Łączna liczba wyświetleń

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 18

Dziś jest ten dzień, w którym znów muszę pożegnać się z Sydney. Tak bardzo nie chcę żeby wyjeżdżała, ale co ja mogę. Następnym razem zobaczymy się dopiero w czerwcu, chyba że uda mi się wcześniej pojechać do Chicago, na co nie mam najmniejszej ochoty, ale miałabym wtedy okazję odwiedzić Monic.
Pożegnanie z Sydney nie należało do najlepszym, ponieważ Michael powiedział jej o incydencie z Gregiem. Brown nieźle się wkurzyła, ale nie dlatego, że dowiedziała się o tym po paru miesiącach, ale o to, że nie dowiedziała się o tym ode mnie. Przez dobre pół godziny słuchałam jej wyrzutów i obelg skierowanych w moją stronę, ale koniec końców skończyło się płaczem spowodowanym kolejnym rozstaniem ze mną. Mimo wszystko miałam wrażenie, że bardziej niż za mną będzie tęsknić za Cliffordem i chwilami spędzonymi z nim. Przed wyjazdem Brown'ów poprosiłam Ashley, aby porozmawiała z moim dziadkiem o rozmowie, którą przeprowadziłam z nim podczas Wigilii, ponieważ od tamtego czasu nie chciał nawet na mnie spojrzeć. Po długim i czułym pożegnaniu z jednymi z najważniejszych dla mnie osób, skierowałam się do pokoju, aby przebrać się na wyjście z Ashton'em. Założyłam czarne rurki i bluzkę, a na to dżinsową kurtkę. Zważając na to, że dochodziła 17 pod kurtkę założyłam jeszcze ciepłą, szarą bluzę. Moje loki związałam w kucyka i usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, Ashton: ''Czekam, Rose.''. Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam do wyjścia. W domu był tylko dziadek, który siedział w salonie i oglądał telewizję.
- Wychodzę, nie wrócę późno. - rzuciłam nie oczekując odpowiedzi
- Axl! - odezwał się. Odezwał się pierwszy raz od tygodnia. - Rozmawiałem z trenerem.
- Dziękuję.
- Mogłabyś dać mi listę leków, które bierzesz? Jadę jutro do sąsiedniego miasta i mogę je kupić jeśli chcesz.
- Tak. Dziękuję. Zaraz ją przyniosę. - w mgnieniu oka z powrotem znalazłam się przy dziadku wręczając mu listę leków i bez słowa wtuliłam się w niego tam mocno jak mogłam - Przepraszam.
- Wiesz, że mogłaś powiedzieć mi powiedzieć wcześniej?
- Wiem. Ale bałam się, że jak się dowiecie nie pozwolicie mi tu mieszkać i będę musiała błagać matkę, żeby wróciła i...
- Gdybym wiedział nigdy nie pozwoliłbym, żebyś z nią mieszkała. Rozumiesz?
- Tak, dziękuję.
- Nie dziękuj tylko idź już. - powiedział lekko się uśmiechając, a ja zrobiłam to co kazał
Na zewnątrz stał Irwin oparty o swojego pick up'a, który uważnie skanował mnie wzrokiem.
- Ile można na ciebie czekać? - spytał całując mnie w policzek, co nie jest u niego normalne
- Nie przesadzaj i powiedz mi gdzie jedziemy. - powiedziałam wsiadając do samochodu
- Mówiłem. Do mojej pracy.
- A gdzie dokładnie?
- Zobaczysz. - westchnęłam z frustracją
Jechaliśmy dobre kilkadziesiąt minut bez słowa, wsłuchując się w głos James'a Hetfield'a*. Patrzyłam w widok za oknem póki nie poczułam, że ręka chłopaka siedzącego obok mnie znalazłam się na moim kolanie. Bez chwili wahania zrzuciłam ją, ale szatyn ponowił swój wcześniejszy czyn i zaczął sunąć swoją dłonią co raz wyżej.
- Nie zapominasz się? - spytałam z lekką irytacją w głosie
- Z tego co pamiętam wczoraj prosiłaś, żebym cię dotykał.
- Miałeś mi pokazać jak bardzo chcesz mnie pocałować i to ty wybrałeś taki sposób, a nie inny.
- Okey. Więc pokaż jak bardzo chcesz mnie pocałować. - powiedział z seksowną chrypką
- Nie chcę cię pocałować - oznajmiłam krzyżując ręce na piersi
- Jeszcze. - stwierdził i puścił mi oczko, zabierając rękę z mojego kolana przez co poczułam nie przyjemny chłód. Chwilę potem Ash zaparkował. Gdy wysiadłam moim oczom ukazało się miejsce, o którym nigdy w życiu nie pomyślałabym jako o miejscu pracy Irwina.
- Czy to stajnia? - spytałam nie kryjąc zaskoczenia
- Jak widać.
- A gdzie twój rumak? - zażartowałam
- W spodniach. - szepnął mi do ucha lekko je przygryzając
Weszliśmy do stodoły gdzie była słychać i czuć nie wielką liczbę koni. Konie są pięknymi zwierzętami, a każdy kolejny był piękniejszy od poprzedniego. Moje obserwacje przerwał zachrypiały głos staruszka zbliżającego się do nas z olbrzymim uśmiechem na twarzy.
- Synu! Jak dobrze cię widzieć. - powiedział obejmując chłopaka
- Ciebie też. Jak się czuję Emily? - spytał szatyn
- Z dnia na dzień co raz lepiej. Co tutaj robisz? Nie pracujesz dzisiaj.
- Wiem, ale chciałem komuś pokazać gdzie spędzam większość mojego czasu. - wyciągnął do mnie rękę, abym podeszła bliżej - To jest Axl.
- Miło mi. - przedstawiłam się, a staruszek przyciągnął mnie do siebie
- Cieszę się, że mogę cię wreszcie poznać. Wiele o tobie słyszałem. - spojrzałam na Ashton'a, który speszony kopał jakiś kamyk - Zapewne chcesz pokazać jej ''swoje'' miejsce, więc nie będę was zatrzymywał.
Chłopak nie czekając złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Mijaliśmy kolejne konie, aż znaleźliśmy się przed drabiną, która prowadziła do pomieszczenia, w którym znajdowało się siano.
- Więc... - zaczęłam, gdy znaleźliśmy się na górze - Dlaczego mnie tu przywiozłeś?
Nie uzyskałam odpowiedzi, zamiast tego zostałam popchnięta na ścianę.
- Pokaż jak bardzo chcesz mnie pocałować. - szepnął
- Nie chcę. - powiedziałam drżącym głosem
- Chcesz - stwierdził i pocałował mnie w zgłębienie szyji
Rozmawialiśmy długo, bardzo długo o wszystkim. Dosłownie o wszystkim. Dowiedziałam się staruszek ma na imię Fred, a Emily, o której wspominali to jego żona, która dwa tygodnie temu złamała nogę. Gadałam z Irwin'em, jak ze starym znajomym. Bez trudu znaleźliśmy wspólny język, przez co czas zleciał nam naprawdę szybko i nim się obejrzałam było po 21. Stałam oparta o drewnianą poręcz, aż szatyn stanął na przeciw mnie, a ręce oparł po obu moich stronach, zamykając mnie w ''pułapce''. Na jego twarzy zawitał dobrze mi znany cwany uśmieszek. Przysunął się jeszcze bliżej, aż nasze ciała się stykały, a nasze twarze dzieliły milimetry, chociaż chciałam, żeby między nimi nie było żadnej przestrzeni. Złapałam jego dolną wargę między zęby zanim zdołał się odsunąć, ale po chwili ją puściłam.
- Nadal nie chcesz mnie pocałować? - droczył się ze mną, a stał tak blisko, że nasze wargi stykały się, gdy mówił
- Dlaczego sądzisz, że chciałabym? - nic nie odpowiedział, tylko zachłannie wpił się w moje usta, co nie trwało długo, ponieważ przerwał nam zachrypiały głos dochodzący z dołu
- Ashton! Zamykam!
- Kiedyś to dokończymy i nie pozwolę, aby ktokolwiek nam przerwał. - powiedział i złożył krótki pocałunek na moich ustach. - Idziemy.
Stajnia, w której pracował chłopak znajdowała się w innym miasteczku, więc podróż do Lamar trochę trwała. Dziwił i niepokoił mnie fakt, że cały czas trzymałam dłoń szatyna i podobało mi się to. Gdy przejeżdżaliśmy przez miasteczko sąsiadujące z Lamar do moich uszu dobiegł dobrze mi znany ryk silników. Chwilę później mogliśmy dojrzeć masę ludzi i szybkich samochodów, to oznaczało tylko jedno - wyścig. W mgnieniu oka naszą dalszą drogę zatorował jakiś samochód.
- Zawróć. - poleciłam, ale tył również był już zastawiony. Mój strach narastał.
- Czego oni chcą?
- Chcą, żebyś się ścigał. - powiedziałam cicho, a chłopak wysiadł z samochodu, ja zaraz za nim
- Masz jakiś problem gościu?! - warknął Irwin do młodego chłopaka, wysiadającego z jednego z blokujących nas samochodów
- Ścigasz się. - powiedział pewnie
- Nie, nie ścigam. - Irwin został popchnięty na samochód, ale zaraz odepchnął napastnika
- Ash, daj spokój. - szepnęłam do szatyna
- Colin! Co ty znowu odpierdalasz?! - krzyknął ktoś z tłumu, a ja doskonale znałam ten głos. Kurwa! Mam przejebane... - Axl?! Tak się cieszę, że cię widzę! - krzyknął Cole*, a ja od razu cofnęłam się, gdy on podszedł bliżej
- Ashton, jedziemy. - zwróciłam się do Irwina
- Proszę zaczekaj, musimy porozmawiać i...
- Nie! Nie zasługujesz na to. Ani ty, ani on - doskonale widział o kim mówię - A teraz powiedź swojemu przydupasowi, żeby nas przepuścił.
- Musi się ścigać. - oznajmił przydupas
- Ja będę się ścigać. - stwierdziłam
- Nie! - warknął Cole, ale nie przejęłam się tym i skierowałam się na tor. Blondyn z całej siły starał się mnie odciągnąć, ale na marne. Nim się obejrzał siedziałam już w samochodzie i wystartowałam. Dobrze mi znane uczucie adrenaliny ogarnęło całe moje ciało, gdy byłam wciskana w fotel przez wciąż rosnące kilometry na liczniku. Tak bardzo za tym tęskniłam. Wygram, jak zawsze.

~~~~*~~~~
ASHTON

Nie wiedziałem co się wokół mnie dziej odkąd zdałem sobie sprawę, że Rose zna jednego z tych facetów. Stałem obok niego i czekałem, aż brunetka skończy wyścig. Cholernie się bałem, że coś się jej stanie, przecież ona nie ma nawet prawa jazdy.
- Colin ma przejebane. - stwierdził jakiś gość stojący niedaleko mnie
- Trevor* go zajebie. - powiedział drugi
- Nie tylko on. - odezwał się facet, który zna Mann
- Trevor idzie! - krzyknęła jakaś dziewczyna, a chwilę później obok pojawił się wysoki brunet, który z pewnością należał do tych, z którymi się nie zadziera
- Colin znalazł w końcu jakiegoś przeciwnika? - spytał
- Znalazł Axl. - powiedział cicho blondyn, jakby nie chciał, żeby Trevor w ogóle to usłyszał
- Co kurwa?! - wrzasnął tak głośno, aż się wzdrygnąłem. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi, bo wyścig się skończył, a tłum zaczął skandować imię Axl. Skąd ci ludzie ją w ogóle znali? Dziewczyna z trudem przecisnęła się przez tłum i znalazła obok mnie. Za nią szedł wkurwiony chłopak, który wcześniej nie chciał nas przepuścić.
- Nie tak szybko dziwko! - krzyknął w stronę Mann
- Nie mów tak do niej. - warknął wysoki brunet i jednym ciosem go znokautował - Axl, zaczekaj - powiedział już spokojnie, łapiąc brunetkę za rękę
- Nie dotykaj mnie! - warknęła, a jej spojrzenie przepełnione było jadem - Jedziemy. - oznajmiła i chwilę później znajdowała się już w samochodzie.
Przez całą drogę do Lamar milczeliśmy. Rose tępo wpatrywała się w widok za oknem, a ja nie widziałem co powiedzieć. Cały czas przetwarzałem sobie co właściwie wydarzyło się kilkanaście minut wcześniej. Zatrzymałem się na swoim podjeździe i nie zdążyłem otworzyć ust, a dziewczyna wyskoczyła z auta i skierowała się do domu dziadków.
- Zaczekaj! - krzyknąłem doganiając ją - Powiesz mi o co tam chodziło? 
- Nie. - ucięła krótko
- Kim byli ci faceci?
- Nieważne. 
- Kurwa, Axl!
- Czego chcesz Ashton? - zatrzymała się 
- Nie zachowuj się tak w stosunku do mnie, nie zbywaj mnie kiedy w jakiś sposób próbuje ci pomóc.
- Nie potrzebuje pomocy.
- Sama siebie okłamujesz. Jesteś jak mała, zagubiona dziewczynka.
- O co ci chodzi? - zapytała zrezygnowana
- Pamiętasz jak miałem zdradzić ci swoją tajemnicę. Jestem pewny, że ty ze swoją mnie okłamałaś.
- Nie mam na to czasu. - powiedziała i zaczęła znów iść, ale ją zatrzymałem
- Chcę, żebyś była dziewczyną, z którą będę chodził na randki, całował kiedy tylko będę chciał, będę wolał przytulać się na starej kanapie zamiast iść na imprezę. - zacytowałem jej słowa - Chcę, żebyś była moja. To jest moja tajemnica, Rose, ale nie ma to dla ciebie żadnego znaczenia, a ja nie mam zamiaru latać za tobą i prosić o twoją uwagę, jeśli chociaż trochę się przede mną nie otworzysz. Nie później - teraz.

~~~~*~~~~

'' Nie jestem już dzielny, kochanie.
Jestem złamany.
Oni mnie złamali.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*James Hetfield - wokalista zespołu ''Metallica''
* Cole
*Trevor

Witajcie!
Bardzo przepraszam was za ten rozdział. Wydaje mi się, że jest strasznie beznadziejny.
Ale liczę na wasze opinie w komentarzach.
Bardzo proszę zostawiajcie po sobie jakikolwiek ślad i bardzo dziękuję tym, którzy to robią.
Do zobaczenia ;-]

4 komentarze: