Łączna liczba wyświetleń

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 19

 
Pierwszy dzień szkoły po świątecznej przerwie był okropnym dniem. A oto powody dlaczego śmiem tak sądzić. Od wczorajszej ''rozmowy'' z Ashton'em chłopak unika mnie jak tylko może, zaczynając od nie przyjścia dzisiaj do szkoły i nie odbierania moich telefonów. Gdy miałam okienko nawet pofatygowałam się do jego domu, ale Sophia dość jasno dała mi do zrozumienia, że jej syn nie pojawił się dzisiaj na lekcjach, aby uniknąć konfrontacji ze mną, chociaż później zapewniała, że nie chodzi o to, a o uderzenie nowego nauczyciela przed świętami. Mi przez cały dzień udawało się skutecznie spławiać Mr. White'a.
Po drugie Irwin musiał poinformować resztę chłopaków o naszym wczorajszym spotkaniu z moimi ''starymi znajomymi'', ponieważ gdy tylko zobaczyli mnie na korytarzu od razu odwracali się na pięcie. Dlatego za radą Sydney i Miller'ów postanowiłam wyjawić wszystko rudowłosej. Spodziewałam się, że jej reakcja może być przybliżona do reakcji mojego dziadka, ale ona zamiast milczeć powiedziała wprost, bez żadnych ogródek - co jest dziwne jak na nią - że nie zamierza zadawać się z ''takimi'' osobami. Nie powiem, że to mnie nie ruszyło, ale nie tak bardzo jak powinno - w końcu przez te pięć miesięcy trochę się z nią zżyłam. Ale mam na to dobre wytłumaczenie. Gdy przez dwa lata jesteś obrzucana pogardliwymi spojrzeniami i wyzwiskami mówionymi pod nosem przez każdą osobę z osobna w całym Chicago można się uodpornić na kolejne. Najgorsze, że jutro zapewne będzie wiedziało o tym też całe Lamar. Więc jak sądzę mogę wykreślić kolejną osobę z mojej - i tak już krótkiej - listy znajomych.
Na szczęście te siedem godzin w budynku przeznaczonym do edukowania młodych ludzi już minęło. Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić, postanowiłam udać się do osoby, którą darzę największym zaufaniem w całym miasteczku i dla której coś znaczę mimo moich wszystkich błędów, a mianowicie mojego dziadka.
Po przekroczeniu progu warsztatu moim oczom ukazał się najgorszy widok, jaki mogłam zobaczyć tego dnia - czerwony mustang rok 1967, a to oznaczało tylko jedno Trevor tu jest i nie odpuści... znowu. Gdy podeszłam bliżej pojazdu zobaczyłam GO wraz z Ezrą i dziadkiem. Nie zamierzam się kontrolować, chcę żeby zniknął jak ma w zwyczaju robić.
- Zabieraj samochód i wypieprzaj.- wysyczałam przez zaciśnięte zęby
- Axl! To klient. - upomniał mnie staruszek
- Nie obchodzi mnie to. Trevor - wyjazd. - zwróciłam się do bruneta. Dopiero teraz mogłam mu się przyjrzeć przez te parę dobrych miesięcy jego ciemne włosy zrobiły się dłuższe przez co opadały mu na czoło. Jego teraz bardziej umięśnione ramiona jak zawsze przyozdabiała skórzana kurtka, a na jego długich, chudych nogach widniały czarne rurki i ciężkie buty - po staremu.
- Przyjechałem tylko naprawić wóz i przy okazji z tobą porozmawiać. - oznajmił
- Jestem pewna, że sam możesz to zrobić.
- Jestem pewien, że możesz mi w tym pomóc. Zadzwoni się jeszcze po chłopaków. Jak za dawnych czasów, pamiętasz? - Nie! Nie zaczynaj!
- Może lepiej ich zostawmy Mark. - odezwał się Ezra
- Nie ma takiej potrzeby. Trevor właśnie wyjeżdża i już nie wróci, prawda? - spytałam retorycznie
- To jest Trevor?! - zapytał dziadek. O nie!
- Tak, ale już go więcej nie zobaczysz. - zapewniłam go - Ja też.
- Nie możesz mnie tak zbywać. Porozmawiajmy.
- Niestety, ale nie ma takiej możliwości. Zabierz swój samochód i wyjedź. - wtrącił się siwowłosy
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - warknął Trevor, znów włączył się jego agresor - wspomnienia wracają.
- Nie jesteś u ciebie, kolego. - upomniał go Ezra, a brunet zaczął kierować się w jego stronę z wiadomymi zamiarami. Chwilę przed zbliżającą się katastrofą stanęłam między nim, a starszym Irwinem.
- Nie zaczynaj. - poprosiłam cicho
- Axl, chcę tylko porozmawiać. - uspokoił się
- Miałeś wiele okazji i je zaprzepaściłeś... Jak zawsze.
- Wiem, kurwa wiem! Przepraszam.
- Oboje wiemy, że to nic nie znaczy i niczego nie naprawi.
- Może naprawić, tak jak zawsze.
- Nie! - nie chcę tego znowu słuchać, niech on po prostu wyjeździe
- Dlaczego? - spytał z tą swoją niewinną miną
- Bo to skończy się jak zawsze. Wyjedziesz, gdy będzie źle.
- Nie prawda.
- Prawda! Zawsze to robisz. Jesteś, gdy jest dobrze. Ostatnio było naprawdę źle, gdzie wtedy byłeś? - cisza - Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdy mnie zostawiasz zabierasz Cole'a, którego też jest, był moim przyjacielem. Więc nie próbuj mi wmawiać, ze tym razem będzie inaczej, bo ZAWSZE kończy się tak samo. Zostawiasz mnie! Wszyscy mnie zostawiacie! - z każdym słowem moje serce biło mocniej
- Axl...
- Nie przerywaj mi! Za miesiąc są zawody w Hiszpanii. I co? Nie pojedziesz? Nie weźmiesz Cole'a? Zostaniesz ze mną? - pytałam z kpiną - Oboje znamy odpowiedź.
- Axl, ja...
- Nie! Wbiłeś mi już nie jeden nóż w plecy i nie ma tam miejsca na następne, Trevor. Po prostu wyjedź. Jak zawsze. - zaczęłam kierować się do wyjścia
- Oboje wiemy, że wrócę. - na jego słowa zatrzymałam się i odwróciłam w jego stonę
- Lepiej nie wracaj. - wyszłam
Trevor i Cole już tu są, moja matka niedługo zapewne też będzie, chłopaki mnie unikają, Alice o wszystkim wie i nie chcę mnie znać, dziadek wie, niech Irwin też się dowie. Co mam do stracenia? Za rok kończę szkołę i już tu nie wracam. Mój aktualny kierunek - dom Ashton'a.

~~~~*~~~~
ASHTON

Nie mogę ukrywać się przed Mann w nieskończoność co oznacza, że muszę iść jutro do szkoły. Ale przed tym wbiję na jakąś imprezę i zaliczę kilka lasek. Tak właśnie, taki mam plan na dzisiejszy wieczór i noc, ewentualnie wczesny poranek.
Wziąłem szybki prysznic, założyłem przetarte jeansy, koszulkę z The Rolling Stones, a włosy przewiązałem bandaną - norma. Wychodząc z łazienki na moim łóżku zastałem niespodziankę - Axl Mann we własnej osobie.
- Co tu robisz? - zapytałem oschle - Prosiłem mamę, żeby cię nie wpuszczała.
- Wiem, dlatego weszłam oknem. - powiedziała obojętnie
- Zdajesz sobie sprawę, że to włamanie?
- Nie pierwsze i nie ostatnie.
- Nie mam zamiaru zagłębiać się w twoją odpowiedź, bo nic to nie da. Więc jakbyś mogła to idź już.
- Właściwie to przyszłam, żeby ci wszystko powiedzieć. - posłałem jej pytające spojrzenie - ''Otworzyć się'' jak to ty ująłeś. I tak się o wszystkim dowiesz, jak nie od Alice to od moich starych znajomych lub mojej matki. Równie dobrze ja mogę ci o tym powiedzieć, nie mam już nic do stracenia, więc czemu nie?
- Masz 5 minut. - burknąłem
- Wystarczy. Ale najpierw zapomnij o wszystkim o czym do tej pory o mnie wiedziałeś, bo większość z tego to kłamstwa, a z pytaniami wstrzymaj się do końca.
- Czas ci mija. - brunetka usiadła po turecku i skinieniem ręki poprosiła mnie o to samo. Usiadłem na fotelu nie daleko łóżka i czekałem, aż zacznie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, wyglądała jakby już jej na niczym nie zależało - była zrezygnowana.
- W wieku 15 lat pojechałam na mój pierwszy Silver Mob i tam poznałam Cole'a - tego blondyna, którego wczoraj spotkaliśmy. Dowiedziałam się, że bierze udział w wyścigach samochodowych, więc parę tygodni później poszłam na jeden. Tam spotkałam Trevora - bruneta. Zaprzyjaźniłam się z nimi i odwiedzałam ich częściej, aż sama zaczęłam brać w nich udział. Byłam w tym dobra, naprawdę dobra. - przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu, ale znikł tak szybko jak się pojawił - Jakoś tak wyszło, że zaczęłam spotykać się z Trevorem, chociaż to było bardziej podobne do seks-przyjaciół niż normalnego związku, dlatego skończyło się po trzech, czterech miesiącach. Za bardzo się szanowaliśmy, żeby trwać w takiej relacji. Na początku Sydney, Monic, Logan i Dylan nie pochwalali moich nowych znajomości, ale z biegiem czasu to zaakceptowali. Ścigałam się z chłopakami ponad rok, wiedziało o tym całe Chicago, matkę to nie obchodziło, a tata nic sobie z tego nie robił lub nawet nie wiedział - teraz sama nie wiem. Wyścigi były moją małą ucieczką od rzeczywistości, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy, prawda? Z matką nigdy się nie dogadywałam i z roku na rok co raz bardziej się sprzeczałyśmy. Parę tygodni po moich 16 urodzinach pokłóciłyśmy się o jakąś drobnostkę, która skończyła się wielką awanturą, w której ostatnie słowa jak zwykle należały do mojej matki. Do dziś pamiętam jej ton głosu kiedy mówiła zdanie, które od zawsze przyprawiało mnie o mdłości i odbierało chęć do życia, a mianowicie: '' Nigdy ode mnie nie odejdziesz, beze mnie jesteś nikim''. Od zawsze mnie ciekawiło jak mój tata wytrzymywał z taką nowobogacką suką. Nie ważne. Po kłótni jak zwykle poszłam się ścigać, tym razem pojazdami były motory. Nie był to mój pierwszy wyścig na motorach, ale pierwszy przed którym byłam tak bardzo wkurwiona, chociaż nie wiem czemu, bo kłótnie z moją matką były normą. Ale chyba dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że ma rację - nigdy się od niej nie uwolnię. Wygrałam tamten wyścig, ale nie zatrzymałam się na mecie, która była kilkadziesiąt metrów przed końcem drogi zakończonej klifem. Zamiast zahamować, przyśpieszyłam. Nie wiem czemu, nie bałam się tego jak to może się skończyć. Leciałam dość długo, a upadek był równie bolesny co słowa mojej rodzicielki skierowane do mnie. Z motoru nie było co zbierać, a ja skończyłam w dwutygodniowej śpiączce z blizną na plecach. Gdy się wybudziłam miałam sprawę w sądzie i zamiast wylądować w poprawczaku dostałam zakaz zrobienia prawa jazdy do 21 roku życia, co zapewne było zasługą mojej matki. To był pierwszy raz kiedy Trevor odszedł zabierając ze sobą Cole'a, ale wrócili po trzech miesiącach. Znów zaczęłam się ścigać, ale dużo mniej, chłopaki nie pozwalali mi nawet zbliżać się do jakichkolwiek pojazdów. Wtedy poznałam Jimmy'ego. Trevor mnie ostrzegał, ale ja jak zwykle nie chciałam nikogo słuchać. Zapowiadało się na zwykły, niewinny, nastoletni związek, ale szybko zorientowałam się jak bardzo toksyczna była ta relacja. Jimmy był dilerem i również ćpunem. Ja też zaczęłam brać, nie były to jakieś twarde narkotyki, ale jednak szybko stały się nałogiem. W kwietniu dostał nowy towar, który ja przetestowałam. To była jakaś mieszanka halucynogenów i nie wiem jakim sposobem, ale udało mi się samej wrócić do domu, w którym była wtedy tylko moja matka. Narkotyki wciąż dobrze działały, a ona zaczęła wszczynać kłótnie, gdy zdała sobie sprawę, że nie otrzyma ode mnie żadnego odzewu zaczęła mnie po prostu wyzywać. Ja natomiast usiadłam na zimnych kafelkach w kuchni, chwyciłam nóż i zrobiłam jedno, proste, głębokie cięcie na ręku. Patrzyłam jak strużki krwi wędrują po mojej kończynie i kapią na podłogę - ja się wykrwawiałam, a ona krzyczała. Gdyby nie Millerowie nie byłoby mnie tutaj. Po przewiezieniu mnie do szpitala tata zdecydował, żeby wysłać mnie na odwyk, ale najpierw ja musiałam wyrazić na to zgodę. Nie miałam nic przeciwko, wtedy mogłabym być jak najdalej od kochanej mamusi, ale ona nie mogła na to pozwolić. Co prawda poszłam na odwyk, ale nie leczyli mnie tam jak osoby uzależnionej, ale niezrównoważonej psychicznie. Nie masz pojęcia jak to jest, gdy zdrowego człowieka faszerują jakimiś lekami i na siłę próbują z niego zrobić osobę psychiczną. Ja wiem jak to jest, chociaż wolałabym nie wiedzieć. Siedziałam tam dwa miesiące, dwa, jebane miesiące wmawiana jak to bardzo jestem niebezpieczna dla siebie i otoczenia. To był drugi raz kiedy Trevor i Cole mnie zostawili, wrócili w moje 17 urodziny i zaraz znowu odeszli po tym cholernym dniu, który zniszczył wszystko do końca. Gdy wyszłam z Long Way Hospital nie ścigałam się, nie ćpałam, byłam przykładną uczennicą i córką, a mimo to codziennie spotykałam się z pogardliwymi spojrzeniami całego Chicago. W pierwszy dzień wakacji razem z Sydney pojechałyśmy po Monic. Widziałeś ją - to ta brunetka ze zdjęcia - kiwnąłem głową na potwierdzenie, że pamiętam i nadal ją słucham - Gdy przechodziła przez ulicę, aby wsiąść do naszego samochodu, została potrącona - śmiertelnie. W szpitalu jej ojciec powiedział jej mamie, że skoro Monic nie ma, nic ich już nie łączy i chcę zacząć nowe życie, z nową kobietą u boku, którą jak się okazało była moja matka. Chciałam wyjaśnień, których żadne z nich nie miało zamiaru mi dać. Jak jakaś para popierdolonych kochanków, rodem z jakiegoś taniego melodramatu uciekli ze szpitala ku nowemu życiu. Wybiegłam za nimi i wtedy zobaczyłam jak ciężarówka masakruje samochód mojego taty, który za chwilę stanął w płomieniach. Przez wakacje mieszkałam u Sydney, a później przyjechałam tutaj. Miesiąc temu Jimmy nie przetrwał odwyku i zmarł. Wczoraj Trevor i Cole znów się pojawili i póki co nie mają w zamiarze znikać, niestety. Teraz wiesz wszystko. - wstała z mojego łóżka i zaczęła kierować się do wyjścia, na szczęście w porę oprzytomniałem
- Skoro twoja mama nie jest w Europie, to gdzie jest? - zapytałem
- Nie wiem. Podobno sprzedała dom, więc musi być gdzieś w pobliżu.
- Co takiego zrobił Trevor, że za każdym razem pozwalasz mu wracać, chociaż i tak wiesz, że odejdzie? - spytałem ze szczyptą kpiny i złości w głosie, ale nie było to zamierzone.
- To proste. Poświęcił mi tyle czasu, że poczułam się ważna. Masz jeszcze jakieś pytania?
- Póki co nie. - po tych słowach opuściła mój pokój, a ja zrezygnowany z kolejnym natłokiem myśli opadłem na łóżko, aż nie usłyszałem cichego pukania, a następnie mojego taty stojącego w progu
- Może nie powinienem podsłuchiwać, ale...
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - przerwałem mu
- Bo sam nie wiedziałem o wszystkim. Jason mówił, że Axl miała jakiś wypadek, a później wpadła w jakieś szemrane towarzystwo. To wszystko, gdybym wiedział...
- Nie pozwoliłbyś mi się z nią zadawać. - dokończyłem za niego
- Nie! To że narobiła parę głupot nie skreśla jej, zwłaszcza dlatego, że nie lekko się na tym przejechała. Powiedziała ci to, ponieważ uważa, że nie ma nic do stracenia. Więc zamiast tutaj siedzieć i wmawiać sobie jak bardzo jesteś na nią zły i nie masz zamiaru więcej się nią przejmować to idź do niej i pokaż, że się myli. Że może stracić jeszcze wiele i żeby o tym pamiętała. - skończył i kierował się ku wyjściu, a ja z powrotem opadłem na miękki mebel - Rusz dupę, synu i idź!

~~~~*~~~~

'' Po roku terapii, mój
psychiatra powiedział do mnie:
'Może życie nie jest dla każdego.'.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Z okazji tego, że za godzinę rozpoczyna się dzień moich urodzin postanowiłam podzielić się z wami nowym rozdziałem.
Jak wam się podoba? Liczę na komentarze, ale to już wiecie.
Bardzo chciałabym podziękować osobom, które zostawiają po sobie ślad regularnie oraz za to, że dzięki Wam na blogu wybiło 3000 wyświetleń! Dziękuję!
Do zobaczenia :-]

2 komentarze:

  1. Cudo czekam na next :) Kochamm to opowiadanie i czekam na dalszą akcje❤jejuuuupisz bo nie mogęsie doczekać��

    OdpowiedzUsuń