Łączna liczba wyświetleń

sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 7

Poniedziałek... Czeka mnie kolejne pięć dni katorgi. To nie jest tak, że nie lubię tej szkoły, ona jest spoko ja po prostu nienawidzę wstawać wcześnie, a później do nocy odrabiać lekcji. Przez to nie starcza mi czasu, żeby porozmawiać z Sydney lub z Millerami. A ja potrzebuje rozmowy z kimś kto zna o mnie całą moją historię i wie jak poprawić mi humor nawet jeśli jest setki kilometrów ode mnie.
Kierowałam się samotnie w stronę sali od matematyki, gdy drogę zagrodził mi ''Zniewalający Luke''.
- Siema Axl. Nie widziałem cię na stołówce. Ukrywasz się? - spytał z rozbawieniem puszczając mi oczko, a ja patrzyłam na niego zdezorientowana
- Hej. Rozmawiałam z Sydney i straciłam rachubę czasu. - wyjaśniłam, chłopak chwilę mi się przyglądał po czym na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek
- Chyba dobrze bawiłaś się w weekend. - stwierdził wskazując palcem na dwie, duże malinki na mojej szyji, o których zupełnie zapomniałam, od razu zakryłam je włosami i weszłam bez słowa do klasy, siadając na swoim miejscu. Chwilę później w sali pojawił się nauczyciel.
- Przywitam was ocenami z ostatnich klasówek. - zaczął chodząc po klasie i kładąc kartki z wynikami każdemu na ławce. Jak zwykle dostałam piąteczkę. Lubiłam matematykę, a ona lubiła mnie. Szerze mogłam powiedzieć, że jestem umysłem ścisłym. Nie potrafię uczyć się czegoś ''na blachę'', ja muszę to zrozumieć. - Hemmings! - kontynuował - Ile jeszcze pał postawie ci w tym roku?
- Pan? Żadnej. Od tego mam dziewczyny - odpowiedział blondyn, a po klasie rozniosła się fala śmiechu, którą nauczyciel od razu uciszył
- Jeśli z następnej klasówki znów dostaniesz ocenę niedostateczną nie będziesz mógł grać w drużynie. - powiedział stanowczo - Zdajesz sobie z tego sprawę? - z twarzy Luka momentalnie zniknął cwaniacki uśmiech - Ale żeby do tego nie dopuścić będziesz miał dodatkowe lekcje matematyki. Nie ze mną rzecz jasna. Zaraz znajdziemy ci jakiegoś korepetytora. - kontynuował rozglądając się po klasie, jego wzrok padł na mnie, to takie przewidywalne... - Panno Mann proszę zapoznać się ze swoim nowym uczniem.

~~~~*~~~~

Chciałam spotkać się z Alice i w końcu spędzić z nią trochę czasu, ale: Umówiłam się z Calume'm... To zaczynało mnie już naprawdę wkurwiać. W szkole sama błąkałam się po korytarzach, bo ona wychodząc z sali od razu leciała do bruneta. Czasami spędzałam przerwy z Lukiem, jeśli mieliśmy mieć zaraz razem lekcje. On jest naprawdę spoko, ale gdy dłużej mu się przyglądam wydaję mi się, że słyszę jak Monic mówi jak piękne są jego niebieskie oczy, czy jak zniewalający jest jego uśmiech. Kurwa... Tak bardzo z nią tęsknie. Za całym moim popieprzonym życiem w Chicago. Życie w Lamar jest takie beztroskie, (nie licząc sytuacji z Gregiem)a to do mnie kompletnie nie pasuje, to jest po prostu nudne. Po szkole albo pracowałam, albo siedziałam w swoim pokoju. I teraz właśnie to robiłam. Siedziałam na podłodze i bawiłam się popsutym gramofonem, który próbowałam naprawić. TAK! Udało się teraz tylko wypróbować sprzęt. Skierowałam się w do salonu gdzie siedziała babcia z jakąś młodą kobietą.
- Dzień dobry. - powiedziałam niepewnie
- Axl proszę poznaj Sophie, jest pielęgniarką i... - mówiła babcia, ale przerwałam jej, gdy usłyszałam słowo pielęgniarka
- Coś się stało? Źle się czujesz? - zasypywałam staruszkę pytaniami
- Z twoją babcią wszystko dobrze - uspokoiła mnie kobieta - Miło mi cię poznać Axl. Moja córka cały czas o tobie mówi. - posłałam jej pytające spojrzenie - Lauren. - pokiwałam głową i zwróciłam się do babci
- Udało mi się naprawić gramofon i chciałam spytać czy mamy gdzieś płyty winylowe.
- Oj, przykro mi skarbie, ale oddałam je.
- Aha - powiedziałam zawiedziona i zaczęłam kierować się z powrotem do swojego pokoju
- Zaczekaj - zawołałam za mną Sophia - Te płyty kurzą się u Ashton'a napewno ci je pożyczy.
- A jest może teraz w domu? - spytałam
- Ma szlaban, więc tylko tam można go teraz znaleźć.

~~~~*~~~~

Ashton mieszkał jakieś trzy domy ode mnie, więc po niespełna 5 minutach byłam pod jego drzwiami, które otworzył mi Ezra.
- Dzień dobry.
- Cześć Axl, proszę wejdź - przywitał się ze mną mężczyzna z wielkim uśmiechem na ustach, otwierając szerzej drzwi
- Przyszłam pożyczyć winyle od Ashton'a. 
- Chodź, zaprowadzę cię do jego pokoju. 
Pokój Irwina był na górze, na samym końcu korytarza. Był urządzony podobnie do mojego, znaczy do mojego taty. Ciemne ściany, na których wisiały plakaty różnych zespołów, wielkie łózko na środku, olbrzymia szafa i jakieś drzwi w rogu, z których wyłonił się właśnie chłopak... bez koszulki. Chciałam coś powiedzieć, ale znów zapatrzyłam się na jego umięśniony tors. On niestety znowu to zauważył, a na jego usta wkradł się zadziorny uśmiech ukazujący jego słodkie dołeczki. Musiał brać właśnie prysznic, bo z jego włosów kapały pojedyncze krople. Wyglądał naprawdę seksownie. NIE! Axl nie myśl o nim w ten sposób!
- Tobie naprawdę podoba się widok mojej klaty, co?
- Twoja mama powiedziała, że masz winyle mojego taty. Mógłbyś mi parę pożyczyć? - zapytałam próbując nie patrzeć na jego ciało
- Jasne - spod łóżka wyciągnął karton ze starymi płytami. 
Siedziałam na podłodze grzebiąc w kartonie, nie mogłam się na tym skupić, ponieważ wciąż półnagi Ashton pochylał się nade mną, a jego oddech odbijał się od mojej szyji wywołując przy tym przyjemny dreszcz na moim ciele. Nagle ktoś zapukał w okno, na które od razu przeniósł się nasz wzrok. 
- Cholera! - zaklął Irwin - To Paige.
- To nie ty powinieneś wspinać się do niej przez okno? - spytałam
Gdy okno zaczęło się otwierać, chłopak złapał mnie za nadgarstek i wepchnął do szafy. Czekaj? Co?! Czy on mnie właśnie schował w swojej szafie? 

~~~~*~~~~
Ashton

Szybko wepchnąłem Axl do szafy, aby uniknąć niepotrzebnej awantury i zwróciłem się do Paige.
- Co ty tu robisz? - spytałem oschle
- Stęskniłam się za tobą - powiedziała przesłodzonym głosem i wpiła się w moje usta, całując mnie zachłannie. Gdy się ode mnie oderwała przejechała ręką po moim nagim torsie zatrzymując się na moim kroczu i ściskając je. - To gdzie dzisiaj się ''bawimy''? Podłoga, biurko, czy może w końcu zrobimy to na łóżku? - kontynuowała i ściągnęła bluzkę rzucając nią we mnie. Jej wielkie cycki opinał różowy koronkowy stanik, ciężko było się oprzeć takiemu widokowi, ale zważając na to, że w mojej szafie jest Mann musiałem się opanować. Zresztą jej cycki nie robią na mnie takiego wrażenia jak kiedyś.
- Ubierz się - powiedziałem podając jej bluzkę, a ona spojrzała na mnie zaskoczona
- Ash, proszę cię. Oboje tego chcemy - mówiła kładąc moje ręce na swoich piersiach - Nie pieprzyliśmy się już dwa tygodnie.
- I co z tego... - lekko ją odepchnąłem
- To przez tą całą Axl. Prawda? - pytała zirytowana 
- O co ci chodzi?
- Ona mi ciebie odbiera, chce nas rozdzielić. - twierdziła płaczliwym tonem
- Paige! Nie ma żadnych NAS! Zrozum. Czas zakończyć nasz układ - powiedziałem kierując się w stronę okna - Lepiej jak już pójdziesz.
Dziewczyna wyminęła mnie rzucając krótkie: ''Pożałujesz tego.'' i szybko zniknęła za oknem. A ja wypuściłem Axl z szafy. Boże, jak to brzmi... Mann bez słowa zapakowała płyty, które wybrała do swojej torby, a w ręce trzymała jakąś czarną koszulkę.
- Chcesz ukraść mi ubrania? - spytałem gdy dziewczyna stała przy moim łóżku i próbowała zapiąć torbę.
- Ta koszulka jest akurat moja. - oznajmiła
- Masz moją bluzkę przy sobie?
- No nie, ale...  - nie pozwoliłem jej dokończyć i wyrwałem ubranie z jej rąk
- Więc Gunsy zostają u mnie, póki  Cobain nie przyjdzie.
- Mogę ci go zaraz przynieść, ale swoją bluzkę zabieram teraz - podeszła do mnie i wyrwała mi materiał z rąk, gdy próbowałem zrobić to samo, dziewczyna potknęła się i upadła na moje łóżko, a ja na nią. Nie powiem, że mi się to nie podobało. Chwyciłem jej nadgarstki i oparłem je o łóżko nad jej głową. Mógłbym ją teraz przelecieć, ale nie chciałem tego. Znaczy chciałem, ale nie teraz, to powinno wyglądać inaczej.
- Do twarzy ci z tymi malinkami. - powiedziałem, gdy włosy odkryły jej szyję i można było dostrzec różowe ślady
- Złaź ze mnie - warknęła, ale w jej głosie nie było słychać złości, bardziej rozbawienie. Na te słowa opadłem na nią bezwiednie chowając głowę w zagłębieniu jej szyji. - Zgnieciesz mnie - wypowiadając to jej usta delikatnie muskały moje ucho co ku mojemu zdziwieniu podniecało mnie. Axl to zauważyła, a raczej poczuła przez co zachichotała i przygryzła płatek mojego ucha, przez co moje spodnie zaczęły robić się jeszcze ciaśniejsze. Wykorzystała moją chwilową słabość i przewróciła mnie na plecy, siadając na mnie okrakiem z triumfalnym uśmiechem na ustach. Z łatwością mógłbym wrócić do poprzedniej pozycji, o czym doskonale wiedziała, ale nie chciałem tego. Dziewczyna położyła swoje dłonie na moim nagim torsie i zaczęła przybliżać swoją twarz do mojej. Położyłem swoje ręce na jej biodrach, ale chwile później zsunąłem je na pośladki, na ten czyn na twarzy brunetki pojawił się większy uśmiech. Teraz wiedziałem, że chciała tego tak samo jak ja. Już mieliśmy zatopić się w pocałunku i zerwać z siebie ubrania. Było już tak blisko, ale jak zwykle ktoś musiał to przerwać.  Do mojego pokoju wparował Clifford i Hemmings, a Axl momentalnie ze mnie zeskoczyła, poprawiła ubranie, złapała swoją torebkę i kierowała się w stronę wyjścia tłumacząc, że musi już iść. Zagrodziłem jej drogę przy drzwiach od mojego pokoju i zabrałem z jej rąk ubranie, które próbowała wynieść.
- Koszulka jak na razie zostaje - oznajmiłem, a dziewczyna posłała mi niemrawy uśmiech, widać było, że jest zawstydzona całą sytuacją. Gdy już miała wychodzić wtrącił się Luke.
- Kiedy zaczynamy lekcje? - zapytał blondyn
- W piątek po szkole - odpowiedziała szybko i zniknęła za drzwiami
- Jakie lekcje? - zwróciłem się do Luka
- Korepetycje z matmy. - wyjaśnił - A tak w ogóle to myślałem, że Axl jest ''ziemią świętą'', a z tego co widziałem dla ciebie to nie ma znaczenia.
- Właśnie. Żaden z nas nie może jej przelecieć i zdaje się, że to właśnie ty ustanowiłeś tą zasadę. - wtrącił się Michael
- Dokładnie. - przytaknął blondyn - Mamy rozumieć, ze ta zasada już nie obowiązuje? - dokończył wymieniając sugestywne spojrzenia z kolorowym
- Obowiązuje. - stwierdziłem ostro - A to był tylko incydent, który się więcej nie powtórzy.
Powiedziałem to chociaż nie dokońca się z tym zgadzam. Rose pociąga mnie i to bardzo, ale obiecałem coś tacie. Problem w tym, że nie myślę o niej jak o lasce na jedną noc, ale też nie jak o dziewczynie na stałe, ja nie bawie się w poważne związki. Po biwaku zacząłem myśleć o dziewczynach inaczej. Nie są już dla mnie panienkami do zaliczenia. Gdy Axl spała wtulona w moje ramiona, pomyślałem, że fajnie byłoby mieć kogoś przy kim mógłbym zasypiać i budzić się, a nie uciekać zanim się obudzi. Kogoś kto będzie należał tylko do mnie, a ja tylko do tego kogoś. Ale dobrze wiem, że nie jestem jeszcze na to gotowy. Jeśli poznałbym jakąś dziewczynę wiem, jak mógłbym ją bardzo zranić. W końcu jestem osiemnastoletnim chłopakiem, który nie myśli głową, a tym co ma w spodniach.

~~~~*~~~~
AXL

Czemu się tak zachowałam? Co mi strzeliło do głowy? Nie jestem takim typem dziewczyny, która jeśli tylko ma okazję wskakuje chłopakowi do łóżka. Mimo, że chciałam nie mogłabym. Nie należę do osób, które potrafią znaleźć sobie kogoś na jedną noc, chociaż patrząc na to jaka byłam w Chicago można by sądzić inaczej. Nie mogłabym przespać się z Ashtonem i na drugi dzień jak gdyby nigdy nic z nim rozmawiać. Incydent, który wydarzył się 10 minut temu, nigdy więcej nie może mieć miejsca.
Zaraz zacznie się moja zmiana w sklepie babci, więc powolnym krokiem właśnie tam się kierowałam. Przez dwie godziny nie robiłam tam zupełnie nic. Po prostu siedziałam i patrzyłam w ścianę.
 - Kochanie, przynieś z magazynu jakiś pusty karton - poprosiła babcia, przerywając mi moje zajęcie. Kiwnęłam głową i pokierowałam się w stronę schodów. Za każdym razem jak tu wchodzę potykam się o puste kartony, a teraz jak na złość nie mogę żadnego znaleźć. 
- Hej - usłyszałam za sobą przez co aż podskoczyłam ze strachu. Za mną stał nikt inny jak Irwin.
- Hej. Co tu robisz? Myślałam, że masz szlaban.
- Bo mam, ale mama potrzebuje kogoś kto będzie nosił zakupy. - wytłumaczył, a ja tylko pokiwałam głową na znak, że rozumiem - A co do tego co się dzisiaj stało...
- To było głupie i nigdy więcej się nie powtórzy. - szybko mu przerwałam
- Dokładnie. To nie miało miejsca. Zapomnijmy o tym.
- Ok.
- Ok. - Ashton przeczesał włosy - Więc... wszystko w porządku? W sensie między nami? Znaczy... no... Kumple?
- Kumple - odpowiedziałam, uśmiechnęłam się i wystawiłam rękę w jego kierunku
- Kumple czasem się przytulają. - stwierdził i rozłożył ramiona podchodząc bliżej. Przytuliłam chłopaka i oparłam głowę na jego ramieniu. Pachniał swoimi perfumami, miętą i papierosami. Pociągająca mieszanka. Axl, przestań! Gdy poczułam, jak szatyn przejżdża nosem po mojej szyji szybko się od niego odsunęłam. Patrzyliśmy się chwilę na siebie, trochę zbyt długo. Poczułam, że policzki robią mi się czerwone, więc momentalnie spuściłam głowę. Ashton jedną rękę schował do tylnej kieszeni swoich spodni, a drugą drapał się po karku. Żadne z nas nie wiedziało co zrobić.
- Axl, znalazłaś ten karton?! - ten niezręczny moment przerwał krzyk babci, szybko rozejrzałam się wokół
- Umm... Tak! - odpowiedziałam, chwyciłam pudło i wyminęłam szatyna

~~~~*~~~~
''Czasem wystarczy chwila,
by zapomnieć o całym życiu.
Czasem nie wystarczy życie,
by zapomnieć o jednej chwili.''
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie!
Bardzo was przepraszam, że w tamtym tygodniu nie dodałam rozdziału miałam, dużo na głowie, więc jeszcze raz bardzo przepraszam.
Jak wam się podoba już siódmy rozdział? Podzielcie się ze mną swoją opinią w komentarzach.
Do zobaczenia za tydzień!

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 6

Jest połowa listopada, a ja zgodziłam się na biwak w środku lasu. Czy moi dziadkowie nie mogą zrozumieć, że nie chcę się integrować ze wszystkimi mieszkańcami Lamar? Żeby nie popaść w depresje wystarczy mi Alice i codzienne rozmowy z Sydney, Loganem i Dylanem. Chociaż czasem mam dosyć tych rozmów, zawsze zmierzają do tego samego: Powiedź dziadkom o wszystkim co działo się w Chicago, zanim sami się dowiedzą. Nie dowiedzą się. To co było w Chicago niech tam zostanie, nie chce do tego wracać. Zaczęłam życie w nowym mieście z czystym kontem, w którym nikt nie patrzy na mnie krzywo. Kiedyś może im powiem, ale napewno nie teraz.
Wracając do kwestii biwaku. Dlaczego się do cholery na to zgodziłam? A no tak. Przez cały tydzień wysłuchiwałam błagań Alice, której zależało na tym żebym tam była, ponieważ Calum też miał być, a jej mama kolejny raz stwierdziła, że musi być z nimi przyzwoitka, czyli ja, chociaż dobrze wiedziała, że będą z nami opiekunowie. Ezra i Nick mówili, że razem z moim tatą biwakowali przy każdej możliwej okazji i mi też się spodoba. Do tego Lauren, która od naszego pierwszego spotkania nie odstępowała mnie na krok również miała tam być i chciała bym jej towarzyszyła. Uparcie stałam przy swoim i się nie zgadzałam, ale co z tego. Moje zdanie się przecież nie liczy. Teraz stoję po środku lasu z wielkim plecakiem na plecach i małą dziewczynką ściskającą moją rękę. W biwaku uczestniczy około 30 dzieciaków ze szkoły i kilkoro dzieci w wieku Lauren. Wszyscy staliśmy wokół Nicka, Ezry i jeszcze jednego mężczyzny, którzy pełnili rolę opiekunów oraz właśnie wskazywali nam miejsca do rozstawienia namiotów i coś tam jeszcze. Nie słuchałam ich zbytnio, bo byłam zajęta zasypywaniem Sydney SMS-ami o tym jak bardzo nie chcę tu być. Moją uwagę od ekranu telefonu oderwał piskliwy głosik, należący do małej brunetki stojącej obok mnie, która zalewała się łzami i prosiła swojego tatę, aby pozwolił spać jej ze mną w jednym namiocie, ale on był nieugięty i ostatni raz wyraźnie wszystkich poinformował, że nastolatki zostają tu, a dzieci idą za nim na ''ich teren''. Zabrałam się razem z Alice do rozstawiania naszego namiotu, właściwie to zrobił to Hood z Hemmingsem. Nim się obejrzałam u mojego boku znów była Lauren ciągnąca mnie w stronę ogniska. Piekłam jej pianki i słuchałam opowieści o przygodach jej i Ashtona. Przestała mówić, gdy jej brat wraz z kolegami zaczęli dawać mini koncert. Z Alice nie mogłam porozmawiać, bo była wpatrzona w śpiewającego Caluma. Odkąd zaczęli się spotykać widziałam się z nią jedynie w szkole, chociaż też nie zawsze. Sydney była na randce, więc zadzwonić do niej nie mogłam. Przez resztę ogniska pisałam z moimi ukochanymi bliźniakami z Chicago. Mimo że miałam na sobie grube dresy, bluzkę z długim rękawem, bluzę i skórzaną kurtkę i tak cała trzęsłam się z zimna, gdy na zewnątrz zrobiło się ciemno. Kiedy siedziałam w namiocie rudowłosa w końcu się do mnie odezwała. Chociaż spędziłyśmy razem cały dzień nie zamieniłyśmy nawet słowa.
- Razem z Calumem chcemy dzisiaj to zrobić. - oznajmiła szybko na jednym tchu
- Co? - zapytałam obojętnie
- No wiesz... TO... - powiedziała z naciskiem na ostatnie słowo
- Dzisiaj? Gdzie? - dopytywałam się nie kryjąc zaskoczenia. Dobrze wiem, że to będzie jej pierwszy raz, więc musi naprawdę lubić Hooda skoro się na to zdecydowała.
- Tak, dzisiaj. Tutaj.
- Czekaj. Jak to tutaj? A ja gdzie mam niby spać?
- W namiocie Caluma - powiedziała prawie bezgłośnie i spuściła głowę, gdy zobaczyła, na mojej twarzy malującą się złość. Nie zdążyłam jej nic powiedzieć, bo do naszego namiotu wpadł Luke przerzucając mnie przez swoje ramie, bo czym wybiegł ze mną na zewnątrz, a Michael wepchnął do środka Caluma.
- Postaw mnie! - krzyczałam do chłopaka, ale on nic sobie z tego nie robił i puścił mnie, gdy znaleźliśmy się pod ich namiotem, następnie mnie do niego wepchnął, przez co znalazłam się na Irwinie. Momentalnie z niego zeszłam i zwróciłam się wściekła do blondyna. - Co to miało kurwa być?
- Johnson ci nie powiedziała? W końcu ma się przespać z Hoodem. - tłumaczył
- Wiem, ale mogłam przyjść tu na własnych nogach. - warknęłam kierując się w stronę wyjścia
- Gdzie idziesz? - spytał Clifford
- Po swój śpiwór.
- Chcesz im przeszkadzać? Jestem pewny, że nie tracą czasu. - stwierdził Luke, poruszając brwiami
- To gdzie mam spać? - zapytałam zakładając ręce na piersi. W ich namiocie były tylko 3 śpiwory, a nas była czwórka.
- Ashton na wielki śpiwór, więc we dwoje napewno się zmieścicie. - poinformował Michael, spojrzałam na szatyna, a on tylko wskazał ręką na swoje ''posłanie''. Patrząc na stan śpiworów tamtej dwójki zrozumiałam, że nie mam innego wyjścia. Chłopaki szybko wskoczyli do ''łóżek'', a ja mozolnie kierowałam się w stronę Ashtona. Jego śpiwór był duży, ale na dwie osoby za mały. Mimo że biło od niego ciepło, ja nadal dygotałam z zimna.
- Zimno ci? - spytał szatyn
- Skądże. - odpowiedziała sarkastycznie, na co on się słodko uśmiechnął, zdjął swoją czapkę i założył na moją głowę, a następnie przysunął mnie do siebie tak, że mogłam słyszeć bicie jego serca, które przyśpieszyło, gdy wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam w krainę snów, niestety nie na długo. Kolejny raz śnił mi się ten koszmar. Ten cholerny dzień.

~~~~*~~~~
Ashton

 Dochodziła 4 nad ranem, a ja zamiast spać wpatrywałem się w dziewczynę, która leżała wtulona we mnie. Axl wyglądała tak słodko... Czekaj, co? Dziewczyna nie może wyglądać słodko, nie dla mnie. Z dziewczyną się pieprzysz i wychodzisz zanim wstanie. Nagle poczułem, że mój obojczyk robi się mokry. Ona płakała, płakała przez sen. Powinienem ją obudzić? Nie musiałem, zrobiła to sama. Szybko podniosła się do pozycji siedzącej, zrobiłem to samo.
- W porządku? - spytałem
- Tak - powiedziała cicho i wytarła swoje mokre policzki drżącymi dłońmi - Idę się przejść. - rzuciła i szybko wyszła z namiotu, poczekałem chwilę i poszedłem za nią. Opierała się o drzewo i próbowała złapać oddech. Wyglądała na przerażoną. Chciałem do niej podejść, ale wyprzedziła mnie Paige. Podszedłem bliżej i schowałem się za jednym z drzew.
- Przeleciał cię i kazał spadać? - zapytała Larsson
- Co? - pytała zdezorientowana Axl
- Odpieprz się od niego.
- Od kogo?
- Od Ash'a. Nie pchaj mu się do łóżka, bo będziesz miała ze mną do czynienia. - ostrzegła Paige, a brunetka tylko się zaśmiała
- Pierdol się - powiedziała rozbawiona, Larsson popchnęła ją chyba dość mocno, bo dziewczyna przewróciła się. Gdy odeszła podbiegłem do Mann.
- Co się stało? - spytałem
- Potknęłam się. - powiedziała cicho
- Potknęłaś się czy ktoś cię popchnął?
- Nieważne - burknęła pod nosem
- Powiesz mi co ci się śniło?
- Nie pamiętam. - wiedziałem, że kłamie i nie wiem czemu, ale po tych słowach przytuliłem ją i pocałowałem w czubek głowy, a ona tylko wtuliła się we mnie mocniej

~~~~*~~~~ 

Przez cały dzień myślałem o Axl. Nie ważne co robiłem ona chodziła mi po głowie. Wieczorem razem z Lukiem pojechałem na imprezę i nawet tam myślałem o niej, o tym co jej się śniło i dlaczego tak zareagowała na ten sen. Hemmings od razu wyrwał jakąś laskę, a ja jakoś nie miałem na to ochoty. Pierwszy raz nie chciałem się pieprzyć. Zamiast tego schlałem się jak świnia i nie wiem jakim sposobem znalazłem się pod swoim domem. Był środek nocy, ja się zataczałem pod wpływem wypitego alkoholu, ale nie kierowałem się w stronę drzwi. Moje nogi prowadziły mnie zupełnie gdzie indziej.

~~~~*~~~~
AXL

Po biwaku wzięłam krótki prysznic, a po południu przyszła do mnie Alice. Była cała uradowana i gadała o tym jaka to piękna jest dzisiaj pogoda, o dwójce dzieci, które bawiły się dzisiaj przed jej domem i o innych bzdurach. Nie wytrzymałam i zapytałam o to o co chciałam zapytać odkąd do mnie przyszła.
- I jak było? - dziewczyna zarumieniła się, spuściła głowę, ale zaraz znów ją podniosła z wielkim uśmiechem.
- Było świetnie. Calum był taki delikatny. To było niesamowite - mówiła z iskierkami w oczach - Dzisiaj znów się spotykamy. Nie mogę się doczekać.
- Proszę, tylko się zabezpieczajcie.
Rozmawiałyśmy jeszcze jakieś 2 godziny, zjadłyśmy coś i obejrzałyśmy film. 
W środku nocy obudził mnie jakiś huk na górze. Dziadek nigdy nie zamykał drzwi od ogrodu, zawsze były uchylone, twierdził, że skoro zostawiał je otwarte przez 40 lat, to teraz napewno też nikt się nie włamie. Dziadkowie brali dość silne tabletki nasenne, więc jestem pewna, że się nie obudzili. Nie należę do osób, które będą leżeć w łóżku i czekać co się stanie. Od razu weszłam po schodach na górę, przy ostatnim stopniu stwierdziłam, że mogłam wziąść coś ze sobą do obrony. Szybko otworzyłam drzwi i w salonie ujrzałam Ashton'a. Szedł w moją stronę potykając się o własne nogi, poczułam bijący od niego ostry zapach alkoholu zmieszany z jego perfumami. Gdy był już przy drzwiach do mojego pokoju potknął się o dywan, a ja złapałam go w ostatniej chwili i sama na chwilę straciłam równowagę. Chłopak zawiesił się na moich plecach, a kiedy próbowałam zaprowadzić go po schodach na dół zaczął ssać moją szyję zataczając na niej małe kółeczka swoim językiem. Wiem, że nie powinno, ale jednak podobało mi się to. Gdy byliśmy już na dole, próbowałam odepchnąć szatyna, który nadal przyssany był do mojej szyji. Oderwał się na chwilę ode mnie, nieudolnie zdjął swoją kurtkę i bluzkę, a następnie włożył ręce pod moją koszulkę. Chwilę później chłopak znów zawiesił się na moich plecach i... zasnął. Z jednej strony było mi smutno, że przestał robić to co przed chwilą robił, a z drugiej cieszyłam się z tego, przecież był pod wpływem alkoholu i nic by nie pamiętał. Nie należał do lekkich osób, więc zaprowadzenie go do łóżka wymagało wielkiego wysiłku z mojej strony. Przykryłam go kołdrą, podniosłam jego bluzkę z podłogi, widocznie oblał ją alkoholem, bo mocno było czuć od niej wódkę, wrzuciłam ją do pralki. Pościeliłam sobie czarny, rozkładany fotel, który stał przy regale z książkami i poszłam spać.
Rano przyniosłam Ashtonowi wodę, aspirynę i zrobiłam naleśniki. W kuchni spotkałam dziadka, który szedł właśnie do warsztatu. Okazało się, że Irwin zbił w nocy jakiś wazon, więc powiedziałam, że było mi w nocy duszno i chciałam wyjść do ogrodu się przewietrzyć i to ja go zbiłam, a później zapomniałam posprzątać. Wróciłam do pokoju, w którym wciąż spał chłopak, miałam wielką ochotę obudzić go za pomocą perkusji, ale później stwierdziłam, że nie mogę być tak podła.

~~~~*~~~~
Ashton

Obudziłem się z okropnym bólem głowy, a chwilę później zdałem sobie sprawę, że nie jestem w swoim pokoju. Gdzie ja kurwa jestem? Chwila, gitary, pianino, perkusja, to nie jest przypadkiem pokój Mann?
- Jak się spało? - dobiegł mnie łagodny głos dziewczyny, która siadała na skraju łóżka, w kusych spodenkach i porwanej bluzce, przez to jak była ubrana przez chwilę miałem ochotę się na nią rzucić i dać jej taką przyjemność jakiej jeszcze nikt jej nie dał. - Na stoliku masz aspirynę, a tutaj śniadanie. - kontynuowała podając mi talerz z naleśnikami.
- Dzięki i przepraszam. - powiedziałem, było mi głupio, że naszedłem ją tak w środku nocy
- Nic się nie stało. Masz szczęście, że dziadkowie faszerują się lekami przed snem. A tak przy okazji to twoi rodzice myślą, że jesteś u Luka.
- OK. - w tej samej chwili zobaczyłem na szyji dziewczyny dwie, pokaźnych rozmiarów malinki. Nie wiem czemu, ale trochę mnie to wkurzyło. Ja nie mogłem pieprzyć się z żadną laską, bo ona chodziła mi po głowie, a sama zabawiała się z jakimś dupkiem. - Kto ci to zrobił? - zapytałem oschle, wskazując na różowe ślady, wkładając do ust kolejny kawałek naleśnika
- Ty. - oznajmiła z rozbawieniem, a ja zakrztusiłem się jedzeniem
- Ja? Kiedy?
- Wczoraj, gdy próbowałam zejść z tobą po schodach.
- Przepraszam. - powiedziałem trochę zażenowany - Ale nic więcej nie zrobiłem? 
- Jeśli pytasz o to czy się ze mną przespałeś to odpowiedź brzmi nie.
- Będę się już zbierał. - stwierdziłem chcąc zmienić temat - Gdzie jest moja bluzka?
- W praniu. W szafie na górze są koszulki, które będą na ciebie dobre, więc wybierz sobie którąś, a ja idę się ubrać do łazienki. - wyjaśniła znikając za drzwiami. Wstałem z łóżka i zacząłem grzebać w jej szafie. Nie przegapiłem oczywiście szafki z bielizną, którą chciałbym na niej zobaczyć tak jak każdy inny chłopak. Wszystkie koszulki na górze były męskie z nazwami różnych zespołów. Wziąłem czarną z Guns'n Roses i założyłem na siebie.
- Tylko nie tą. - do moich uszu dobiegł głos dziewczyny, która stała za mną - Proszę weź jakąś inną. 
- Dlaczego?
- To moja ulubiona. - powiedziała, już byłem gotowy ją zdjąć, ale po tych słowach stwierdziłem, że się z nią trochę podroczę
- Koszulka z Cobain''em, którą mi zabrałaś również jest moją ulubioną.
- Przecież ci ją oddam.
- Ja też. Póki ty masz moją ta będzie bezpieczna u mnie. - oznajmiłem
- Ashton, proszę cię - prosiła próbując zdjąć ze mnie bluzkę, a gdy opuszkami palców dotykała mojej skóry przebiegał mnie przyjemny dreszcz
- Tak bardzo lubisz oglądać mnie z gołą klatą? - spytałem poruszając znacząco brwiami, a Axl spiorunowała mnie wzrokiem
- Dobra - odpuściła - Tylko błagam cię nie zniszcz jej
- Obiecuję - powiedziałem - Do zobaczenia Rose. - dokończyłem i pocałowałem ją w policzek. Dlaczego?
Dlaczego ta dziewczyna tak dziwnie na mnie działa. Znam ją od 2 miesięcy, a czuję się przy niej tak swobodnie. Może powinienem ją przelecieć, żeby przestać się tak dziwnie czuć. Pewnie tak. Przy następnej okazji właśnie to zrobię.
W domu był tylko tata, który siedział przy stole ewidentnie czekając na mnie ze złością wymalowaną na twarzy, ale chwilę później widniał na niej smutek i żal, a w oczach chyba zbierały się łzy.
- Co się stało? - zapytałem nieco przestraszony
- Byłeś u Luka, tak? - odpowiedział pytaniem na pytanie
- No tak.
- To skąd masz tą bluzkę? - spytał ze smutkiem i złością w głosie
- Wziąłem od Hemmingsa.
- Kłamiesz! - krzyknął kierując się w moją stronę - To koszulka Jason'a. Byłeś u Axl, prawda? - zapytał już spokojnie, a ja nie musiałem odpowiadać. - Jason dał jej na 16-ste urodziny wszystkie swoje koszulki z koncertów. Ashton wiem, że traktujesz dziewczyny przedmiotowo i wiem jaki masz ''układ'' z Paige, ale proszę cię, zostaw Axl w spokoju. - prosił, a po jego policzku popłynęła łza - To córka mojego najlepszego przyjaciela i dobrze wiem, że gdyby tu był, a ty byś ją zranił... - nie dokończył. Schował twarz w swoich dłoniach i rozpłakał się. Pamiętam jak tata dowiedział się o śmierci Jason'a, razem z Nikckiem przez cały dzień siedzieli w garażu grając na teraz moich instrumentach, pijąc i płacząc. Wtedy pierwszy raz widziałem jak tata i wujek płaczą. Oni tak bardzo za nim tęsknią. - Boże, Ash. Ona jest taka do niego podobna. Gdy się śmieje, słyszę śmiech Jason'a, gdy gra wydaje mi się, że to on. Gdy przejeżdżam obok domu państwa Mann i widzę zapalone światło w ich piwnicy, wydaje mi się, że on tam jest i czeka na mnie. Tak bardzo chciałbym jeszcze raz go zobaczyć. Proszę uważaj na nią. Jest jej ciężko. Miała już poważne problemy w Chicago, niech tutaj będzie jej lepiej.
- Jakie problemy? - spytałem niemal bezgłośnie
- Tylko ona może powiedzieć ci cała prawdę. Jeśli tylko ci zaufa... - przerwał patrząc na mnie smutnym wzrokiem - Ale nie wiem czy ona jeszcze potrafi ufać. - dokończył i wyszedł, zostawiając mnie z natłokiem myśli. Jakie problemy? Dziewczyno, jesteś jedną wielką zagadką. Pytanie tylko czy ja chcę ją rozwiązywać...

~~~~*~~~~

''Jeśli jest wspaniała nie będzie łatwa.
Jeśli jest łatwa nie będzie wspaniała.

Jeśli jest tego warta nie poddasz się.
Jeśli się poddasz nie jesteś jej wart.

Prawda jest taka, że każda osoba nas zrani.
Dlatego musisz znaleźć taką która jest warta cierpienia''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Za nami już 6 rozdział, a ja wciąż nie widzę żadnych komentarzy z waszą opinią. Liczę, że to się zmieni.
Do zobaczenia za tydzień! ;)

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 5

Siedziałam na tylnym siedzieniu w samochodzie Calum'a, w którym panowała cisza. Od czasu do czasu szeptał coś do Alice, a ona do niego, nie zbyt interesowało mnie o co chodziło. Droga na szczęście nie była długa.
- Jesteśmy - poinformował nas chłopak, po czym wysiadł z samochodu, a następnie otworzył drzwi Alice. Nie kłopocz się poradzę sobie sama. Staliśmy pod jakąś halą, nie była duża, nie pytałam co to, nie chciałam zwracać na siebie uwagi. W końcu to był ich wieczór. Gdy Calum otworzył drzwi hali, moje ciało przebiegł dreszcz pod wpływem zimna, chociaż dzisiaj noc była naprawdę ciepła. Chłodne powietrze z każdym krokiem było bardziej wyczuwalne, zapewne dlatego, że budynek okazał się... lodowiskiem. Nie było tam nikogo, tak jakby zostało... zarezerwowane. ''Gołąbki'' założyły łyżwy stojące w rogu i pognały na lód trzymając się za ręce. Ja natomiast usiadłam na trybunach, włożyłam do uszu słuchawki, nogi oparłam na rzędzie przede mną i zamknęłam oczy, odpływając myślami daleko stąd. Niestety po godzinie znudziło mnie to, nogi zaczęły mi drętwieć,palce zamarzać, a nic nie zapowiadało tego, że randka dobiega końca, wręcz przeciwnie - rozkręca się.Zakochani nawet na chwile nie schodzili z lodowiska, Calum co jakiś czas składał krótkie pocałunki na policzku Alice, a ona tylko chichotała lub słodko się rumieniła. Nie wiem czemu, ale ten widok wywoływał na mojej twarzy uśmiech. Mogłabym patrzeć na nich godzinami, tak ładnie razem wyglądali.
- Scena rodem z komedii romantycznej, co? - dobiegł mnie znajomy głos, który jak się okazało należał do Irwina
- Co ty tu robisz? - zapytałam nie kryjąc zaskoczenia
- Hood chciał, abym dotrzymał ci towarzystwa. - wytłumaczył - Byłbym wcześniej, ale miałem problemy z samochodem. - kontynuował i pomachał na przywitanie Calum'owi - Jak przebiega randka?
- Chyba dobrze...
- A ty jak się bawisz? - nie musiałam odpowiadać, moja znudzona mina mówiła sama za siebie - Wstawaj
- Po co? - spytałam
- Pojeździmy. - powiedział wskazując na lodowisko
- Ja nie jeżdżę.
- A to niby dlaczego? - zapytał z rozbawieniem
- Nie umiem... - powiedziałam to najciszej jak mogłam mając nadzieje, że nie usłyszy. Wstydziłam się tego, że mam 17 lat, a nie umiem jeździć na łyżwach. Nawet 5-letnie dziecko umie.
- Rozumiem - mówił z tajemniczym uśmiechem - Nauczę cię. - pokręciłam głową, ale złapał mnie za ramiona i zaczął prowadzić w stronę lodowiska.
- Nie, Ashton nie chcę jeździć. - sprzeciwiałam się
- Wiem, że chcesz. - nie miałam nic więcej do gadania i zanim się zorientowałam stałam na lodzie z łyżwami na nogach. Gdy tylko podjechała do mnie Alice zaliczyłam pierwszy upadek.
- Nic ci nie jest? - spytała dziewczyna
- To był zły pomysł - powiedziałam zawstydzona, próbując wstać i wrócić na trybuny. Tak, właśnie, próbowałam, lecz nieudolnie.
- Zaczekaj. - odezwał się Ashton ustawiając mnie do pionu i zwracając się stronę rudowłosej - Ty masz randkę, więc wracaj do Calum'a, a ja zacznę lekcje jazdy - dokończył patrząc już na mnie.
Sprzeczaliśmy się chwile, lecz w końcu ustąpiłam. Złapał mnie w talii, ale od razu zrzuciłam jego ręce, więc chwycił mnie za ramiona i delikatnie popychał. W ciągu niecałej godziny przewróciłam się kilka...dziesiąt razy, każdej mojej wywrotce towarzyszył śmiech chłopaka. Odwróciłam się do niego, żeby coś powiedzieć, ale gdy tylko otworzyłam usta poczułam, że lecę do tyłu, Ashton złapał mnie za nadgarstki, które nadal były o odcieniu fioletu, wywołało to u mnie potworny ból, a on chyba to zauważył.
- Przepraszam... Zapomniałem. - mówił drapiąc się po głowie
- Dobra, wystarczy. - powiedziałam - Pomóż mi stąd zejść.
- Nie ma mowy. Musisz sobie sama poradzić.
- Żartujesz, prawda? - chłopak tylko pokręcił głową z zadziornym uśmieszkiem na ustach.  Byliśmy na samym środku lodowiska. Czy on zwariował? Jak ja do cholery mam sama dostać się do wyjścia w całości? - Ash, proszę cię.
- Axl, to ja cię proszę. - zaczęłam powoli suwać łyżwami po lodzie, a chłopak jechał koło mnie. Połowa drogi była już za mną.
- Chyba załapałam - wykrakałam. Chwilę po tych słowach zachwiałam się i złapałam skórzaną kurtkę Ashton'a, żeby się nie przewrócić, niestety chłopak, również stracił równowagę i oboje leżeliśmy na lodzie. Właściwie to szatyn leżał na lodzie, a ja na nim. Przez dobre 5 minut nie ruszaliśmy się z miejsca tylko śmialiśmy się. Ciepły oddech chłopaka odbijał się od mojej szyji, przez co na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.Chciałam jak najszybciej z niego zejść i zdjąć te cholerne łyżwy. Za każdym razem, gdy moje próby kończyły się upadkiem na chłopaka, wywoływało to u niego kolejną falę śmiechu. W końcu Calum z Alice zlitowali się nade mną i pomogli mi wstać.
- Na dziś chyba wystarczy ci lekcji - powiedział brunet

~~~~*~~~~

Stałam pod halą razem z Alice, a chłopaki trochę dalej omawiali ''dalszy plan działania''.
- Dziękuje, że zgodziłaś się z nami pójść - powiedziała dziewczyna
- Pierwszy i ostatni raz - powiedziałam stanowczo - Wymykaj się wieczorami oknem, bądź jak Julia pragnąca się spotkać ze swoim Romeo. - rudowłosa posłała mi smutny uśmiech, na co ja westchnęłam - Dobrze się chociaż bawisz?
- Tak, jest świetnie. - jej twarz od razu się rozpromieniła - Calum jest niesamowity. 
Dalszą rozmowę przerwali chłopcy.
- A więc plan jest taki. - zaczął Ashton - Calum zabiera Alice na drugą część randki, a ty jedziesz ze mną.
- Gdzie jeśli mogę wiedzieć - powiedziałam z sarkastycznym uśmiechem. Przez niego byłam cała obolała, więc nie zamierzałam być miła.
- Nie możesz, ale gwarantuje, że ci się spodoba.
- Wątpię. - szepnęłam pod nosem
- Alice zadzwoni do ciebie kiedy będziemy wracać, żeby nie było żadnych wątpliwości, że byłaś cały czas z nami. - poinformował mnie Calum, a ja tylko kiwnęłam głową
- Baw się dobrze. - skierowałam te słowa do rudowłosej i przytuliłam ją 
- Ty też. - odpowiedziała, a ja spiorunowałam ją wzrokiem
Kierowałam się z chłopakiem do jego samochodu, jak zwykle otworzył mi drzwi z szarmanckim uśmiechem.
- To dzięki tobie Greg ma teraz problemy, prawda? - spytał Irwin, ale zaraz sam odpowiedział na swoje pytanie - Wiem, że tak. Z resztą zasłużył sobie. Teraz pewnie wyleci ze szkoły i ani ty, ani ja nie będziemy musieli oglądać jego gęby.
- Nie wyleci ze szkoły.
- Co? Skąd wiesz? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem
- Po prostu wiem. - dopilnowałam, żeby wyleciał z drużyny i był zawieszony przez 3 tygodnie, ale w szkole musiał zostać. Teraz i tak połowa jego ''znajomych'' się od niego odsunęła, bo nie jest  już kapitanem drużyny koszykarskiej.
- OK. Przynajmniej nie będzie go już w drużynie i nie będę musiał słuchać kogo zaliczył, a kogo nie.
- Z tego co mi wczoraj mówił to ty zawsze zaliczasz pierwszy. - powiedziałam przypominając sobie wczorajsze ''spotkanie''
- To nie do końca prawda. Wścieka się, bo od czasu do czasu rucham jego siostrę. Nie masz pojęcia ile razy widział jak robi mi... 
- Nie chcę tego wiedzieć - przerwałam mu
- Zazdrosna? - posłałam mu pytające spojrzenie, ale jego to tylko rozśmieszyło - Jesteśmy. 
Nie czekając, aż otworzy mi drzwi, wysiadłam z samochodu, a przede mną znajdowało się boisko, właściwie to wylany asfalt, stary kosz i latarnia, która je oświetlała. Była 20:00, więc robiło się już ciemno.
- Słyszałem, że w Chicago grałaś w kosza - powiedział.
- Byłam kapitanem drużyny - poprawiłam go z uśmiechem, który zaraz zniknął mi z twarzy. Nie grałam od końca roku szkolnego. Brakuje mi tego, brakuje mi mojej drużyny.
- Słyszałaś może o rozbierańcu? - spytał, na co ja pokręciłam rozbawiona głową - Chodzi w nim o to. Gdy trafisz dwa razy pod rząd piłką do kosza z końca boiska, osoba z którą grasz musi zdjąć z siebie jedną rzecz ze swojego ubioru. - tłumaczył z uśmiechem, pokazując swoje dołeczki w policzkach
- Jaka jest nagroda? - spytałam związując włosy w luźnego koka. Poczułam wzrok Ashton'a na moim policzku, który wciąż był fioletowy, dużo mniej, ale siniak wciąż był widoczny - To tylko siniak, nie patrz się tak.
- Przepraszam. - wyszeptał - Nagrodą są dwa całusy w dowolne miejsce, nie licząc ust i miejsc ''intymnych''. A i miejsce wybiera oczywiście zwycięzca.
- Dobra. - zgodziłam się bez wahania. W Chicago grałam raz w kosza zupełnie naga, więc gra tego typu zupełnie mi nie przeszkadza.
- Dziewczyny mają pierwszeństwo. - powiedział podając mi piłkę i prowadząc do miejsca, z którego mam rzucać, czyli jakieś 7 metrów od kosza. Za pierwszym razem trafiłam dwa razy.
- Nieźle. - pochwalił chłopak klaszcząc w dłonie - Zaskoczyłaś mnie.
- Nie gadaj, tylko się rozbieraj - Irwin zaśmiał się na moje słowa, po czym ściągnął koszulkę. Przypuszczałam, że jest umięśniony, ale nie, że aż tak. Poczułam jak rumienią mi się policzki, a on chyba to zauważył.
- Czyżbym też cię czymś zaskoczył - powiedział z zadziornym uśmieszkiem
- Rzucaj. - podałam mu piłkę - Ile dziewczyn już tu zabierałeś?
- Jesteś pierwsza. - na mojej twarzy wymalowało się zdziwienie, a Ash się zaśmiał
- Dlaczego?
- Bez sensu jest grać w taką grę z dziewczyną, która nie umie grać. - rzucił do kosza i trafił
- W ten sposób mógłbyś rozbierać każdą dziewczynę.
- Co z tego, jeśli tylko ona byłaby naga - znów trafił. Zdjęłam buty, a on zrobił zawiedzioną minę.
Graliśmy już ponad godzinę. Niestety nie udało mi się już pozbawić go żadnego ubrania, ja natomiast straciłam bluzę pod którą na moje nieszczęście nie miałam żadnej koszulki. Rozmawialiśmy o mojej drużynie z Chicago, o jego drużynie i o naszych rodzinach. Nikt w Lamar poza Alice i moimi dziadkami nie wie czemu przyjechałam tu naprawdę. Wszyscy myślą, że moja mama pojechała do Europy po śmierci taty w celach biznesowych, żeby nie zabrakło nam pieniędzy i nie miała się mną jak zajmować. Naszą dalszą grę przerwał dźwięk SMS-a.
Od Alice: Calum już mnie odwozi. BYŁO NIESAMOWICIE! ;D
Randka skończona! - krzyknęłam przez co chłopak spudłował
- EJ. Już miałaś stracić spodnie.
- A to pech. - wzruszyłam ramionami zakładając trampki i bluzę. Już miałam wsiadać do samochodu, gdy Ashton zamknął mi drzwi przed nosem.
- Zapomniałaś o czymś - powiedział
- O czym?
- O mojej nagrodzie.
- Ty też o czymś zapomniałeś - posłał mi pytające spojrzenie - Miałeś zdradzić mi swoją tajemnicę.
- Nie zapomniałem. Jak narazie nie mam żadnej, ale gdy tylko będę jakąś miał, dowiesz się o tym jako pierwsza. - odwróciłam się od niego otwierając drzwi, ale chłopak znów je zamknął.
- Nagroda. - posłał mi triumfalny uśmiech - 2 czułe pocałunki w szyję - powiedział prosto do mojego ucha, a ja prychnęłam
- Szyję?
- Tak. Szyję. To mój czuły punkt. - mruknął, na co wywróciłam oczami - Czekam. - poganiał
Był wyższy ode mnie o dobre 15 cm. Złapałam go za ramiona, próbując go trochę zniżyć. Jego skóra była ciepła, a gdy złożyłam pierwszy pocałunek pokryła ją gęsia skórka, na co mimowolnie się uśmiechnęłam i zaraz złożyłam kolejny. Uśmiechnął się do mnie pokazując swoje słodkie dołeczki i otworzył mi drzwi. Nie wiem czemu, ale przez całą drogę uśmiechałam się sama do siebie, Ashton robił to samo.

~~~~*~~~~

Rano spotkałam się z Alice i przez dobre 3 godziny słuchałam jak minęła randka. Po lodowisku Calum zabrał ją na piknik pod gołym niebem. Ze szczegółami musiałam słuchać jak przebiegał ich każdy pocałunek, a było ich dokładnie 5. Po południu babcia wysłała mnie do warsztatu dziadka. Po drodze spotkałam Greg'a. Z bukietem róż przepraszał mnie na kolanach. Przyjęłam jego przeprosiny, ale tylko dlatego, że zatorował mi drogę na dobre 15 minut, a ludzie, którzy przechodzili dziwnie się na nas patrzyli.Tłumaczył się, że nie chciał żeby tak to wyszło, że dopiero teraz zrozumiał jak bardzo mógł mnie skrzywdzić, że czuje do siebie obrzydzenie i takie tam. Te przeprosiny sprawiły, że byłam na niego zła trochę mniej. Właściwie to współczułam mu, nikt nie chciał z nim rozmawiać poza jego siostrą. 
Z tuzinem róż weszłam do warsztatu, a następnie wyrzuciłam je do kontenera na śmieci.
- Od kogo były? - zapytał dziadek
- Nie ważne. Babcia prosiła, żebym przyniosła ci obiad.
- Dziękuję Axl - powidział i pocałował mnie czubek głowy
- O dzień dobry - przywitał się ze mną Ezra zza którego wyłoniła się śliczna dziewczynka - To moja córka Lauren. To jest Axl wnuczka państwa Mann.
- Cześć. - powiedziała nieśmiało i uścisnęła mi rękę, a ja odpowiedziałam jej uśmiechem
- Jak udała się randka? - spytał mężczyzna
- Alice świetnie się bawiła.
- Ale ja pytałem o ciebie i Ash'a. - wyjaśnił Ezra, posłałam mu pytające spojrzenie
- To nie była randka.
- Nie mówiłaś, że Ashton też będzie - wtrącił się dziadek
- Bo nie wiedziałam.
- Ashton wczoraj cały czas o tobie mówił - zachichotała dziewczynka - Całowaliście się?
- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy! - do moich uszu dobiegł znajomy głos
- Nie krzycz na siostrę - Ezra upomniał szatyna
- Axl - zwrócił się do mnie dziadek - babcia czasami opiekuje się Lauren, mogłabyś ją do nas zaprowadzić?
- Jasne. Idziemy? - powiedziałam i wyciągnęłam rękę do małej, a ona ochoczo ją złapała
- Pójdę z wami - oznajmił Ashton

~~~~*~~~~
Szliśmy w dość szybkim tępię, Lauren ciągnęła mnie za rękę i zasypywała pytaniami, nie zwracała uwagi na swojego brata, który prosił, aby przestała. Gdy byliśmy pod domem ktoś do nas podbiegł i przyssał się do twarzy chłopaka... to była Paige, jak zwykle. Lauren się skrzywiła i pociągnęła mnie za bluzkę, abym się schyliła
- Nie lubię jej - szepnęła mi na ucha
- Ja też.
Gdy brunetka odkleiła się od Ashton'a dołączył do nas i w trójkę weszliśmy do domu.
- Babciu przyprowadziłam ci kogoś - powiedziałam wchodząc do kuchni
- Och moja słodka Lauren - mówiła cała w skowronkach, a następnie przytuliła dziewczynkę - Zaraz zrobię ci naleśniki, kochanie.
Babcia zajęła się małą, więc przeszłam do salonu i zaczęłam kierować się stronę drzwi pod schodami. Ash wciąż stał w drzwiach jakby czekał na pozwolenie wejścia.
- Idziesz? - spytałam, a chłopak ruszył się z miejsca i podążył za mną.
Zeszliśmy na dół, Irwin nagle się ożywił i rzucił na moje łóżko posyłając mi uśmiech. Usiadłam obok niego.
- Mogę cię o coś zapytać? - zwróciłam się do chłopaka
- O co tylko chcesz.
- Paige to twoja dziewczyna? - Ashton zaśmiał się na to pytanie
- Nie - odpowiedział wciąż z rozbawieniem. Co go tak śmieszyło?
- Ale wiesz, że ona cię tak traktuje?
- Paige wie, że nic do niej nie czuje. My tylko czasami spotykamy się, aby się ''zabawić'' - wyjaśnił, a ja przewróciłam oczami
- Nie przeszkadza jej, że pieprzysz się z innymi?
- Nie jesteśmy razem, więc mogę robić co chcę i z kim chcę.
Około 18:00 Ashton zadzwonił po Luke i Michael'a dowiedziałam się o tym, gdy zastałam ich pod moimi drzwiami z siatką piwa. Szatyn ciągle leżał na MOIM łóżku, blondyn grał coś na gitarze, a Clifford uważnie oglądał mój pokój, zatrzymał się przy biurku, na którym stały moje zdjęcia z rodzicami i znajomymi z Chicago.
- Jesteś strasznie podobna do taty - stwierdził i wszyscy łącznie ze mną podeszliśmy do niego. Miał rację.
- Wow, twoja mama to niezła laska - powiedział Luke, na co wszyscy się zaśmialiśmy
- Kim jest ta blondynka? - spytał Michael
- Sydney - odpowiedziałam - spodobałbyś się jej.
- Ona mi też. Będziesz musiała mnie z nią zapoznać.
- Niedługo ma mnie odwiedzić.
- A ta brunetka obok? - zapytał blondyn - Jest w moim typie.
- To Monic. - powiedziałam cicho
- Też przyjedzie?
- Raczej nie. Ona też wyjechała z Chicago - skłamałam
- Po co ci aż tyle zdjęć? - spytał Ashton, było ich naprawdę dużo, całe biurko było nimi zastawione
- Nie chce nikogo z nich zapomnieć - wytłumaczyłam - Z resztą z każdą fotografią wiąże się jakieś wspomnienie.
- Jakie wiąże się z tą? - zapytał szatyn wskazując na zdjęcie z moimi przyjaciółkami
- Zrobił je Logan jeden z bliźniaków kilka dni przed zakończeniem roku szkolnego - uśmiechnęłam się wspominając - To było na ich imprezie. Zrobili ją dla nas. Sydney zdała prawo jazdy, Monic zdała najlepiej egzaminy, a moja drużyna wygrała finały. Śmiejemy się, ponieważ Dylan tak się upił, że biegał zupełnie nagi i wpadł w żywopłot, a jakaś dziewczyna tak samo pijana jak on próbowała wyjąć mu gałęzie z dość dziwnych miejsc. To była moja najlepsza i ostatnia impreza w Chicago. - poczułam jak po policzku spływa mi łza, a ktoś kładzie mi rękę na plecach. Te zdjęcia sprawiały mi ogromny ból, ale jednocześnie niesamowite szczęście. Ciężko mi było na nie patrzeć.

~~~~*~~~~

''Szanuj wspomnienia,
nigdy nie wystawiaj ich na próbę,
bo tylko one nie odchodzą tak
jak ludzie...''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Za nami już pięć rozdziałów, za tydzień przywitam was z nowymi.
Proszę Was o zostawienie komentarza z Waszą opinią.
Do zobaczenia ;)

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 4

Jest czwartek, lekcje się już na szczęście skończyły. Jeszcze tylko jutro i mój upragniony weekend. Nowa szkoła nie była zła, ja po prostu jestem strasznie zmęczona i jedyne na co mam ochotę, to leżeć na łóżku i słuchać muzyki. Stałam przy swojej szafce rozmawiając z Alice, gdy zauważyłam kierującego się w naszą stronę Ashton'a, który ciągnął za sobą Calum'a, to miał być ten dzień. Dzień, w którym umówi się z moją nową przyjaciółką.
- Cześć dziewczyny - przywitał się z wielkim uśmiechem Ash, a ja odpowiedziałam mu z jeszcze większym. Calum stał obok zdenerwowany, a Alice patrzyła na nas zdezorientowana nie wiedząc co ją czeka. Staliśmy tak w ciszy, mając nadzieję, że brunet przejmie inicjatywę, ale gdy zobaczyłam, że prędko tego nie zrobi, postanowiłam mu pomóc.
- O boże. Zapomniałam telefonu z sali gimnastycznej - skłamałam, mając nadzieję, że Ashton załapie o co mi chodzi - Idź do samochodu Alice, zaraz przyjdę.
- Pójdę z tobą - powiedziała dziewczyna i zaczęła kierować się w stronę sali gimnastycznej, ale szybko ją zatrzymałam
- Nie trzeba. Zaczekaj na mnie w samochodzie. - szybko rzuciłam
- Pomogę ci szukać. - upierała się dalej, ale w końcu Irwin zaczął działać
- Ja jej pomogę - powiedział chłopak - I tak miałem się jeszcze spotkać z trenerem.
- No dobraaa. Będę w samochodzie. - oznajmiła trochę zła i zaczęła kierować się na parking
- No idź za nią - powiedziałam cicho do Calum'a i popchnęłam go w stronę dziewczyny, szczerząc się sama do siebie.
- Oby nie stchórzył. - chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwała mu Paige. Zmierzyła mnie wzrokiem, przyssała się do Ash'a, a następnie odeszła. Poważnie?! Wywróciłam oczami i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia - Czekaj. Szukanie telefonu nie powinno zająć ci więcej czasu? - spytał doganiając mnie
- Powiem, że jednak był w torebce.
- Spoko, ale może trochę zwolnij, bo jestem przekonany, że Calum nawet się jeszcze nie odezwał. - chciałam mu odpowiedzieć, ale przerwała nam kolejna dziewczyna, tym razem blondynka.
- Chodź, powtórzymy wczorajszy wieczór. Zrobię ci... - mówiła dziewczyna liżąc, dosłownie liżąc chłopaka po twarzy. Szybko zniknęłam za rogiem nie chcąc słuchać ich dalszej rozmowy.
Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w tali i przyciska do szafek... Greg.
- Nie gniewam się na ciebie, złotko. - powiedział łapiąc mnie za tyłek
- Przestań - warknęłam
- Daj spokój, dokończmy to co zaczęliśmy w sobotę. - przycisnął swoje usta do moich, a następnie przeniósł je na moją szyję. Próbowałam go odepchnąć, lecz bez skutku. Chwilę później cofnął się gwałtownie, a zza niego wyłonił się mój wybawiciel.
- Co ty odpierdalasz?! - krzyknął Ashton do chłopaka, odsuwając mnie od niego
- Nie rzucaj się. Sama tego chciała. - prychnął Greg wskazując na mnie
- Właśnie widziałem. Daj jej spokój.
- O co ci chodzi? - spytał brunet - No tak. Już rozumiem. Sam chcesz ją przelecieć.
- Popierdoliło cię?!
- Wielki Irwin zawsze musi ruchać pierwszy, co? - oni mówili o mnie jak o jakimś towarze. Nie wytrzymałam i przerwałam ich ''dyskusję''.
- Hej ja wciąż tu jestem i nie będę się pieprzyć z żadnym z was! - krzyknęłam i wściekła odwróciłam się na pięcie.

~~~~*~~~~

Liczyłam paczki na magazynie w sklepie babci, gdy dobiegł mnie dobrze znany głos rudowłosej dziewczyny.
- Axl! Axl, zejdź na dół! Musisz mi pomóc! 
- Co się stało? - spytałam schodząc po schodach
- Alice, uspokój się. - mówiła Cassandra
- O już jesteś. Calum się ze mną umówił. - powiedziała ze smutkiem w głosie
- To chyba dobrze... - patrzyłam na nią zdezorientowana 
- Tak, ale mama zabroniła mi iść. - wytłumaczyła
- Co? Dlaczego?
- Nie pozwolę, aby jakiś chłopak po kryjomu zapładniał mi córkę - powiedziała oburzona Mary stojąca obok
- Proszę Pani, to tylko randka, a Alice jest mądrą dziewczyną i napewno nie zrobiłaby żadnej głupoty. - starałam się ją przekonać
- Pod wpływem chłopca może się zgodzić na różne głupstwa. 
- Ja chodziłam na randki i nie jestem w ciąży i nie zrobiłam nigdy nic głupiego pod wpływem chłopaka - z tym ostatnim trochę skłamałam, ale chyba zaczęłam ją przekonywać.
- Oj Mary pozwól jej iść - prosiła Cassandra
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Axl pójdzie z wami.
- Co? Że niby jako przyzwoitka? Nie. - powiedziałam
- W takim razie nie będzie żadnej randki. - powiedziała stanowczo Mary
- Axl, zgódź się. - prosiła mnie babcia, pokręciłam głową, ale gdy zobaczyłam, że Alice jest bliska płaczu zmieniłam zdanie, a dziewczyna rzuciła mi się na szyję dziękując.
- Kiedy masz tą randkę? - spytałam
- Jutro. Calum przyjedzie o 17:30. Pomożesz mi wybrać ciuchy? - mówiła cała podekscytowana
- Jasne, przyjdę do ciebie o 16:00.
- Dziękuje. Tak się cieszę.
- Tylko uprzedź Calum'a, że nie będziecie sami. - kiwnęła głową i wszyła z mamą ze sklepu.
- Muszę pojechać do sąsiedniego miasta, żeby złożyć zamówienie. Poradzicie sobie? - spytała babcia 
- Tak, jedź już Lucy - powiedziała Cassandra, a ja wróciłam do magazynu
Rozpakowałam towar i zamiotłam cały sklep, nim się obejrzałam była już 21:00.
- Zamkniesz sama? - spytała siwowłosa
- Tak, dobranoc - rzuciłam, gdy kobieta wychodziła
- Dobranoc, Axl.

~~~~*~~~~

Szłam na piechotę, droga do domu nie była długa, ale nie szło mi się zbyt przyjemnie, ponieważ było już ciemno, a w pobliżu nie było ni żywej duszy. Nagle ktoś złapał mnie za ramiona, potknęłam się i upadałam. Światło latarni dokładnie oświetlało twarz tego kogoś. To znowu on. Usiadł na mnie przyciskając kolanami moje nadgarstki do ziemi. Nic nie mówił tylko się uśmiechał. Zaczęłam się szarpać, ale jego to tylko rozbawiło. Nie mogłam krzyczeć, ponieważ wepchnął mi język do ust. Ugryzłam go, a on uderzył mnie w twarz tak mocno, że poczułam jak krew spływa mi po policzku. Krzyczałam, a on całował moją szyję, podwinął mi bluzkę, wodził rękami po moim brzuchu, a następnie zaczął rozpinać swoje spodnie. Czułam jak na nadgarstkach robią mi się siniaki. Prosiłam go, żeby przestał, ale jego to tylko podniecało, powtarzał, że on będzie pierwszy, że tym razem Irwin nie wygra, że musimy skończyć to co zaczęliśmy na imprezie. Nie miałam już siły próbować mu się wyrwać, a głos uwiązł mi w gardle z przerażenia. Moje serce biło tak szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć. 
Ktoś szybko zerwał chłopaka ze mnie, a ja szybko się podniosłam, chciałam uciekać, ale moje nogi przyrosły do ziemi. Zobaczyłam niebieskie włosy, to był Michael. Byłam mu tak bardzo wdzięczna. Uderzył Grega pięścią w twarz tak mocno, że chłopak przewrócił się. 
- Złamałeś mi nos - wybełkotał
- Spierdalaj Larsson, albo powyrywam ci nogi z dupy - warknął w jego kierunku, a chłopak zaczął uciekać.
Szybko podszedł w moją stronę i mnie przytulił.
- Już dobrze, Axl. - powiedział łagodnie
- Dziękuje Michael, dziękuje... - wyszeptałam w jego klatkę piersiową i rozpłakałam się, nie mogłam nad tym zapanować.
Pierwszy raz od tamtego cholernego dnia pokazałam swoje łzy i to jeszcze komuś, kogo prawie w ogóle nie znałam. Nie płakałam dlatego, że po moim policzku wciąż ciekła krew, czy dlatego, że moje nadgarstki nie miłosiernie bolały. Płakałam ze strachu. Nie przestraszyłam się tego co właśnie się stało. Przestraszyłam się jak bardzo byłam bezsilna, bezbronna, gdyby nie Michael, Greg, by mnie po prostu gwałcił, a ja nie mogłabym nic z tym zrobić. Przytulałam chłopaka przez dobre 10 minut. Przez cała drogę szliśmy w ciszy. Odprowadził mnie pod same drzwi. A na pożegnanie lekko przytulił i poklepał po plecach. 
W domu był tylko dziadek, który siedział przed telewizorem.
- Axl, to ty? - zapytał nie odrywając wzroku od ekranu
- Tak dziadku. - powiedziałam lekko drżącym głosem, ale on nie zwrócił na to uwagi
- Zjesz ze mną kolację?
- Jestem zmęczona. Idę do pokoju. 
Szybko pobiegłam na dół do łazienki i zwymiotowałam. Wymiotowałam dobre 20 minut. Wzięłam prysznic zmywając z siebie dotyk Grega. Płakałam całą noc. Jak mogłam być tak słaba? Nie byłam zła na Larssona. Byłam zła na siebie, że nic nie zrobiłam, poddałam się. Co prawda próbowałam się mu wyrwać, ale bez skutku. Tata nigdy nie pozwolił, by mi się poddać. W nocy wstawałam trzy razy, żeby zwymiotować z obrzydzenia do samej siebie. Zaczęłam planować zemstę na tym dupku, chociaż wiedziałam, że i tak nie dostanie tego na co zasłużył.
Wstałam rano, poszłam do łazienki i gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze myślałam nad tym, żeby zostać w domu, ale nie chciałam dać Gregowi satysfakcji. Mam opuchnięte oczy od płaczu, fioletowo-zielone nadgarstki i siniaka pod lewym okiem z małym rozcięciem. Założyłam jeansy, białą koszulkę i rozpinaną bluzę z za długimi rękawami, aby ukryć nadgarstki. Włosy rozpuściłam tak, żeby nie było widać lewego policzka. Siedziałam w pokoju, aż do przyjazdu Alice, bałam się pójść na śniadanie, dziadkowie mogliby coś zauważyć.

~~~~*~~~~

ASHTON

Michael od samego rana była jakiś dziwny. Mieliśmy dzisiaj przedłużony lunch, a wiedząc, że będzie to długa rozmowa. Czekałem z tym do tej chwili, ale jak zwykle ktoś musiał popsuć moje plany. Tym razem był to Luke.
- Widzieliście? Larsson ma złamany, właściwie bardziej zmasakrowany nos. - mówił śmiejąc się, nikt z naszej grupy nie przepadał za Gregiem, ale graliśmy razem w drużynie, więc musieliśmy go tolerować
- Chujowi się należało. - warknął niebieskowłosy
- Okey. Powiedz o co chodzi. Od rana jesteś jakiś dziwny. - stwierdziłem, ale znów ktoś nam przerwał... Calum.
- Wiecie co? Matka Alice uparła się, że musimy mieć ''przyzwoitkę'' na randce. I nie zgadniecie kto z nami idzie... Axl! - krzyknął 
- Wątpię, że pójdzie. - znów odezwał się Michael
- Dlaczego?! - spytał zaniepokojony brunet, ale ''kolorowy'' milczał
- Dobra Mikey. Powiedź co się stało. - powiedziałem
- Chcesz wiedzieć co się stało? Larsson się stał! - krzyknął
- A może tak jaśniej - dopytywał się Luke - No gadaj!
- Wracałem wczoraj wieczorem do domu i usłyszałem zgłuszony krzyk. Na początku to zignorowałem, ale później zobaczyłem jak Greg siedzi na jakiejś dziewczynie, która próbowała się wyrwać z całych sił. Niepewnie zacząłem iść w ich stronę, ale przyśpieszyłem, gdy tylko zobaczyłem jak ten dupek zaczął ją rozbierać i rozpinać swoje spodnie. Zerwałem go z dziewczyny i uderzyłem go pięścią w twarz. On jest nienormalny. Chciał zgwałcić bezbronną dziewczynę. - mówił coraz głośniej zaciskając dłonie w pięści. Zamurowało mnie. Podejrzewałbym Grega o wszystko, ale nie o to.
- Co to była za dziewczyna? - zapytałem
- Axl - powiedział cicho po dłuższej chwili, a we mnie się zagotowało. Wiedziałem, że ma ochotę na Mann, ale no kurwa. Miałem ochotę rozjebać mu łeb, ale najpierw musiałem znaleźć brunetkę.
Razem z chłopakami kierowaliśmy się w stronę stołówki, gdy zobaczyliśmy Alice. Po jej minie wywnioskowałem, że Axl już jej wszystko powiedziała. Mój wzrok przeniósł się na jeden stolik w rogu pomieszczenia, siedziała tam tyłem, zgarbiona i bawiła się butelką wody. Położyłem jej rękę na ramieniu, co było złym pomysłem, bo dziewczyna, aż podskoczyła ze strachu. 
- Przestraszyłeś mnie - powiedziała cicho
- Przepraszam, nie chciałem. - usiedliśmy wokół niej 
- Jak się czujesz? - spytał Luke, nigdy nie słyszałem, aby mówił tak troskliwym głosem, Axl nie odpowiedziała tylko spojrzała wymownie na Michael'a
- Musiałem im powiedzieć. - wyjaśnił, a dziewczyna odrzuciła głowę do tyłu, wtedy zobaczyłem pod jej okiem siniaka, gdy zorientowała się, że się jej przyglądam, poprawiła włosy, a ja zauważyłem jej posiniaczone nadgarstki, które zaraz ukryła w rękawach bluzy.
- On ci to zrobił? - nie musiała odpowiadać - Zabiję skurwiela! 
- Zostaw go - powiedziała łagodnie, łapiąc mnie za rękę 
- Jak on tego nie zrobi, to ja to zrobię - wtrącił się Luke
- Wszyscy go zostawcie, proszę. - mówiła
- Co powiedzieli twoi dziadkowie? - spytał Calum po dłuższej chwili
- Nic. - rzuciła krótko
- Nie powiedziałaś im? - zapytałem zaskoczony, a ona pokręciła głową
- Komu powiedziałaś? - spytał Michael
- Alice...
- Musisz komuś powiedzieć. Nie może mu to ujść sucho! - warknął niebieskowłosy
- Jeśli ty komuś nie powiesz, my to zrobimy. - powiedział blondyn
- Przyniosłam ci coś do jedzenia - nagle pojawiła się Alice 
- Dziękuję, ale nie jestem głodna.
- Musisz coś jeść. - powiedziała ruda
- Chodź, zawiozę cię do dziadków i wszystko im powiesz - rzuciłem w jej stronę
- Nie! Ja chcę o tym zapomnieć, więc wy zróbcie to samo! - krzyknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy
- To co zrobił jest przestępstwem. - kontynuowała Johnson
- Wiem i zapłaci za to. - powiedziała Axl - Ale obiecajcie, że nikomu nic nie powiecie. Proszę - wszyscy się zgodziliśmy, chociaż nikomu się to nie podobało. - Więc gdzie zabierasz dzisiaj Alice? - zapytała Calum'a już z uśmiechem na ustach. Jak ona mogła tak szczerze się uśmiechać? Uśmiech był szczery i to bardzo, ale w oczach wciąż były łzy. Jest silna, ale ona chyba tak nie uważa.
- Niespodzianka - odpowiedział trochę zdezorientowany tak szybką zmianą tematu
Do końca lekcji moje myśli krążyły wokół Axl. Nie rozumiałem czemu nie chciała nikomu nic powiedzieć. Może się wstydziła. I dlaczego Greg posunął się do czegoś takiego? Gdy wszedłem do szatni drużyny zobaczyłem w niej trenera, dyrektora i szeryfa. Cała trójka stała wokół Larssona. Nick trzymał w dłoni strzykawki, trawkę i dość dużą torebkę z białym proszkiem.
- Zostajesz natychmiastowo usunięty z drużyny i zawieszony - powiedział stanowczo dyrektor
- Ale to nie moje. - bronił się Greg
- Rozumiesz, że grozi ci wywalenie ze szkoły? - spytał szeryf - Lepiej się nie pogrążaj.
Patrzyłem jak wyprowadzają go z szatni i wtedy zauważyłem stojącą w rogu Axl z lekkim uśmiechem, co znaczyło, że to jej sprawka. Nie powiem, że źle zrobiła, bo wcale tak nie myślę. Za posiadanie narkotyków i tak spotka go mniejsza kara niż za to co zrobił wczoraj. Ale ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

~~~~*~~~~

AXL

Wzięłam szybki prysznic, założyłam czarne trampki, porwane jeansy i za duża, szarą bluzę, zakładaną przez głowę, a włosy zostawiłam rozpuszczone, żeby zakrywały oko. Z uśmiechem na ustach kierowałam się do domu Alice. Cieszyłam się, że Gregowi grozi wywalenie ze szkoły. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Ashton widział mnie, gdy wyprowadzali Larssona i wiedziałam, że wiedział, że to moja zasługa. Nie obchodziło mnie co o mnie myślał, cieszyłam się, że Grega spotka kara, jakakolwiek kara. Kochał swoją drużynę i stracił to. Ja przez niego straciłam swoją pewność siebie,... ale tylko na chwilę.
Zapukałam do drzwi małego zielonego domku. Otworzył mi wysoki chłopak, na oko miał 20 lat.
- Cześć, jestem Axl. Jest Alice? 
- Tak jest. Zapraszam - otworzył mi szerzej drzwi - Jestem Toby. Pokój mojej siostry jest na górze. Drugie drzwi po prawej. - kiwnęłam głową i kierowałam się zgodnie z wskazówkami
- Hej - powiedziałam, gdy weszłam do pokoju rudowłosej, był bardzo dziewczęcy
- Cześć. Słyszałam że zawiesili Grega, to twoja zasługa? Bo Calum i reszta chłopaków tak uważa - kiwnęłam głową, myśląc, że zaraz zacznie dawać mi reprymendę, ale ona się uśmiechnęła - Dobrze zrobiłaś, ale nie chcę wiedzieć skąd miałaś te narkotyki.
- I dobrze.
- Nie wiem w co się ubrać. - powiedziała spoglądając na mnie - A ty zamierzasz iść ubrana tak? - spytała ze zdziwieniem
- To twoja randka, nie moja. Ja nie muszę się stroić.
Zmieniała ubrania z 20 razy. Ale w końcu założyła granatowe rurki, różową, zwiewną koszulę, czarne baleriny i czarny płaszczyk, swoje proste, rude włosy rozpuściła. Wyglądała ślicznie, a to, że była bardzo nieśmiała dodawało tylko uroku. Punktualnie o 17:30 usłyszałyśmy dźwięk klaksonu.
- Calum przyjechał. - powiedziała podekscytowana, gdy kierowałyśmy się do wyjścia - Strasznie się denerwuję. Nigdy nie byłam na randce. Nigdy się nie całowałam. Ta randka to chyba zły pomysł, mogłam się nie zgadzać. Zaraz chyba zwymiotuję.
- Uspokój się będzie dobrze. Ale ja nie będę mogła ci pomóc, będę się trzymać od was jak najdalej. - powiedziałam klepiąc dziewczynę po ramieniu.

~~~~*~~~~

''Wewnątrz człowiek się okłamuje.
Uśmiech - nie zawsze jest prawdziwy.
Tylko OCZY - one nigdy nie nauczą się kłamać...''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Jak wam się podoba rozdział?
Kończą mi się ferie niestety ;c, więc rozdziały będą się pojawiać w soboty i niedziele ;)