Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 20

Po wyjściu od Ashton'a skierowałam się na cmentarz, na którym spędziłam dobre dwie godziny gadając do kamiennego nagrobka. Po wizycie u taty wróciłam do domu, ale zamiast wejść do środka usiadłam na werandzie. Jest początek stycznia, a ja siedzę na huśtawce w samej bluzie. Co prawda zimy w Lamar są ciepłe, ale niestety nie w tej chwili. Gdy rozmyślałam o sposobie przetrwania półtora roku w rodzinnym mieście mojego taty, poczułam na ramionach miękki materiał - koc, który jak się okazało przyniósł mój dziadek. Usiadł obok mnie i przez krótką chwilę milczał.
- Wiesz, że gdybym wiedział kim był ten chłopak nie wpuściłbym go do warsztatu, prawda? - spytał, zapewne myśląc, że to jest powodem mojego smutku
- Wiem. - szepnęłam
- Nie o to chodzi? - pokręciłam przecząco głową
- Po prostu nie chcę, żeby znowu wracali.
- Nie prawda. - spojrzałam zdziwiona na staruszka - Ty nie chcesz, żeby odchodzili.
- To to samo. Jeśli wrócą to i tak zaraz odejdą. Zawsze to robią.
- Wiem, że sprawiają ci szczęście, więc może warto dać im jeszcze szansę.
- Mieli już wystarczająco szans. - odparłam nieco mniej pewniej niż na początku
- Zastanów się jeszcze nad tym.
- Będę musiała. - oznajmiłam chowając twarz w dłoniach
- To jest jedyny powód dla którego jesteś taka smutna?
- Powiedziałam o wszystkim Alice i Ashton'owi.
- I jak zareagowali?
- Alice nie chcę mnie znać, a Ashton nic właściwie nie powiedział.
- Nie zamartwiaj się tym teraz i chodź do środka. - poprosił i wstał z huśtawki kierując się do wejścia
- Zaraz przyjdę. - kiwnął głową i zniknął za drzwiami. Podsunęłam kolana pod brodę, otuliłam się szczelniej kocem i zamknęłam oczy. Moja chwila samotności nie trwała długo, ponieważ ktoś postanowił się do mnie przysiąść. Do moich nozdrzy dotarł dobrze znany zapach, nie musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć kto to - Irwin.
- Przepraszam. - odezwał się i wtedy wiedziałam, że się nie pomyliłam
- Za co?
- Za to, że byłem taki oschły i cię ignorowałem.
- Okej.
Siedzieliśmy w ciszy, dość długiej ciszy, która zaczęła denerwować chłopaka, mi nie przeszkadzała.
- Więc jednak bawiłaś się w seks-przyjaciół. - spojrzałam na szatyna, który na twarzy miał zadziorny uśmieszek przez co mimowolnie też się uśmiechnęłam.
- Nie powiedziałam ci tego, przez to co mi powiedziałeś. Wiesz o tym, prawda?
- Tak. Trochę z tym przesadziłem i do końca nie to miałem na myśli...
- Ja nie jestem dziewczyną, która wtedy opisywałeś.
- Skąd to wiesz? - spytał kpiąco
- Bo nie chcę nią być.
- Przekonujesz mnie, żebym znalazł sobie kogoś na stałe, a kiedy uważam cię za materiał na pierwszą dziewczynę ty odmawiasz. Co za ironia.
- Nie mówiłam wtedy o sobie. - powiedziałam z nutą złości w głosie
- Przed wyjazdem na studia nie znajdę nikogo innego kto byłby wart mojej uwagi...
- Czuję się zaszczycona. - przerwałam mu, ale on kontynuował
-...ale chcę wiedzieć co takiego nadzwyczajnego jest w tych ''związkach'', że wszyscy je tak chwalą.
- Też chciałabym wiedzieć. - powiedziałam sama do siebie, ale Ashton do usłyszał
- Widzisz! Teraz oboje mamy szansę się dowiedzieć.
- Nie.
- Pokażesz mi jak wygląda poważny związek, a ja udowodnię ci, że nie każdy musi kończyć się tragicznie. - odchyliłam głowę do tyłu, wzdychając. To miało jakiś sens, ale wciąż nie byłam przekonana.
- Jeśli bym się zgodziła to wiesz, że ma to wyglądać jak PRAWDZIWY poważny związek? - pokiwał twierdząco głową - Zgoda.
- Co? Serio?!
- Tak. Ale obejmują nas takie same zasady jakbyśmy  naprawdę byli razem.
- Czyli?
- Przede wszystkim wierność. Musisz nauczyć się, że trzeba być wiernym osobie, z która jesteś.
- Czyli seks wchodzi w grę? - spytał cały w skowronkach
- Tak, ale daj sobie trochę na wstrzymanie.
- OK. Musisz wiedzieć, że nasz ''związek'' będzie trwał równo do dnia mojego wyjazdu na studia. Wciąż się zgadzasz? - zapytał dla pewności
- Tak. Musisz wiedzieć, że bez względu na wszystko nigdy nie będę twoja, Ashton.
- Wiem. - oznajmił, a ja wstałam z huśtawki i zmierzałam do drzwi. Gdy złapałam za klamkę zauważyłam, że chłopak stoi za mną.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytałam
- Idę spać z moją dziewczyną. - stwierdził szczerząc się jak głupi
- Nie, nie, nie. Idziesz do domu. - powiedziałam, dźgając go palcem w klatkę piersiową
- Przecież coś może mi się stać jak będę wracał po ciemku.
- To raptem trzy domy dalej. Poradzisz sobie.
- Nie martwisz się o swojego chłopaka?
- Dobranoc, kochanie. - pożegnałam się i pocałowałam go w policzek bardzo, bardzo blisko jego ust.
- Kusisz. - zaśmiałam się na jego słowa
- A i jeszcze jedno! - krzyknęłam, gdy Irwin się oddalał - Jest jedna rzecz, która będzie różnić nas od reszty par.
- Jaka? - zmarszczył brwi, a ja lekko się uśmiechnęłam i odpowiedziałam
- Między nami nie będzie miłości.

~~~~*~~~~
ASHTON
Nie poszedłem dzisiaj do szkoły tylko dlatego, że wróciłem do domu późno, a powodem tego była Axl. Teraz zamiast wylegiwać się na łóżku muszę słuchać opinii moich przyjaciół na temat układu z brunetką. Są bardzo szczerzy i nie ukrywają swojego niezadowolenia i zamiast się już zamknąć wypowiadają to nowe mądrości.
- Alice wciąż jest zła na Axl? - zapytałem Calum'a, przerywając Michael'owi jego monolog
- Właściwie to żałuje tego co wtedy jej powiedziała. - odpowiedział zmieszany - Ale nie zmieniaj tematu Irwin! - uniosłem ręce do góry
- To jest jeszcze gorsze od układu z Paige. - stwierdził Hemmings
- Wcześniej wam to jakoś nie przeszkadzało, więc o co wam teraz chodzi?! - czułem narastającą we mnie złość
- W waszym ''zawiązku'' ma niby nie być miłości. A co jeśli się w niej zakochasz? - odezwał się Clifford, a ja prychnąłem rozbawiony kręcąc głową - Sam mówiłeś, że przy niej czujesz się inaczej.
- Prześpimy się ze sobą i mi przejdzie. - wzruszyłem ramionami, biorąc łyk piwa
- Chodzi ci tylko o to? Chcesz ją po prostu przelecieć? - spytał brunet
- To tylko bonus.
- A co potem. Co będzie jak już zaliczysz? - kontynuował
- Nic, nasz związek będzie dalej rozkwitał.
- Skończ to zanim w ogóle się zaczęło. - odezwał się ''Luke dobra rada''
- Skończy się jak wyjadę na studia. To tylko parę miesięcy. - zostanę przy swoim, co im kurwa do tego?
- To aż kilka miesięcy. - stwierdził Hood
- Któreś z was skończy ze złamanym sercem. - oznajmił czerwonowłosy
- Zabawne. - wtrąciłem podirytowany
- Każda pieprzona książka, czy film się tak kończy. - powiedział podniesionym głosem blondyn
- Zauważ, że życie to nie jakiś pieprzony melodramat! - krzyknąłem
- Będziesz przychodził do każdego z nas pytając się co masz robić! - roześmiałem się
- Calum ma rację! Tak będzie, gdy sam zobaczysz, że zabrnęło to za daleko. - stwierdził Michael
- Spierdalajcie! - warknąłem i wyrzuciłem moich najdroższych przyjaciół z domu

~~~~*~~~~
AXL

Siedziałam naprzeciwko Trevor'a i Cole'a wysłuchując ich nic nie wartych przeprosin i obietnic bez pokrycia.
- Gdzie byliście, gdy patrzyłam jak umiera Monic i mój tata? - zapytałam od niechcenia 
- Nie zaczynaj znowu Axl. - powiedział zrezygnowany brunet
- Nie zaczynaj czego?! Znikacie zawsze, gdy coś się pieprzy, a pojawiacie, gdy jest dobrze! - krzyczałam na obu mimo, że Cole nie odezwał się nawet słowem
- Teraz jest niby dobrze! - Trevor również zaczął krzyczeć i doskonale widziałam jak zaciska dłonie w pięści, aby w nic nie uderzyć - Teraz jest szczęśliwa?! Tutaj! W tym idealnym miasteczku, w idealnym domu, z idealnym ludźmi! Nie pasujesz tutaj i sama o tym wiesz!
- Uzależniliście mnie od siebie! Myślałam, że tylko przy was jestem sobą, ale to nie prawda! Skończę szkołę i wyjadę jak najdalej od was! Najdalej od tego całego gówna!
- Wygramy tytuł mistrza w Hiszpanii i wrócimy. Obiecuję. - odezwał się Cole
- Jasne.
- Wrócimy już na zawsze. Nie odjedziemy nigdy więcej. Wrócimy w czerwcu i będziesz mogła już zawsze na nas liczyć, tylko proszę nie odpychaj nas teraz od siebie. - Trevor mówił łagodnie patrząc wprost w moje oczy
- Nie przeciągaj pożegnania. Zdecydowałeś się odejść, to idź. - szepnęłam
- Nie odchodzę, chwilowo wyjeżdżam. - posłał mi blady uśmiech
Wstałam z kanapy i skierowałam się do drzwi, niezbyt dyskretnie dając im do zrozumienia, żeby wyszli. 
- Spotkamy się jeszcze przed waszym wyjazdem, ale teraz już idźcie. - otworzyłam drzwi i zobaczyłam Michael'a i Luke'a stojących na werandzie moich dziadków. Trevor i Cole minęli chłopaków rzucając im pogardliwe spojrzenie i kierując się do swoich samochodów.
- Cześć. - przywitałam się
- Zerwij układ z Ashton'em. - odezwał się blondyn
- Dlaczego? - spytałam zakładając ręce na piersi
- Bo to idiotyzm! - krzyknął
- Miał przecież podobny układ z Paige i jakoś wam to nie przeszkadzało. - zauważyłam
- Ale was nie będzie łączyło tylko i wyłącznie łóżko.
- Miłość też nie.
- Żebyś się nie zdziwiła. - wtrącił Michael na co zmarszczyłam brwi - Po prostu to przemyśl.
Zamknęłam za nimi drzwi i udałam się do swojego pokoju. Nie mam co przemyślać. Nie zgodziłam się na to dlatego, żeby przekonać się czy Ashton ma rację, ale dla zabawy. Teraz nie mam właściwie nic do stracenia, bo i tak zaraz każdy będzie wiedział o moich błędach z Chicago, więc mogę się rozerwać. Pokaże mu jak powinien wyglądać związek z prawdziwego zdarzenia, a w zamian dostanę trochę towarzystwa i mam nadzieję niesamowity seks. Nie jestem puszczalska, czy łatwa, ale mam 17 lat, dojrzewam i mam swoje potrzeby. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącego SMS-a  Ash: Kiedy zaczyna się nasz związek, skarbie? Ja: Już się zaczął ;*

~~~~*~~~~

''W życiu nie chodzi o posiadanie
samych dobrych kart, ale o umiejętne
granie tymi, które już masz.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Przepraszam, ze tak dawno nie było rozdziału, ale...
Czyta to ktoś?