Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 6

Jest połowa listopada, a ja zgodziłam się na biwak w środku lasu. Czy moi dziadkowie nie mogą zrozumieć, że nie chcę się integrować ze wszystkimi mieszkańcami Lamar? Żeby nie popaść w depresje wystarczy mi Alice i codzienne rozmowy z Sydney, Loganem i Dylanem. Chociaż czasem mam dosyć tych rozmów, zawsze zmierzają do tego samego: Powiedź dziadkom o wszystkim co działo się w Chicago, zanim sami się dowiedzą. Nie dowiedzą się. To co było w Chicago niech tam zostanie, nie chce do tego wracać. Zaczęłam życie w nowym mieście z czystym kontem, w którym nikt nie patrzy na mnie krzywo. Kiedyś może im powiem, ale napewno nie teraz.
Wracając do kwestii biwaku. Dlaczego się do cholery na to zgodziłam? A no tak. Przez cały tydzień wysłuchiwałam błagań Alice, której zależało na tym żebym tam była, ponieważ Calum też miał być, a jej mama kolejny raz stwierdziła, że musi być z nimi przyzwoitka, czyli ja, chociaż dobrze wiedziała, że będą z nami opiekunowie. Ezra i Nick mówili, że razem z moim tatą biwakowali przy każdej możliwej okazji i mi też się spodoba. Do tego Lauren, która od naszego pierwszego spotkania nie odstępowała mnie na krok również miała tam być i chciała bym jej towarzyszyła. Uparcie stałam przy swoim i się nie zgadzałam, ale co z tego. Moje zdanie się przecież nie liczy. Teraz stoję po środku lasu z wielkim plecakiem na plecach i małą dziewczynką ściskającą moją rękę. W biwaku uczestniczy około 30 dzieciaków ze szkoły i kilkoro dzieci w wieku Lauren. Wszyscy staliśmy wokół Nicka, Ezry i jeszcze jednego mężczyzny, którzy pełnili rolę opiekunów oraz właśnie wskazywali nam miejsca do rozstawienia namiotów i coś tam jeszcze. Nie słuchałam ich zbytnio, bo byłam zajęta zasypywaniem Sydney SMS-ami o tym jak bardzo nie chcę tu być. Moją uwagę od ekranu telefonu oderwał piskliwy głosik, należący do małej brunetki stojącej obok mnie, która zalewała się łzami i prosiła swojego tatę, aby pozwolił spać jej ze mną w jednym namiocie, ale on był nieugięty i ostatni raz wyraźnie wszystkich poinformował, że nastolatki zostają tu, a dzieci idą za nim na ''ich teren''. Zabrałam się razem z Alice do rozstawiania naszego namiotu, właściwie to zrobił to Hood z Hemmingsem. Nim się obejrzałam u mojego boku znów była Lauren ciągnąca mnie w stronę ogniska. Piekłam jej pianki i słuchałam opowieści o przygodach jej i Ashtona. Przestała mówić, gdy jej brat wraz z kolegami zaczęli dawać mini koncert. Z Alice nie mogłam porozmawiać, bo była wpatrzona w śpiewającego Caluma. Odkąd zaczęli się spotykać widziałam się z nią jedynie w szkole, chociaż też nie zawsze. Sydney była na randce, więc zadzwonić do niej nie mogłam. Przez resztę ogniska pisałam z moimi ukochanymi bliźniakami z Chicago. Mimo że miałam na sobie grube dresy, bluzkę z długim rękawem, bluzę i skórzaną kurtkę i tak cała trzęsłam się z zimna, gdy na zewnątrz zrobiło się ciemno. Kiedy siedziałam w namiocie rudowłosa w końcu się do mnie odezwała. Chociaż spędziłyśmy razem cały dzień nie zamieniłyśmy nawet słowa.
- Razem z Calumem chcemy dzisiaj to zrobić. - oznajmiła szybko na jednym tchu
- Co? - zapytałam obojętnie
- No wiesz... TO... - powiedziała z naciskiem na ostatnie słowo
- Dzisiaj? Gdzie? - dopytywałam się nie kryjąc zaskoczenia. Dobrze wiem, że to będzie jej pierwszy raz, więc musi naprawdę lubić Hooda skoro się na to zdecydowała.
- Tak, dzisiaj. Tutaj.
- Czekaj. Jak to tutaj? A ja gdzie mam niby spać?
- W namiocie Caluma - powiedziała prawie bezgłośnie i spuściła głowę, gdy zobaczyła, na mojej twarzy malującą się złość. Nie zdążyłam jej nic powiedzieć, bo do naszego namiotu wpadł Luke przerzucając mnie przez swoje ramie, bo czym wybiegł ze mną na zewnątrz, a Michael wepchnął do środka Caluma.
- Postaw mnie! - krzyczałam do chłopaka, ale on nic sobie z tego nie robił i puścił mnie, gdy znaleźliśmy się pod ich namiotem, następnie mnie do niego wepchnął, przez co znalazłam się na Irwinie. Momentalnie z niego zeszłam i zwróciłam się wściekła do blondyna. - Co to miało kurwa być?
- Johnson ci nie powiedziała? W końcu ma się przespać z Hoodem. - tłumaczył
- Wiem, ale mogłam przyjść tu na własnych nogach. - warknęłam kierując się w stronę wyjścia
- Gdzie idziesz? - spytał Clifford
- Po swój śpiwór.
- Chcesz im przeszkadzać? Jestem pewny, że nie tracą czasu. - stwierdził Luke, poruszając brwiami
- To gdzie mam spać? - zapytałam zakładając ręce na piersi. W ich namiocie były tylko 3 śpiwory, a nas była czwórka.
- Ashton na wielki śpiwór, więc we dwoje napewno się zmieścicie. - poinformował Michael, spojrzałam na szatyna, a on tylko wskazał ręką na swoje ''posłanie''. Patrząc na stan śpiworów tamtej dwójki zrozumiałam, że nie mam innego wyjścia. Chłopaki szybko wskoczyli do ''łóżek'', a ja mozolnie kierowałam się w stronę Ashtona. Jego śpiwór był duży, ale na dwie osoby za mały. Mimo że biło od niego ciepło, ja nadal dygotałam z zimna.
- Zimno ci? - spytał szatyn
- Skądże. - odpowiedziała sarkastycznie, na co on się słodko uśmiechnął, zdjął swoją czapkę i założył na moją głowę, a następnie przysunął mnie do siebie tak, że mogłam słyszeć bicie jego serca, które przyśpieszyło, gdy wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam w krainę snów, niestety nie na długo. Kolejny raz śnił mi się ten koszmar. Ten cholerny dzień.

~~~~*~~~~
Ashton

 Dochodziła 4 nad ranem, a ja zamiast spać wpatrywałem się w dziewczynę, która leżała wtulona we mnie. Axl wyglądała tak słodko... Czekaj, co? Dziewczyna nie może wyglądać słodko, nie dla mnie. Z dziewczyną się pieprzysz i wychodzisz zanim wstanie. Nagle poczułem, że mój obojczyk robi się mokry. Ona płakała, płakała przez sen. Powinienem ją obudzić? Nie musiałem, zrobiła to sama. Szybko podniosła się do pozycji siedzącej, zrobiłem to samo.
- W porządku? - spytałem
- Tak - powiedziała cicho i wytarła swoje mokre policzki drżącymi dłońmi - Idę się przejść. - rzuciła i szybko wyszła z namiotu, poczekałem chwilę i poszedłem za nią. Opierała się o drzewo i próbowała złapać oddech. Wyglądała na przerażoną. Chciałem do niej podejść, ale wyprzedziła mnie Paige. Podszedłem bliżej i schowałem się za jednym z drzew.
- Przeleciał cię i kazał spadać? - zapytała Larsson
- Co? - pytała zdezorientowana Axl
- Odpieprz się od niego.
- Od kogo?
- Od Ash'a. Nie pchaj mu się do łóżka, bo będziesz miała ze mną do czynienia. - ostrzegła Paige, a brunetka tylko się zaśmiała
- Pierdol się - powiedziała rozbawiona, Larsson popchnęła ją chyba dość mocno, bo dziewczyna przewróciła się. Gdy odeszła podbiegłem do Mann.
- Co się stało? - spytałem
- Potknęłam się. - powiedziała cicho
- Potknęłaś się czy ktoś cię popchnął?
- Nieważne - burknęła pod nosem
- Powiesz mi co ci się śniło?
- Nie pamiętam. - wiedziałem, że kłamie i nie wiem czemu, ale po tych słowach przytuliłem ją i pocałowałem w czubek głowy, a ona tylko wtuliła się we mnie mocniej

~~~~*~~~~ 

Przez cały dzień myślałem o Axl. Nie ważne co robiłem ona chodziła mi po głowie. Wieczorem razem z Lukiem pojechałem na imprezę i nawet tam myślałem o niej, o tym co jej się śniło i dlaczego tak zareagowała na ten sen. Hemmings od razu wyrwał jakąś laskę, a ja jakoś nie miałem na to ochoty. Pierwszy raz nie chciałem się pieprzyć. Zamiast tego schlałem się jak świnia i nie wiem jakim sposobem znalazłem się pod swoim domem. Był środek nocy, ja się zataczałem pod wpływem wypitego alkoholu, ale nie kierowałem się w stronę drzwi. Moje nogi prowadziły mnie zupełnie gdzie indziej.

~~~~*~~~~
AXL

Po biwaku wzięłam krótki prysznic, a po południu przyszła do mnie Alice. Była cała uradowana i gadała o tym jaka to piękna jest dzisiaj pogoda, o dwójce dzieci, które bawiły się dzisiaj przed jej domem i o innych bzdurach. Nie wytrzymałam i zapytałam o to o co chciałam zapytać odkąd do mnie przyszła.
- I jak było? - dziewczyna zarumieniła się, spuściła głowę, ale zaraz znów ją podniosła z wielkim uśmiechem.
- Było świetnie. Calum był taki delikatny. To było niesamowite - mówiła z iskierkami w oczach - Dzisiaj znów się spotykamy. Nie mogę się doczekać.
- Proszę, tylko się zabezpieczajcie.
Rozmawiałyśmy jeszcze jakieś 2 godziny, zjadłyśmy coś i obejrzałyśmy film. 
W środku nocy obudził mnie jakiś huk na górze. Dziadek nigdy nie zamykał drzwi od ogrodu, zawsze były uchylone, twierdził, że skoro zostawiał je otwarte przez 40 lat, to teraz napewno też nikt się nie włamie. Dziadkowie brali dość silne tabletki nasenne, więc jestem pewna, że się nie obudzili. Nie należę do osób, które będą leżeć w łóżku i czekać co się stanie. Od razu weszłam po schodach na górę, przy ostatnim stopniu stwierdziłam, że mogłam wziąść coś ze sobą do obrony. Szybko otworzyłam drzwi i w salonie ujrzałam Ashton'a. Szedł w moją stronę potykając się o własne nogi, poczułam bijący od niego ostry zapach alkoholu zmieszany z jego perfumami. Gdy był już przy drzwiach do mojego pokoju potknął się o dywan, a ja złapałam go w ostatniej chwili i sama na chwilę straciłam równowagę. Chłopak zawiesił się na moich plecach, a kiedy próbowałam zaprowadzić go po schodach na dół zaczął ssać moją szyję zataczając na niej małe kółeczka swoim językiem. Wiem, że nie powinno, ale jednak podobało mi się to. Gdy byliśmy już na dole, próbowałam odepchnąć szatyna, który nadal przyssany był do mojej szyji. Oderwał się na chwilę ode mnie, nieudolnie zdjął swoją kurtkę i bluzkę, a następnie włożył ręce pod moją koszulkę. Chwilę później chłopak znów zawiesił się na moich plecach i... zasnął. Z jednej strony było mi smutno, że przestał robić to co przed chwilą robił, a z drugiej cieszyłam się z tego, przecież był pod wpływem alkoholu i nic by nie pamiętał. Nie należał do lekkich osób, więc zaprowadzenie go do łóżka wymagało wielkiego wysiłku z mojej strony. Przykryłam go kołdrą, podniosłam jego bluzkę z podłogi, widocznie oblał ją alkoholem, bo mocno było czuć od niej wódkę, wrzuciłam ją do pralki. Pościeliłam sobie czarny, rozkładany fotel, który stał przy regale z książkami i poszłam spać.
Rano przyniosłam Ashtonowi wodę, aspirynę i zrobiłam naleśniki. W kuchni spotkałam dziadka, który szedł właśnie do warsztatu. Okazało się, że Irwin zbił w nocy jakiś wazon, więc powiedziałam, że było mi w nocy duszno i chciałam wyjść do ogrodu się przewietrzyć i to ja go zbiłam, a później zapomniałam posprzątać. Wróciłam do pokoju, w którym wciąż spał chłopak, miałam wielką ochotę obudzić go za pomocą perkusji, ale później stwierdziłam, że nie mogę być tak podła.

~~~~*~~~~
Ashton

Obudziłem się z okropnym bólem głowy, a chwilę później zdałem sobie sprawę, że nie jestem w swoim pokoju. Gdzie ja kurwa jestem? Chwila, gitary, pianino, perkusja, to nie jest przypadkiem pokój Mann?
- Jak się spało? - dobiegł mnie łagodny głos dziewczyny, która siadała na skraju łóżka, w kusych spodenkach i porwanej bluzce, przez to jak była ubrana przez chwilę miałem ochotę się na nią rzucić i dać jej taką przyjemność jakiej jeszcze nikt jej nie dał. - Na stoliku masz aspirynę, a tutaj śniadanie. - kontynuowała podając mi talerz z naleśnikami.
- Dzięki i przepraszam. - powiedziałem, było mi głupio, że naszedłem ją tak w środku nocy
- Nic się nie stało. Masz szczęście, że dziadkowie faszerują się lekami przed snem. A tak przy okazji to twoi rodzice myślą, że jesteś u Luka.
- OK. - w tej samej chwili zobaczyłem na szyji dziewczyny dwie, pokaźnych rozmiarów malinki. Nie wiem czemu, ale trochę mnie to wkurzyło. Ja nie mogłem pieprzyć się z żadną laską, bo ona chodziła mi po głowie, a sama zabawiała się z jakimś dupkiem. - Kto ci to zrobił? - zapytałem oschle, wskazując na różowe ślady, wkładając do ust kolejny kawałek naleśnika
- Ty. - oznajmiła z rozbawieniem, a ja zakrztusiłem się jedzeniem
- Ja? Kiedy?
- Wczoraj, gdy próbowałam zejść z tobą po schodach.
- Przepraszam. - powiedziałem trochę zażenowany - Ale nic więcej nie zrobiłem? 
- Jeśli pytasz o to czy się ze mną przespałeś to odpowiedź brzmi nie.
- Będę się już zbierał. - stwierdziłem chcąc zmienić temat - Gdzie jest moja bluzka?
- W praniu. W szafie na górze są koszulki, które będą na ciebie dobre, więc wybierz sobie którąś, a ja idę się ubrać do łazienki. - wyjaśniła znikając za drzwiami. Wstałem z łóżka i zacząłem grzebać w jej szafie. Nie przegapiłem oczywiście szafki z bielizną, którą chciałbym na niej zobaczyć tak jak każdy inny chłopak. Wszystkie koszulki na górze były męskie z nazwami różnych zespołów. Wziąłem czarną z Guns'n Roses i założyłem na siebie.
- Tylko nie tą. - do moich uszu dobiegł głos dziewczyny, która stała za mną - Proszę weź jakąś inną. 
- Dlaczego?
- To moja ulubiona. - powiedziała, już byłem gotowy ją zdjąć, ale po tych słowach stwierdziłem, że się z nią trochę podroczę
- Koszulka z Cobain''em, którą mi zabrałaś również jest moją ulubioną.
- Przecież ci ją oddam.
- Ja też. Póki ty masz moją ta będzie bezpieczna u mnie. - oznajmiłem
- Ashton, proszę cię - prosiła próbując zdjąć ze mnie bluzkę, a gdy opuszkami palców dotykała mojej skóry przebiegał mnie przyjemny dreszcz
- Tak bardzo lubisz oglądać mnie z gołą klatą? - spytałem poruszając znacząco brwiami, a Axl spiorunowała mnie wzrokiem
- Dobra - odpuściła - Tylko błagam cię nie zniszcz jej
- Obiecuję - powiedziałem - Do zobaczenia Rose. - dokończyłem i pocałowałem ją w policzek. Dlaczego?
Dlaczego ta dziewczyna tak dziwnie na mnie działa. Znam ją od 2 miesięcy, a czuję się przy niej tak swobodnie. Może powinienem ją przelecieć, żeby przestać się tak dziwnie czuć. Pewnie tak. Przy następnej okazji właśnie to zrobię.
W domu był tylko tata, który siedział przy stole ewidentnie czekając na mnie ze złością wymalowaną na twarzy, ale chwilę później widniał na niej smutek i żal, a w oczach chyba zbierały się łzy.
- Co się stało? - zapytałem nieco przestraszony
- Byłeś u Luka, tak? - odpowiedział pytaniem na pytanie
- No tak.
- To skąd masz tą bluzkę? - spytał ze smutkiem i złością w głosie
- Wziąłem od Hemmingsa.
- Kłamiesz! - krzyknął kierując się w moją stronę - To koszulka Jason'a. Byłeś u Axl, prawda? - zapytał już spokojnie, a ja nie musiałem odpowiadać. - Jason dał jej na 16-ste urodziny wszystkie swoje koszulki z koncertów. Ashton wiem, że traktujesz dziewczyny przedmiotowo i wiem jaki masz ''układ'' z Paige, ale proszę cię, zostaw Axl w spokoju. - prosił, a po jego policzku popłynęła łza - To córka mojego najlepszego przyjaciela i dobrze wiem, że gdyby tu był, a ty byś ją zranił... - nie dokończył. Schował twarz w swoich dłoniach i rozpłakał się. Pamiętam jak tata dowiedział się o śmierci Jason'a, razem z Nikckiem przez cały dzień siedzieli w garażu grając na teraz moich instrumentach, pijąc i płacząc. Wtedy pierwszy raz widziałem jak tata i wujek płaczą. Oni tak bardzo za nim tęsknią. - Boże, Ash. Ona jest taka do niego podobna. Gdy się śmieje, słyszę śmiech Jason'a, gdy gra wydaje mi się, że to on. Gdy przejeżdżam obok domu państwa Mann i widzę zapalone światło w ich piwnicy, wydaje mi się, że on tam jest i czeka na mnie. Tak bardzo chciałbym jeszcze raz go zobaczyć. Proszę uważaj na nią. Jest jej ciężko. Miała już poważne problemy w Chicago, niech tutaj będzie jej lepiej.
- Jakie problemy? - spytałem niemal bezgłośnie
- Tylko ona może powiedzieć ci cała prawdę. Jeśli tylko ci zaufa... - przerwał patrząc na mnie smutnym wzrokiem - Ale nie wiem czy ona jeszcze potrafi ufać. - dokończył i wyszedł, zostawiając mnie z natłokiem myśli. Jakie problemy? Dziewczyno, jesteś jedną wielką zagadką. Pytanie tylko czy ja chcę ją rozwiązywać...

~~~~*~~~~

''Jeśli jest wspaniała nie będzie łatwa.
Jeśli jest łatwa nie będzie wspaniała.

Jeśli jest tego warta nie poddasz się.
Jeśli się poddasz nie jesteś jej wart.

Prawda jest taka, że każda osoba nas zrani.
Dlatego musisz znaleźć taką która jest warta cierpienia''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Za nami już 6 rozdział, a ja wciąż nie widzę żadnych komentarzy z waszą opinią. Liczę, że to się zmieni.
Do zobaczenia za tydzień! ;)

1 komentarz:

  1. Zapraszamy do zapisania się do spisu :)
    http://wykaz-opowiadan.blogspot.dk/

    OdpowiedzUsuń