł przewrócił mnie z powrotem na plecy. Leżał między moimi nogami, napierał na mnie całym ciałem, a nasze ręce splótł razem. Owinęłam nogi wokół jego bioder i wpiłam się jego spragnione wargi. Nasze języki bez trudu się odnalazły. Ashton przygryzł moją dolną wargę lekko za nią ciągnąc.
- Uważaj bo zrobisz mi kolejną bliznę. - powiedziałam przerywając pocałunek
- Przynajmniej mam pewność, że mnie nie zapomnisz. - odpowiedział i znów przyparł do moich warg zachłannie je całując. Nie trwało to długo, bo usłyszeliśmy jak ktoś bezskutecznie ciągnie za klamkę.
- Zajebie go. - warknął prosto w moje usta
- Byle szybko.
W drzwiach stanął zalany Hemmings z uśmieszkiem błąkającym się na jego twarzy.
- Porno live w moim pokoju? Lubię to. - wybełkotał
Razem z Irwinem zeszliśmy z łóżka i położyliśmy na nie leżącego już na podłodze blondyna po czym wyszliśmy z pokoju. Dopiero teraz miałam okazję zapiąć moją koszulę, ale moje poczynania przerwał brunet.
- Daj mi jeszcze trochę popodziwiać. - zażartował, a ja wzięłam jego dłonie w swoje i położyłam na moich piersiach - Ile dzisiaj wypiłaś?
Pomógł mi zapiąć do końca koszulę i przycisną mnie do ściany atakując moją szyję.
- Zarezerwuj dla mnie jutrzejsze popołudnie.
- Mówiłam ci, że...
- To nie będzie randka. - przerywa mi - Chcę ci tylko coś pokazać.
- OK.
Wróciłam do domu i od razu rzuciłam się na łóżko po raz pierwszy nie myśląc o niczym.

~~~~*~~~~

''I'M  fine, Don'y
worrY
everythING is
okay.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Wiem, że rozdział jest krótki, ale to taka rekompensata za to, że musieliście tak długo czekać na 16 rozdział i że w następny weekend nie pojawi się nowy.
Jak zawsze liczę na wasze opinie w komentarzach
Do zobaczenia ;-]

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 16


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Od ''wybuchu'' Ashtona nie miałam z nim żadnego kontaktu. Z jednej strony to dobrze, nie miał okazji by znów mieszać mi w głowie, ale nie zmienia to faktu, że tkwi w niej cały czas. Przez te 2 dni siedziałam sama w pokoju, ponieważ żadna z moich przyjaciółek nie raczyła nawet ze mną porozmawiać. Alice całe dnie spędzała ze sowim najlepszym, najcudowniejszym i  najsłodszym chłopakiem na świecie, a Sydney co chwile wychodziła spotkać się z Michaelem i każdy doskonale wiedział na czym polegały te spotkania. Nie przeszkadza mi jaka ''relacja'' łączy moją przyjaciółkę z jakimkolwiek chłopakiem dopóki nie używają mojego łóżka. 
Dzisiaj Wigilia. W Lamar tradycją jest wielkie wigilijne przyjęcie w jakiejś hali, więc najwyższy czas, żeby podnieść się z łóżka. Sydney już od 30 minut blokuje mi łazienkę. Co ona tam robi? Nawet gdyby wyszła w worku na ziemniaki Clifford i tak by się na nią rzucił. Gdy nałożyłam na siebie starą bluzę, drzwi łazienki się otworzyły, ale nie takiego widoku się spodziewałam. W moim pokoju nie stała moja stara Sydney - zawsze uśmiechnięta, z perfekcyjnym makijażem i fryzurą, zamiast niej była Sydney, którą widziałam kilka razy w życiu i nienawidziłam tego widoku. Miała cała zapłakaną, opuchniętą twarz i czerwone od łez oczy. 
- Axl... - zaczęła drżącym głosem, a ja podeszłam bliżej - Zapominam... - kontynuowała, a ja już wiedziałam o co jej chodzi. Przytuliłam ją najmocniej jak umiałam, bojąc się, że zaraz się rozpadnie - Nie mogę przypomnieć sobie jej twarzy, jej śmiechu. Tak bardzo za nią tęsknie.
- Wiem, Sydney. Ja też.
- Jak ty możesz sobie radzić po tej przeprowadzce, przecież nikogo tutaj nie znasz. Gdyby nie było Dylana i Logana już dawno bym sobie coś zrobiła.
- Hej, nawet tak nie mów. - powiedziałam ocierając jej policzki
- Potrzebuję cię w Chicago. Potrzebuję Monic.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Gdy kogoś tracimy, ten ktoś nas nigdy nie opuszcza. Trafia do szczególnego miejsca w naszym sercu. W tym właśnie miejscu jest właśnie Monic. Rozumiesz?
- Ale ja chcę ją tutaj. - załkała
- Wiem, ja też. Ale proszę nie płacz już.
- Jak ty to robisz? - spytała patrząc mi prosto w oczy
- Co?
- Nie płaczesz.
- To jedyne czego nauczyła mnie matka. - odpowiedziałam obojętnie
- Wróciła.
- Co?
- Twoja mama. Wróciła. Sprzedała dom.
- Nie przyjedzie tu dopóki nie skończą się jej pieniądze.
- A gdy się skończą i do ciebie przyjedzie. Tak po prostu oddasz jej prawa do warsztatu twojego taty?
- Jeśli tego nie zrobię, ona zrobi wszystko, żeby zniszczyć to co udało mi się zbudować. Powie im wszystko.
- Więc ty zrób to przed nią.
- Zrobię. 

~~~~*~~~~

- Dziewczynki! Musimy już wychodzić! - zawołała nas babcia. Sydney po raz dziesiąty poprawiła włosy mimo, że już wyglądała jak księżniczka w nowej, pudrowej, idealnie dopasowanej do jej figury sukience. Wyglądałam przy niej jak brzydki kopciuszek w szarych spodniach i czarnej, lekko prześwitującej koszuli.
Skierowałyśmy się do samochodu dziadka i ruszyłyśmy w stronę hali, w której ma się odbyć wigilijne przyjęcie.
To jest ta sama hala, w której odbyła się pierwsza randka Alice i Caluma. Teraz nie ma tu lodowiska i rzędu trybun, ale jedna, olbrzymia choinka stojąca na środku i kilkanaście ogromnych, okrągłych stołów przy, których jak zakładam siedziało po kilka rodzin. Razem z Syndey i Ashley podążyłam za dziadkami do jednego ze stołów, przy którym siedziała już cała rodzina Irwinów z Nickiem, który zbyt długo przypatrywał się starszej Brown oraz Alice wraz z mamą, babcią i jak przypuszczam bratem. To dziwnie, że przyjaźnie się z nią już parę miesięcy, a tylko raz spotkałam Toby'ego. Gdy wszyscy poznali blondynkę i jej mamę zasiadliśmy do stołu. Wszyscy zawięcie ze sobą o czymś dyskutowali nawet mała Lauren odnalazła się w temacie, ale nie ja. Jak zwykle z resztą. Ashton skutecznie unikał mojego wzroku, którego ciężko było mi od niego oderwać. Wyglądał dzisiaj lepiej niż zwykle, trzeba przyznać, że w garniturze mu do twarzy, a czarny kapelusz widniejący na jego głowie tylko dodawał mu uroku. Gdy przestałam wpatrywać się w chłopaka, który od paru dni mnie ignorował zwróciłam się do chłopaka, który siedział po mojej prawej i próbował nawiązać jakikolwiek kontakt widząc jak bardzo męczę się na tym przecudownym spotkaniu.
- Alice wspominała, że chcesz studiować na Florydzie. - zaczął skupiając całą swoją uwagę na mojej twarzy
- Tak, mam to w planach.
- Wybrałaś już jakąś uczelnie?
- Florida State University wygląda zachęcająco.
- Popieram. - powiedział, a ja posłałam mu spojrzenie, które wyrażało, że nie mam pojęcia o czym mówi - Studiuję na FSU. Alice ci nie mówiła?
- Możliwe, że coś wspominała, ale prawdopodobnie wcześniej mówiła o Calumie i się ''wyłączyłam''.
- Znam to. Gdy będziesz zaczynać studia ja będę na ostatnim roku, więc z wielką chęcią oprowadzę cię po uniwersytecie.
- Na pewno skorzystam. Dziękuję. - odpowiedziałam posyłając mu uśmiech, a w odpowiedzi dostałam jeszcze większy
- Nie ma za co. Moje ramiona zawsze stoją dla ciebie otworem. - zażartował, po czym usłyszeliśmy wymowne chrząknięcie po drugiej stronie stołu - Spokojnie Irwin. To nie było zaproszenie do łóżka. - dodał ściszonym głosem, w skutek czego pięści Ashtona zacisnęły się jeszcze bardziej, jakby to w ogóle było jeszcze możliwe
- Zbierz chłopaków. Zaraz występujecie. - zwrócił się do syna Ezra, po czym chłopak wstał ze stołu w poszukiwaniu znajomych
- Mam bardzo utalentowanego chrześniaka - stwierdził Nick, głównie kierując to do Ashley. Od przyjścia tutaj nie robił nic innego jak próbowanie jej poderwania. Niezły z niego kasanowa.
- A ja córkę. - dopowiedziała Brown
- Śpiewasz? - zwróciła się Sophia do Sydney
- Kiedyś w każde święta razem z Axl dawałyśmy mini koncert. - powiedziała ze smutkiem w głosie i doskonale wiedziałam czym on był spowodowany
- Powinnyście wystąpić po chłopakach. - wtrąciła się Alice
- To nie jest głupi pomysł. W końcu to nasza tradycja. - stwierdziła blondynka
- Tak, ale nie ma Monic - zauważyłam odczuwając tak dobrze mi znane ukłucie w sercu
- A właśnie, że jest. - powiedziała nawiązując do naszej porannej rozmowy
Chłopaki skończyli występ, my weszłyśmy na scenę. Sydney zaśpiewała, ja zagrałam na pianinie i to wszystko. Nic nadzwyczajnego. Brakowało Monic, brakowało taty. Znowu. Wróciłyśmy do stołu słuchając pochwał na temat naszego występu. Nigdy tego nie lubiłam, to zawsze wprawiało mnie w zakłopotanie.
- Możemy już otworzyć prezenty? - spytała Lauren
I właśnie to nastąpiło. Wszystkim podobały się podarunki, a chwilę po tym Sydney z Alice zniknęły ze swoimi partnerami. Było dobrze, aż przyszedł czas na mój prezent... Kurs na prawo jazdy.
- Będziesz mogła jeździć sama do Chicago kiedy będziesz miała ochotę. - oznajmił dziadek, a ja spanikowanym wzrokiem spojrzałam na Ashley, która powiedziała bezgłośnie ''Spokojnie''.
- Dziękuję. - powiedziałam drżącym głosem
- Wszystko w porządku? - spytał Toby kładąc dłoń na moim ramieniu co spotkało się z piorunującym wzrokiem Ashtona, ale tym razem to zignorowałam i zwróciłam się do dziadka
- Możemy porozmawiać?
- Oczywiście. - odparł niepewnie wstając od stołu, zrobiłam to samo podchodząc do Ashley
- Proszę. Chodź ze mną.
- Powinnaś sama z nim porozmawiać. - stwierdziła patrząc na mnie współczującym wzrokiem
- Potrzebuję cię teraz. Muszę mu powiedzieć... wszystko. Proszę.

~~~~*~~~~
Ashton
Odkąd pan Mann i Axl wrócili do stołu atmosfera nie była miedzy nimi za ciekawa. Staruszek podobnie jak ja unikał wzroku dziewczyny, która z całych sił powstrzymywała łzy. Jak to możliwe, że nikt tego nie zauważył?
- Źle się czuję, wrócę do domu. - odezwała się ledwosłyszalnie
- Odwieźć cię? - spytał Toby powoli wstając od stołu
- Ja ją odwiozę. - zerwałem się z krzesła i podszedłem w stronę Mann, która bez słowa ruszyła w stronę wyjścia.
Do samego domu brunetki jechaliśmy w ciszy. Ona najwidoczniej nie chciała rozmawiać, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Zatrzymałem się na podjeździe i nie chciałem żeby wysiadała.
- Stało się coś? - spytałem
- Nie. - odpowiedziała najciszej jak potrafiła i wysiadała
- Zaczekaj! - wysiadłem za nią, a ona odwróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie swoimi smutnymi jak nigdy oczami - Mam coś dla ciebie. - powiedziałem i podałem starannie zapakowany prezent. Razem z Hemmingsem z dwie godziny męczyliśmy się go zapakować, żeby wyglądał jak należy. Gdy Axl go rozpakowała na jej twarzy pojawił się dobrze mi znany uśmiech.
- Płyta All Time Low? - zapytała rozbawiona - Dziękuję - kolejny raz obdarzyła mnie swoim uśmiechem
- Nie ma za co. A więc... Cześć. - podrapałem się po karku i chciałem odejść
- Zaczekaj. Też coś dla ciebie mam. - powiedziała i złapała mnie za rękę prowadząc do domu
Gdy byliśmy już w jej pokoju usiadłem na łóżku, a dziewczyna szukała czegoś po szafkach. Gdy już to znalazła usiadła obok mnie wręczając zapakowany prezent. Po rozpakowaniu go ujrzałem płytę Avenged Sevefold.
- Dziękuję.
- Liczę, że przesłuchasz wszystkich piosenek.
- Liczę na to samo. - jej prześwitująca koszula strasznie mnie rozpraszała, a nie chciałem wyjść na chama, więc znalazłem jakiś temat do rozmowy - Zdecydowałaś się na grę w drużynie?
- Tak.
- Czyli będziesz grać?
- Nie. Nie mogę przykro mi. - nie ukrywam, że byłem zawiedziony
- Dlaczego?
- Kiedyś ci powiem. - znowu to samo
- Ładnie dzisiaj grałaś. - powiedziałem wskazując na pianino stojące przy ścianie - Zagrasz mi kiedyś?
- Kiedyś.
- Może do kompletu dostanę jeszcze Cobaina. - zażartowałem
- Gdy tylko ja dostanę Gunsy. - powiedziała zbliżając swoją twarz
Chwyciłem jej policzki w dłonie i przycisnąłem swoje wargi do jej. Przez krótką chwilę oddała pocałunek, przez bardzo krótką chwilę.
- Ashton...
- Przepraszam. - powiedziałem wstając z jej łóżka i kierując się do wyjścia
- Nie możesz mnie całować i wychodzić. - zatrzymałem się - Nie możesz ciągle mieszać mi w głowie. Nie możesz mówić, że nie bawisz się w związki, a później całować mnie w taki sposób. - gestykulowała rękoma podnosząc głos, a ja tylko patrzyłem - Jak to możliwe, że raz zachowujesz się jak chuj mający jakieś seks-relacje z największymi ździrami, a później być miłym chłopakiem. Nie możesz robić mi jakiś złudnych nadzieji, a później mnie zostawiać z natłokiem myśli. Kurwa, Ashton. Nie możesz mnie całować, jeżeli nie masz zamiaru bawić się w jakieś związki.
- Może właśnie chcę spróbować? - w końcu się odezwałem
- Ale ja nie chcę. - powiedziała bez wachania
- Chcesz.
- Nie. Nie chcę. Tylko mieszasz mi w głowie.
- Nie masz pojęcia co ty robisz w mojej. Nazywasz mnie chujem, a ja chcę cię pocałować. To nie jest normalne?! - podniosłem głos
- Widzisz?! Żadnemu z nas nie wyjdzie to na dobre.
- Zamknij się.
Podszedłem do niej i zaatakowałem jej słodkie wargi, ku mojemu zdziwieniu oddała pocałunek.
- Twoje usta są uzależniające. - powiedziałem na jednym tchu
Nic nie odpowiedziała, tylko chwyciła mnie za krawat i przyciągnęła bliżej znów złączając nasze usta. Chwyciłem ją w talii, a ona zarzuciła mi ręce na szyję. Całowaliśmy się zachłannie, a nasze języki tańczyły jeden, wspólny taniec. Składała mokre pocałunki na mojej linni szczęki kierując się na szyję. Popchnąłem ją lekko na łóżko, przez co oboje na nie opadliśmy. Całowałem i lizałem jej szyję i dekolt wsłuchując się w jej przyśpieszony oddech. Obróciła mnie na plecy i usiadła na mnie okrakiem. Delikatnie muskała moje usta i namiętnie całowała moją szyję. Ten kontrast był podniecający. Bardzo podniecający. Ten perfekcyjny moment przerwał dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Brunetka szybko ode mnie odskoczyła poprawiając swoją wymiętą koszulę.
- Dziadkowie wrócili. Powinieneś już iść. - powiedziała prowadząc mnie do drzwi do ogrodu.
- Do jutra. - pożegnałem się całując jej policzek
- Ash. - odwróciłem się w jej stronę - Nie zmienię zdania.
- Do jutra, Rose. - 
Tak łatwo nie zrezygnuję. Nie z niej.

~~~~*~~~~

''Jak długo mogę uciekać
od normalnych dni?
Chcę biec dziko
z moją wyobraźnią!''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie! 
Bardzo przepraszam, że tak dawno nie było rozdziału i z góry przepraszam, ale rozdział nie pojawi się też w następnym tygodniu.
Liczę na wasze opinie w komentarzach i dziękuję każdemu z osobna za pozostawiony po sobie ślad. To naprawdę motywuję.
Zapraszam na aska i twittera.
Do zobaczenia ;-]