Łączna liczba wyświetleń

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 19

 
Pierwszy dzień szkoły po świątecznej przerwie był okropnym dniem. A oto powody dlaczego śmiem tak sądzić. Od wczorajszej ''rozmowy'' z Ashton'em chłopak unika mnie jak tylko może, zaczynając od nie przyjścia dzisiaj do szkoły i nie odbierania moich telefonów. Gdy miałam okienko nawet pofatygowałam się do jego domu, ale Sophia dość jasno dała mi do zrozumienia, że jej syn nie pojawił się dzisiaj na lekcjach, aby uniknąć konfrontacji ze mną, chociaż później zapewniała, że nie chodzi o to, a o uderzenie nowego nauczyciela przed świętami. Mi przez cały dzień udawało się skutecznie spławiać Mr. White'a.
Po drugie Irwin musiał poinformować resztę chłopaków o naszym wczorajszym spotkaniu z moimi ''starymi znajomymi'', ponieważ gdy tylko zobaczyli mnie na korytarzu od razu odwracali się na pięcie. Dlatego za radą Sydney i Miller'ów postanowiłam wyjawić wszystko rudowłosej. Spodziewałam się, że jej reakcja może być przybliżona do reakcji mojego dziadka, ale ona zamiast milczeć powiedziała wprost, bez żadnych ogródek - co jest dziwne jak na nią - że nie zamierza zadawać się z ''takimi'' osobami. Nie powiem, że to mnie nie ruszyło, ale nie tak bardzo jak powinno - w końcu przez te pięć miesięcy trochę się z nią zżyłam. Ale mam na to dobre wytłumaczenie. Gdy przez dwa lata jesteś obrzucana pogardliwymi spojrzeniami i wyzwiskami mówionymi pod nosem przez każdą osobę z osobna w całym Chicago można się uodpornić na kolejne. Najgorsze, że jutro zapewne będzie wiedziało o tym też całe Lamar. Więc jak sądzę mogę wykreślić kolejną osobę z mojej - i tak już krótkiej - listy znajomych.
Na szczęście te siedem godzin w budynku przeznaczonym do edukowania młodych ludzi już minęło. Nie mając pojęcia co ze sobą zrobić, postanowiłam udać się do osoby, którą darzę największym zaufaniem w całym miasteczku i dla której coś znaczę mimo moich wszystkich błędów, a mianowicie mojego dziadka.
Po przekroczeniu progu warsztatu moim oczom ukazał się najgorszy widok, jaki mogłam zobaczyć tego dnia - czerwony mustang rok 1967, a to oznaczało tylko jedno Trevor tu jest i nie odpuści... znowu. Gdy podeszłam bliżej pojazdu zobaczyłam GO wraz z Ezrą i dziadkiem. Nie zamierzam się kontrolować, chcę żeby zniknął jak ma w zwyczaju robić.
- Zabieraj samochód i wypieprzaj.- wysyczałam przez zaciśnięte zęby
- Axl! To klient. - upomniał mnie staruszek
- Nie obchodzi mnie to. Trevor - wyjazd. - zwróciłam się do bruneta. Dopiero teraz mogłam mu się przyjrzeć przez te parę dobrych miesięcy jego ciemne włosy zrobiły się dłuższe przez co opadały mu na czoło. Jego teraz bardziej umięśnione ramiona jak zawsze przyozdabiała skórzana kurtka, a na jego długich, chudych nogach widniały czarne rurki i ciężkie buty - po staremu.
- Przyjechałem tylko naprawić wóz i przy okazji z tobą porozmawiać. - oznajmił
- Jestem pewna, że sam możesz to zrobić.
- Jestem pewien, że możesz mi w tym pomóc. Zadzwoni się jeszcze po chłopaków. Jak za dawnych czasów, pamiętasz? - Nie! Nie zaczynaj!
- Może lepiej ich zostawmy Mark. - odezwał się Ezra
- Nie ma takiej potrzeby. Trevor właśnie wyjeżdża i już nie wróci, prawda? - spytałam retorycznie
- To jest Trevor?! - zapytał dziadek. O nie!
- Tak, ale już go więcej nie zobaczysz. - zapewniłam go - Ja też.
- Nie możesz mnie tak zbywać. Porozmawiajmy.
- Niestety, ale nie ma takiej możliwości. Zabierz swój samochód i wyjedź. - wtrącił się siwowłosy
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! - warknął Trevor, znów włączył się jego agresor - wspomnienia wracają.
- Nie jesteś u ciebie, kolego. - upomniał go Ezra, a brunet zaczął kierować się w jego stronę z wiadomymi zamiarami. Chwilę przed zbliżającą się katastrofą stanęłam między nim, a starszym Irwinem.
- Nie zaczynaj. - poprosiłam cicho
- Axl, chcę tylko porozmawiać. - uspokoił się
- Miałeś wiele okazji i je zaprzepaściłeś... Jak zawsze.
- Wiem, kurwa wiem! Przepraszam.
- Oboje wiemy, że to nic nie znaczy i niczego nie naprawi.
- Może naprawić, tak jak zawsze.
- Nie! - nie chcę tego znowu słuchać, niech on po prostu wyjeździe
- Dlaczego? - spytał z tą swoją niewinną miną
- Bo to skończy się jak zawsze. Wyjedziesz, gdy będzie źle.
- Nie prawda.
- Prawda! Zawsze to robisz. Jesteś, gdy jest dobrze. Ostatnio było naprawdę źle, gdzie wtedy byłeś? - cisza - Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdy mnie zostawiasz zabierasz Cole'a, którego też jest, był moim przyjacielem. Więc nie próbuj mi wmawiać, ze tym razem będzie inaczej, bo ZAWSZE kończy się tak samo. Zostawiasz mnie! Wszyscy mnie zostawiacie! - z każdym słowem moje serce biło mocniej
- Axl...
- Nie przerywaj mi! Za miesiąc są zawody w Hiszpanii. I co? Nie pojedziesz? Nie weźmiesz Cole'a? Zostaniesz ze mną? - pytałam z kpiną - Oboje znamy odpowiedź.
- Axl, ja...
- Nie! Wbiłeś mi już nie jeden nóż w plecy i nie ma tam miejsca na następne, Trevor. Po prostu wyjedź. Jak zawsze. - zaczęłam kierować się do wyjścia
- Oboje wiemy, że wrócę. - na jego słowa zatrzymałam się i odwróciłam w jego stonę
- Lepiej nie wracaj. - wyszłam
Trevor i Cole już tu są, moja matka niedługo zapewne też będzie, chłopaki mnie unikają, Alice o wszystkim wie i nie chcę mnie znać, dziadek wie, niech Irwin też się dowie. Co mam do stracenia? Za rok kończę szkołę i już tu nie wracam. Mój aktualny kierunek - dom Ashton'a.

~~~~*~~~~
ASHTON

Nie mogę ukrywać się przed Mann w nieskończoność co oznacza, że muszę iść jutro do szkoły. Ale przed tym wbiję na jakąś imprezę i zaliczę kilka lasek. Tak właśnie, taki mam plan na dzisiejszy wieczór i noc, ewentualnie wczesny poranek.
Wziąłem szybki prysznic, założyłem przetarte jeansy, koszulkę z The Rolling Stones, a włosy przewiązałem bandaną - norma. Wychodząc z łazienki na moim łóżku zastałem niespodziankę - Axl Mann we własnej osobie.
- Co tu robisz? - zapytałem oschle - Prosiłem mamę, żeby cię nie wpuszczała.
- Wiem, dlatego weszłam oknem. - powiedziała obojętnie
- Zdajesz sobie sprawę, że to włamanie?
- Nie pierwsze i nie ostatnie.
- Nie mam zamiaru zagłębiać się w twoją odpowiedź, bo nic to nie da. Więc jakbyś mogła to idź już.
- Właściwie to przyszłam, żeby ci wszystko powiedzieć. - posłałem jej pytające spojrzenie - ''Otworzyć się'' jak to ty ująłeś. I tak się o wszystkim dowiesz, jak nie od Alice to od moich starych znajomych lub mojej matki. Równie dobrze ja mogę ci o tym powiedzieć, nie mam już nic do stracenia, więc czemu nie?
- Masz 5 minut. - burknąłem
- Wystarczy. Ale najpierw zapomnij o wszystkim o czym do tej pory o mnie wiedziałeś, bo większość z tego to kłamstwa, a z pytaniami wstrzymaj się do końca.
- Czas ci mija. - brunetka usiadła po turecku i skinieniem ręki poprosiła mnie o to samo. Usiadłem na fotelu nie daleko łóżka i czekałem, aż zacznie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, wyglądała jakby już jej na niczym nie zależało - była zrezygnowana.
- W wieku 15 lat pojechałam na mój pierwszy Silver Mob i tam poznałam Cole'a - tego blondyna, którego wczoraj spotkaliśmy. Dowiedziałam się, że bierze udział w wyścigach samochodowych, więc parę tygodni później poszłam na jeden. Tam spotkałam Trevora - bruneta. Zaprzyjaźniłam się z nimi i odwiedzałam ich częściej, aż sama zaczęłam brać w nich udział. Byłam w tym dobra, naprawdę dobra. - przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu, ale znikł tak szybko jak się pojawił - Jakoś tak wyszło, że zaczęłam spotykać się z Trevorem, chociaż to było bardziej podobne do seks-przyjaciół niż normalnego związku, dlatego skończyło się po trzech, czterech miesiącach. Za bardzo się szanowaliśmy, żeby trwać w takiej relacji. Na początku Sydney, Monic, Logan i Dylan nie pochwalali moich nowych znajomości, ale z biegiem czasu to zaakceptowali. Ścigałam się z chłopakami ponad rok, wiedziało o tym całe Chicago, matkę to nie obchodziło, a tata nic sobie z tego nie robił lub nawet nie wiedział - teraz sama nie wiem. Wyścigi były moją małą ucieczką od rzeczywistości, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy, prawda? Z matką nigdy się nie dogadywałam i z roku na rok co raz bardziej się sprzeczałyśmy. Parę tygodni po moich 16 urodzinach pokłóciłyśmy się o jakąś drobnostkę, która skończyła się wielką awanturą, w której ostatnie słowa jak zwykle należały do mojej matki. Do dziś pamiętam jej ton głosu kiedy mówiła zdanie, które od zawsze przyprawiało mnie o mdłości i odbierało chęć do życia, a mianowicie: '' Nigdy ode mnie nie odejdziesz, beze mnie jesteś nikim''. Od zawsze mnie ciekawiło jak mój tata wytrzymywał z taką nowobogacką suką. Nie ważne. Po kłótni jak zwykle poszłam się ścigać, tym razem pojazdami były motory. Nie był to mój pierwszy wyścig na motorach, ale pierwszy przed którym byłam tak bardzo wkurwiona, chociaż nie wiem czemu, bo kłótnie z moją matką były normą. Ale chyba dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że ma rację - nigdy się od niej nie uwolnię. Wygrałam tamten wyścig, ale nie zatrzymałam się na mecie, która była kilkadziesiąt metrów przed końcem drogi zakończonej klifem. Zamiast zahamować, przyśpieszyłam. Nie wiem czemu, nie bałam się tego jak to może się skończyć. Leciałam dość długo, a upadek był równie bolesny co słowa mojej rodzicielki skierowane do mnie. Z motoru nie było co zbierać, a ja skończyłam w dwutygodniowej śpiączce z blizną na plecach. Gdy się wybudziłam miałam sprawę w sądzie i zamiast wylądować w poprawczaku dostałam zakaz zrobienia prawa jazdy do 21 roku życia, co zapewne było zasługą mojej matki. To był pierwszy raz kiedy Trevor odszedł zabierając ze sobą Cole'a, ale wrócili po trzech miesiącach. Znów zaczęłam się ścigać, ale dużo mniej, chłopaki nie pozwalali mi nawet zbliżać się do jakichkolwiek pojazdów. Wtedy poznałam Jimmy'ego. Trevor mnie ostrzegał, ale ja jak zwykle nie chciałam nikogo słuchać. Zapowiadało się na zwykły, niewinny, nastoletni związek, ale szybko zorientowałam się jak bardzo toksyczna była ta relacja. Jimmy był dilerem i również ćpunem. Ja też zaczęłam brać, nie były to jakieś twarde narkotyki, ale jednak szybko stały się nałogiem. W kwietniu dostał nowy towar, który ja przetestowałam. To była jakaś mieszanka halucynogenów i nie wiem jakim sposobem, ale udało mi się samej wrócić do domu, w którym była wtedy tylko moja matka. Narkotyki wciąż dobrze działały, a ona zaczęła wszczynać kłótnie, gdy zdała sobie sprawę, że nie otrzyma ode mnie żadnego odzewu zaczęła mnie po prostu wyzywać. Ja natomiast usiadłam na zimnych kafelkach w kuchni, chwyciłam nóż i zrobiłam jedno, proste, głębokie cięcie na ręku. Patrzyłam jak strużki krwi wędrują po mojej kończynie i kapią na podłogę - ja się wykrwawiałam, a ona krzyczała. Gdyby nie Millerowie nie byłoby mnie tutaj. Po przewiezieniu mnie do szpitala tata zdecydował, żeby wysłać mnie na odwyk, ale najpierw ja musiałam wyrazić na to zgodę. Nie miałam nic przeciwko, wtedy mogłabym być jak najdalej od kochanej mamusi, ale ona nie mogła na to pozwolić. Co prawda poszłam na odwyk, ale nie leczyli mnie tam jak osoby uzależnionej, ale niezrównoważonej psychicznie. Nie masz pojęcia jak to jest, gdy zdrowego człowieka faszerują jakimiś lekami i na siłę próbują z niego zrobić osobę psychiczną. Ja wiem jak to jest, chociaż wolałabym nie wiedzieć. Siedziałam tam dwa miesiące, dwa, jebane miesiące wmawiana jak to bardzo jestem niebezpieczna dla siebie i otoczenia. To był drugi raz kiedy Trevor i Cole mnie zostawili, wrócili w moje 17 urodziny i zaraz znowu odeszli po tym cholernym dniu, który zniszczył wszystko do końca. Gdy wyszłam z Long Way Hospital nie ścigałam się, nie ćpałam, byłam przykładną uczennicą i córką, a mimo to codziennie spotykałam się z pogardliwymi spojrzeniami całego Chicago. W pierwszy dzień wakacji razem z Sydney pojechałyśmy po Monic. Widziałeś ją - to ta brunetka ze zdjęcia - kiwnąłem głową na potwierdzenie, że pamiętam i nadal ją słucham - Gdy przechodziła przez ulicę, aby wsiąść do naszego samochodu, została potrącona - śmiertelnie. W szpitalu jej ojciec powiedział jej mamie, że skoro Monic nie ma, nic ich już nie łączy i chcę zacząć nowe życie, z nową kobietą u boku, którą jak się okazało była moja matka. Chciałam wyjaśnień, których żadne z nich nie miało zamiaru mi dać. Jak jakaś para popierdolonych kochanków, rodem z jakiegoś taniego melodramatu uciekli ze szpitala ku nowemu życiu. Wybiegłam za nimi i wtedy zobaczyłam jak ciężarówka masakruje samochód mojego taty, który za chwilę stanął w płomieniach. Przez wakacje mieszkałam u Sydney, a później przyjechałam tutaj. Miesiąc temu Jimmy nie przetrwał odwyku i zmarł. Wczoraj Trevor i Cole znów się pojawili i póki co nie mają w zamiarze znikać, niestety. Teraz wiesz wszystko. - wstała z mojego łóżka i zaczęła kierować się do wyjścia, na szczęście w porę oprzytomniałem
- Skoro twoja mama nie jest w Europie, to gdzie jest? - zapytałem
- Nie wiem. Podobno sprzedała dom, więc musi być gdzieś w pobliżu.
- Co takiego zrobił Trevor, że za każdym razem pozwalasz mu wracać, chociaż i tak wiesz, że odejdzie? - spytałem ze szczyptą kpiny i złości w głosie, ale nie było to zamierzone.
- To proste. Poświęcił mi tyle czasu, że poczułam się ważna. Masz jeszcze jakieś pytania?
- Póki co nie. - po tych słowach opuściła mój pokój, a ja zrezygnowany z kolejnym natłokiem myśli opadłem na łóżko, aż nie usłyszałem cichego pukania, a następnie mojego taty stojącego w progu
- Może nie powinienem podsłuchiwać, ale...
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - przerwałem mu
- Bo sam nie wiedziałem o wszystkim. Jason mówił, że Axl miała jakiś wypadek, a później wpadła w jakieś szemrane towarzystwo. To wszystko, gdybym wiedział...
- Nie pozwoliłbyś mi się z nią zadawać. - dokończyłem za niego
- Nie! To że narobiła parę głupot nie skreśla jej, zwłaszcza dlatego, że nie lekko się na tym przejechała. Powiedziała ci to, ponieważ uważa, że nie ma nic do stracenia. Więc zamiast tutaj siedzieć i wmawiać sobie jak bardzo jesteś na nią zły i nie masz zamiaru więcej się nią przejmować to idź do niej i pokaż, że się myli. Że może stracić jeszcze wiele i żeby o tym pamiętała. - skończył i kierował się ku wyjściu, a ja z powrotem opadłem na miękki mebel - Rusz dupę, synu i idź!

~~~~*~~~~

'' Po roku terapii, mój
psychiatra powiedział do mnie:
'Może życie nie jest dla każdego.'.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Z okazji tego, że za godzinę rozpoczyna się dzień moich urodzin postanowiłam podzielić się z wami nowym rozdziałem.
Jak wam się podoba? Liczę na komentarze, ale to już wiecie.
Bardzo chciałabym podziękować osobom, które zostawiają po sobie ślad regularnie oraz za to, że dzięki Wam na blogu wybiło 3000 wyświetleń! Dziękuję!
Do zobaczenia :-]

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 18

Dziś jest ten dzień, w którym znów muszę pożegnać się z Sydney. Tak bardzo nie chcę żeby wyjeżdżała, ale co ja mogę. Następnym razem zobaczymy się dopiero w czerwcu, chyba że uda mi się wcześniej pojechać do Chicago, na co nie mam najmniejszej ochoty, ale miałabym wtedy okazję odwiedzić Monic.
Pożegnanie z Sydney nie należało do najlepszym, ponieważ Michael powiedział jej o incydencie z Gregiem. Brown nieźle się wkurzyła, ale nie dlatego, że dowiedziała się o tym po paru miesiącach, ale o to, że nie dowiedziała się o tym ode mnie. Przez dobre pół godziny słuchałam jej wyrzutów i obelg skierowanych w moją stronę, ale koniec końców skończyło się płaczem spowodowanym kolejnym rozstaniem ze mną. Mimo wszystko miałam wrażenie, że bardziej niż za mną będzie tęsknić za Cliffordem i chwilami spędzonymi z nim. Przed wyjazdem Brown'ów poprosiłam Ashley, aby porozmawiała z moim dziadkiem o rozmowie, którą przeprowadziłam z nim podczas Wigilii, ponieważ od tamtego czasu nie chciał nawet na mnie spojrzeć. Po długim i czułym pożegnaniu z jednymi z najważniejszych dla mnie osób, skierowałam się do pokoju, aby przebrać się na wyjście z Ashton'em. Założyłam czarne rurki i bluzkę, a na to dżinsową kurtkę. Zważając na to, że dochodziła 17 pod kurtkę założyłam jeszcze ciepłą, szarą bluzę. Moje loki związałam w kucyka i usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, Ashton: ''Czekam, Rose.''. Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam do wyjścia. W domu był tylko dziadek, który siedział w salonie i oglądał telewizję.
- Wychodzę, nie wrócę późno. - rzuciłam nie oczekując odpowiedzi
- Axl! - odezwał się. Odezwał się pierwszy raz od tygodnia. - Rozmawiałem z trenerem.
- Dziękuję.
- Mogłabyś dać mi listę leków, które bierzesz? Jadę jutro do sąsiedniego miasta i mogę je kupić jeśli chcesz.
- Tak. Dziękuję. Zaraz ją przyniosę. - w mgnieniu oka z powrotem znalazłam się przy dziadku wręczając mu listę leków i bez słowa wtuliłam się w niego tam mocno jak mogłam - Przepraszam.
- Wiesz, że mogłaś powiedzieć mi powiedzieć wcześniej?
- Wiem. Ale bałam się, że jak się dowiecie nie pozwolicie mi tu mieszkać i będę musiała błagać matkę, żeby wróciła i...
- Gdybym wiedział nigdy nie pozwoliłbym, żebyś z nią mieszkała. Rozumiesz?
- Tak, dziękuję.
- Nie dziękuj tylko idź już. - powiedział lekko się uśmiechając, a ja zrobiłam to co kazał
Na zewnątrz stał Irwin oparty o swojego pick up'a, który uważnie skanował mnie wzrokiem.
- Ile można na ciebie czekać? - spytał całując mnie w policzek, co nie jest u niego normalne
- Nie przesadzaj i powiedz mi gdzie jedziemy. - powiedziałam wsiadając do samochodu
- Mówiłem. Do mojej pracy.
- A gdzie dokładnie?
- Zobaczysz. - westchnęłam z frustracją
Jechaliśmy dobre kilkadziesiąt minut bez słowa, wsłuchując się w głos James'a Hetfield'a*. Patrzyłam w widok za oknem póki nie poczułam, że ręka chłopaka siedzącego obok mnie znalazłam się na moim kolanie. Bez chwili wahania zrzuciłam ją, ale szatyn ponowił swój wcześniejszy czyn i zaczął sunąć swoją dłonią co raz wyżej.
- Nie zapominasz się? - spytałam z lekką irytacją w głosie
- Z tego co pamiętam wczoraj prosiłaś, żebym cię dotykał.
- Miałeś mi pokazać jak bardzo chcesz mnie pocałować i to ty wybrałeś taki sposób, a nie inny.
- Okey. Więc pokaż jak bardzo chcesz mnie pocałować. - powiedział z seksowną chrypką
- Nie chcę cię pocałować - oznajmiłam krzyżując ręce na piersi
- Jeszcze. - stwierdził i puścił mi oczko, zabierając rękę z mojego kolana przez co poczułam nie przyjemny chłód. Chwilę potem Ash zaparkował. Gdy wysiadłam moim oczom ukazało się miejsce, o którym nigdy w życiu nie pomyślałabym jako o miejscu pracy Irwina.
- Czy to stajnia? - spytałam nie kryjąc zaskoczenia
- Jak widać.
- A gdzie twój rumak? - zażartowałam
- W spodniach. - szepnął mi do ucha lekko je przygryzając
Weszliśmy do stodoły gdzie była słychać i czuć nie wielką liczbę koni. Konie są pięknymi zwierzętami, a każdy kolejny był piękniejszy od poprzedniego. Moje obserwacje przerwał zachrypiały głos staruszka zbliżającego się do nas z olbrzymim uśmiechem na twarzy.
- Synu! Jak dobrze cię widzieć. - powiedział obejmując chłopaka
- Ciebie też. Jak się czuję Emily? - spytał szatyn
- Z dnia na dzień co raz lepiej. Co tutaj robisz? Nie pracujesz dzisiaj.
- Wiem, ale chciałem komuś pokazać gdzie spędzam większość mojego czasu. - wyciągnął do mnie rękę, abym podeszła bliżej - To jest Axl.
- Miło mi. - przedstawiłam się, a staruszek przyciągnął mnie do siebie
- Cieszę się, że mogę cię wreszcie poznać. Wiele o tobie słyszałem. - spojrzałam na Ashton'a, który speszony kopał jakiś kamyk - Zapewne chcesz pokazać jej ''swoje'' miejsce, więc nie będę was zatrzymywał.
Chłopak nie czekając złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Mijaliśmy kolejne konie, aż znaleźliśmy się przed drabiną, która prowadziła do pomieszczenia, w którym znajdowało się siano.
- Więc... - zaczęłam, gdy znaleźliśmy się na górze - Dlaczego mnie tu przywiozłeś?
Nie uzyskałam odpowiedzi, zamiast tego zostałam popchnięta na ścianę.
- Pokaż jak bardzo chcesz mnie pocałować. - szepnął
- Nie chcę. - powiedziałam drżącym głosem
- Chcesz - stwierdził i pocałował mnie w zgłębienie szyji
Rozmawialiśmy długo, bardzo długo o wszystkim. Dosłownie o wszystkim. Dowiedziałam się staruszek ma na imię Fred, a Emily, o której wspominali to jego żona, która dwa tygodnie temu złamała nogę. Gadałam z Irwin'em, jak ze starym znajomym. Bez trudu znaleźliśmy wspólny język, przez co czas zleciał nam naprawdę szybko i nim się obejrzałam było po 21. Stałam oparta o drewnianą poręcz, aż szatyn stanął na przeciw mnie, a ręce oparł po obu moich stronach, zamykając mnie w ''pułapce''. Na jego twarzy zawitał dobrze mi znany cwany uśmieszek. Przysunął się jeszcze bliżej, aż nasze ciała się stykały, a nasze twarze dzieliły milimetry, chociaż chciałam, żeby między nimi nie było żadnej przestrzeni. Złapałam jego dolną wargę między zęby zanim zdołał się odsunąć, ale po chwili ją puściłam.
- Nadal nie chcesz mnie pocałować? - droczył się ze mną, a stał tak blisko, że nasze wargi stykały się, gdy mówił
- Dlaczego sądzisz, że chciałabym? - nic nie odpowiedział, tylko zachłannie wpił się w moje usta, co nie trwało długo, ponieważ przerwał nam zachrypiały głos dochodzący z dołu
- Ashton! Zamykam!
- Kiedyś to dokończymy i nie pozwolę, aby ktokolwiek nam przerwał. - powiedział i złożył krótki pocałunek na moich ustach. - Idziemy.
Stajnia, w której pracował chłopak znajdowała się w innym miasteczku, więc podróż do Lamar trochę trwała. Dziwił i niepokoił mnie fakt, że cały czas trzymałam dłoń szatyna i podobało mi się to. Gdy przejeżdżaliśmy przez miasteczko sąsiadujące z Lamar do moich uszu dobiegł dobrze mi znany ryk silników. Chwilę później mogliśmy dojrzeć masę ludzi i szybkich samochodów, to oznaczało tylko jedno - wyścig. W mgnieniu oka naszą dalszą drogę zatorował jakiś samochód.
- Zawróć. - poleciłam, ale tył również był już zastawiony. Mój strach narastał.
- Czego oni chcą?
- Chcą, żebyś się ścigał. - powiedziałam cicho, a chłopak wysiadł z samochodu, ja zaraz za nim
- Masz jakiś problem gościu?! - warknął Irwin do młodego chłopaka, wysiadającego z jednego z blokujących nas samochodów
- Ścigasz się. - powiedział pewnie
- Nie, nie ścigam. - Irwin został popchnięty na samochód, ale zaraz odepchnął napastnika
- Ash, daj spokój. - szepnęłam do szatyna
- Colin! Co ty znowu odpierdalasz?! - krzyknął ktoś z tłumu, a ja doskonale znałam ten głos. Kurwa! Mam przejebane... - Axl?! Tak się cieszę, że cię widzę! - krzyknął Cole*, a ja od razu cofnęłam się, gdy on podszedł bliżej
- Ashton, jedziemy. - zwróciłam się do Irwina
- Proszę zaczekaj, musimy porozmawiać i...
- Nie! Nie zasługujesz na to. Ani ty, ani on - doskonale widział o kim mówię - A teraz powiedź swojemu przydupasowi, żeby nas przepuścił.
- Musi się ścigać. - oznajmił przydupas
- Ja będę się ścigać. - stwierdziłam
- Nie! - warknął Cole, ale nie przejęłam się tym i skierowałam się na tor. Blondyn z całej siły starał się mnie odciągnąć, ale na marne. Nim się obejrzał siedziałam już w samochodzie i wystartowałam. Dobrze mi znane uczucie adrenaliny ogarnęło całe moje ciało, gdy byłam wciskana w fotel przez wciąż rosnące kilometry na liczniku. Tak bardzo za tym tęskniłam. Wygram, jak zawsze.

~~~~*~~~~
ASHTON

Nie wiedziałem co się wokół mnie dziej odkąd zdałem sobie sprawę, że Rose zna jednego z tych facetów. Stałem obok niego i czekałem, aż brunetka skończy wyścig. Cholernie się bałem, że coś się jej stanie, przecież ona nie ma nawet prawa jazdy.
- Colin ma przejebane. - stwierdził jakiś gość stojący niedaleko mnie
- Trevor* go zajebie. - powiedział drugi
- Nie tylko on. - odezwał się facet, który zna Mann
- Trevor idzie! - krzyknęła jakaś dziewczyna, a chwilę później obok pojawił się wysoki brunet, który z pewnością należał do tych, z którymi się nie zadziera
- Colin znalazł w końcu jakiegoś przeciwnika? - spytał
- Znalazł Axl. - powiedział cicho blondyn, jakby nie chciał, żeby Trevor w ogóle to usłyszał
- Co kurwa?! - wrzasnął tak głośno, aż się wzdrygnąłem. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi, bo wyścig się skończył, a tłum zaczął skandować imię Axl. Skąd ci ludzie ją w ogóle znali? Dziewczyna z trudem przecisnęła się przez tłum i znalazła obok mnie. Za nią szedł wkurwiony chłopak, który wcześniej nie chciał nas przepuścić.
- Nie tak szybko dziwko! - krzyknął w stronę Mann
- Nie mów tak do niej. - warknął wysoki brunet i jednym ciosem go znokautował - Axl, zaczekaj - powiedział już spokojnie, łapiąc brunetkę za rękę
- Nie dotykaj mnie! - warknęła, a jej spojrzenie przepełnione było jadem - Jedziemy. - oznajmiła i chwilę później znajdowała się już w samochodzie.
Przez całą drogę do Lamar milczeliśmy. Rose tępo wpatrywała się w widok za oknem, a ja nie widziałem co powiedzieć. Cały czas przetwarzałem sobie co właściwie wydarzyło się kilkanaście minut wcześniej. Zatrzymałem się na swoim podjeździe i nie zdążyłem otworzyć ust, a dziewczyna wyskoczyła z auta i skierowała się do domu dziadków.
- Zaczekaj! - krzyknąłem doganiając ją - Powiesz mi o co tam chodziło? 
- Nie. - ucięła krótko
- Kim byli ci faceci?
- Nieważne. 
- Kurwa, Axl!
- Czego chcesz Ashton? - zatrzymała się 
- Nie zachowuj się tak w stosunku do mnie, nie zbywaj mnie kiedy w jakiś sposób próbuje ci pomóc.
- Nie potrzebuje pomocy.
- Sama siebie okłamujesz. Jesteś jak mała, zagubiona dziewczynka.
- O co ci chodzi? - zapytała zrezygnowana
- Pamiętasz jak miałem zdradzić ci swoją tajemnicę. Jestem pewny, że ty ze swoją mnie okłamałaś.
- Nie mam na to czasu. - powiedziała i zaczęła znów iść, ale ją zatrzymałem
- Chcę, żebyś była dziewczyną, z którą będę chodził na randki, całował kiedy tylko będę chciał, będę wolał przytulać się na starej kanapie zamiast iść na imprezę. - zacytowałem jej słowa - Chcę, żebyś była moja. To jest moja tajemnica, Rose, ale nie ma to dla ciebie żadnego znaczenia, a ja nie mam zamiaru latać za tobą i prosić o twoją uwagę, jeśli chociaż trochę się przede mną nie otworzysz. Nie później - teraz.

~~~~*~~~~

'' Nie jestem już dzielny, kochanie.
Jestem złamany.
Oni mnie złamali.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*James Hetfield - wokalista zespołu ''Metallica''
* Cole
*Trevor

Witajcie!
Bardzo przepraszam was za ten rozdział. Wydaje mi się, że jest strasznie beznadziejny.
Ale liczę na wasze opinie w komentarzach.
Bardzo proszę zostawiajcie po sobie jakikolwiek ślad i bardzo dziękuję tym, którzy to robią.
Do zobaczenia ;-]

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 17

- Nie mogę uwierzyć, że moja mama ''randkuje''. - żaliła się Syndey - Słyszysz jak dziwnie to brzmi?
- Nie przesadzaj. Nick jest spoko.
- Może i jest. Ale to nie ty widziałaś jak wymieniają się śliną w kuchni u twoich dziadków.
- Widziałam jak pieprzyłaś się z Michael'em na tyłach jego samochodu. Jak myślisz kto miał gorsze widoki?
- Nie masz pojęcia co on umie zrobić z...
- Nie chcę wiedzieć. - przerwałam jej i nacisnęłam dzwonek do drzwi Hemmings'a
Jest sylwester, a właściwie za 30 minut już Nowy Rok. Z tej okazji Luke postanowił zrobić dość huczną imprezę. Stojąc przed domem bez trudu można było usłyszeć muzykę oraz poczuć alkohol zmieszany z dymem papierosowym. Drzwi w końcu się otworzyły, a w nich stanął tym razem niebieskowłosy Clifford, który od razu rzucił się na blondynkę stojącą obok i przy okazji popychając mnie na ścianę.
- Pociągająco wyglądasz w tym nowym kolorze. - zaszczebiotała Brown
- Wiem jak możemy to wykorzystać. - odpowiedział chłopak i wiedziałam, że nadszedł czas, aby się od nich oddalić.
- Witaj piękna. - szepnął mi do ucha nikt inny jak Luke
- Witaj przystojniaku.
- To dla ciebie. - powiedział podając mi plastikowy kubeczek po brzegi wypełniony piwem - Zostałbym z tobą dłużej, ale tamta laska w niezbyt dyskretny sposób pokazuję jaką ma na mnie ochotę, więc nie obrazisz się jak z tego skorzystam, prawda?
- Droga wolna, ale pamiętaj o gumkach.
- Nie martw się. Dobrej zabawy! - rzucił na pożegnanie i zniknął za rogiem wraz z nową zdobyczą
Siedziałam na sofie co chwilę popijając nowe procenty. Po obejrzeniu pokazu fajerwerek, wysłuchaniu noworocznych życzeń od nastolatków ledwo trzymających się na nogach i wypiciu kilku kubków piwa skierowałam się na piętro, które na szczęście było opustoszałe. Otworzyłam pierwsze drzwi, które rzuciły mi się w oczy i weszłam do ciemnego pomieszczenia. Zapaliłam światło, a moim oczom ukazał się jak sądzę pokój Luke'a, który niczym nie różnił się od pokoju zwykłego siedemnastolatka. W rogu stała gitara akustyczna do której od razu się pokierowałam i delikatnie przesunęłam palcami po strunach otrzymując cichy, kojący moje uszy dźwięk.
- Nie zgubiłaś się? - dobiegł mnie znajomy głos. Gdy się odwróciłam napotkałam wzrok Ashton'a kusząco opierającego się o framugę.
- A ty? - spytałam zakładając ręce na piersi
- To dom mojego przyjaciela, więc mogę być gdzie chcę. - oznajmił podchodząc bliżej i zamykając za sobą drzwi - Zagraj mi coś. - powiedział wskazując na gitarę
Bez żadnego sprzeciwu wzięłam instrument do ręki i usiadłam na skraju łóżka zaczynając grać dobrze mi znaną melodię. Poczułam jak łóżko się ugina, co oznaczało, że chłopak siedzi tuż za mną, ale nie zwracałam na to uwagi i kontynuowałam, dopóki nie poczułam jak jego wargi spotykają się z moją szyją.
- Przestań. - szepnęłam
- Chcesz tego. - stwierdził nie przerywając czynności
- Raczej ty tego chcesz. - powiedziałam odwracając głowę i patrząc w jego orzechowe oczy
- Tak myślisz?
- Ja to wiem. - oznajmiłam przybliżając swoją twarz do jego - Chcesz mnie pocałować.
- Nie. - powiedział przysuwając się bliżej
- Nie? - podpuszczałam go, a on położył rękę na moim policzku w zamiarze pocałowania mnie, ale w ostatniej chwili odwróciłam głowę, przez co jego usta spotkały się moim policzkiem.
Teraz się zabawimy. Wstałam odchodząc kilka kroków od łóżka, na którym siedział Irwin z zdezorientowanym spojrzeniem. Zaczęłam guzik po guziku odpinać moją flanelową koszulę pod którą nie miałam nic poza czarnym, koronkowym stanikiem. Nawet z takiej odległości widziałam jak chłopakowi ciemnieją oczy, oznaczając jak bardzo podniecony jest w tej chwili.
- Pokaż jak bardzo chcesz mnie pocałować. - powiedziałam najseksowniej jak potrafiłam podchodząc do szatyna
- Żartujesz? - spytał nie dowierzając
- Nie tym razem. - oparłam się rękami o jego kolana i przejechałam językiem po jego uchu. Wyprostowałam się stając między jego nogami. Doskonale czułam jak jego przyśpieszony oddech odbija się od mojego nagiego brzucha. Po chwili zastanowienia wciąż niepewnie zaczął kreślić językiem kółka wokół mojego pępka patrząc na mnie z dołu. By dać mu do zrozumienia, że mówiłam poważnie wplotłam palce w jego włosy. Po tym geście ułożył swoje dłonie na tyle moich nóg i powoli sunął w górę, aby zacisnąć je na moich pośladkach. Przysunęłam się bliżej, aż nagle wstał przez co musiałam się cofnąć. Tym razem to ja byłam tą zdezorientowaną. Przez chwilę patrzył na mnie wzrokiem przepełnionym pożądaniem, a następnie ściągnął przez głowę swoją koszulkę i podniósł mnie rzucając na łóżko. Całował, lizał i przygryzał całą moją szyję, dekolt, brzuch, ugniatał moje piersi i rozkoszował się każdym pojedyńczym jęknięciem wychodzącym z moich ust. Przewróciłam go na plecy i ułożyłam nogi po jego bokach. Całowałam i masowałam jego tors z niezwykłą czułością oraz ocierałam się o jego kroczę. Palcem przejechałam po jego podbrzuchu i zahaczyłam o pasek od spodni.
- Ash... - szepnęłam w jego szyję przez co bardzo, ale to bardzo dobrze mogłam poczuć jego zadowolenie. Nie chcąc go dłużej męczyć nachyliłam się, a nasze usta dzieliły dosłownie milimetry i wtedy otworzyły się drzwi, a w nich stanął jakiś chłopak ledwo trzymający się na nogach.
- Wypierdalaj! - warknął Ashton mocno zirytowany zaistniałą sytuacją co wywołało u mnie rozbawienie. Zauważył to i ukazał mi rząd swoich białych zębów. Nie patrząc czy chłopak już wyszedł przewrócił mnie z powrotem na plecy. Leżał między moimi nogami, napierał na mnie całym ciałem, a nasze ręce splótł razem. Owinęłam nogi wokół jego bioder i wpiłam się jego spragnione wargi. Nasze języki bez trudu się odnalazły. Ashton przygryzł moją dolną wargę lekko za nią ciągnąc.
- Uważaj bo zrobisz mi kolejną bliznę. - powiedziałam przerywając pocałunek
- Przynajmniej mam pewność, że mnie nie zapomnisz. - odpowiedział i znów przyparł do moich warg zachłannie je całując. Nie trwało to długo, bo usłyszeliśmy jak ktoś bezskutecznie ciągnie za klamkę.
- Zajebie go. - warknął prosto w moje usta
- Byle szybko.
W drzwiach stanął zalany Hemmings z uśmieszkiem błąkającym się na jego twarzy.
- Porno live w moim pokoju? Lubię to. - wybełkotał
Razem z Irwinem zeszliśmy z łóżka i położyliśmy na nie leżącego już na podłodze blondyna po czym wyszliśmy z pokoju. Dopiero teraz miałam okazję zapiąć moją koszulę, ale moje poczynania przerwał brunet.
- Daj mi jeszcze trochę popodziwiać. - zażartował, a ja wzięłam jego dłonie w swoje i położyłam na moich piersiach - Ile dzisiaj wypiłaś?
Pomógł mi zapiąć do końca koszulę i przycisną mnie do ściany atakując moją szyję.
- Zarezerwuj dla mnie jutrzejsze popołudnie.
- Mówiłam ci, że...
- To nie będzie randka. - przerywa mi - Chcę ci tylko coś pokazać.
- OK.
Wróciłam do domu i od razu rzuciłam się na łóżko po raz pierwszy nie myśląc o niczym.

~~~~*~~~~

''I'M  fine, Don'y
worrY
everythING is
okay.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Wiem, że rozdział jest krótki, ale to taka rekompensata za to, że musieliście tak długo czekać na 16 rozdział i że w następny weekend nie pojawi się nowy.
Jak zawsze liczę na wasze opinie w komentarzach
Do zobaczenia ;-]

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 16


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Od ''wybuchu'' Ashtona nie miałam z nim żadnego kontaktu. Z jednej strony to dobrze, nie miał okazji by znów mieszać mi w głowie, ale nie zmienia to faktu, że tkwi w niej cały czas. Przez te 2 dni siedziałam sama w pokoju, ponieważ żadna z moich przyjaciółek nie raczyła nawet ze mną porozmawiać. Alice całe dnie spędzała ze sowim najlepszym, najcudowniejszym i  najsłodszym chłopakiem na świecie, a Sydney co chwile wychodziła spotkać się z Michaelem i każdy doskonale wiedział na czym polegały te spotkania. Nie przeszkadza mi jaka ''relacja'' łączy moją przyjaciółkę z jakimkolwiek chłopakiem dopóki nie używają mojego łóżka. 
Dzisiaj Wigilia. W Lamar tradycją jest wielkie wigilijne przyjęcie w jakiejś hali, więc najwyższy czas, żeby podnieść się z łóżka. Sydney już od 30 minut blokuje mi łazienkę. Co ona tam robi? Nawet gdyby wyszła w worku na ziemniaki Clifford i tak by się na nią rzucił. Gdy nałożyłam na siebie starą bluzę, drzwi łazienki się otworzyły, ale nie takiego widoku się spodziewałam. W moim pokoju nie stała moja stara Sydney - zawsze uśmiechnięta, z perfekcyjnym makijażem i fryzurą, zamiast niej była Sydney, którą widziałam kilka razy w życiu i nienawidziłam tego widoku. Miała cała zapłakaną, opuchniętą twarz i czerwone od łez oczy. 
- Axl... - zaczęła drżącym głosem, a ja podeszłam bliżej - Zapominam... - kontynuowała, a ja już wiedziałam o co jej chodzi. Przytuliłam ją najmocniej jak umiałam, bojąc się, że zaraz się rozpadnie - Nie mogę przypomnieć sobie jej twarzy, jej śmiechu. Tak bardzo za nią tęsknie.
- Wiem, Sydney. Ja też.
- Jak ty możesz sobie radzić po tej przeprowadzce, przecież nikogo tutaj nie znasz. Gdyby nie było Dylana i Logana już dawno bym sobie coś zrobiła.
- Hej, nawet tak nie mów. - powiedziałam ocierając jej policzki
- Potrzebuję cię w Chicago. Potrzebuję Monic.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Gdy kogoś tracimy, ten ktoś nas nigdy nie opuszcza. Trafia do szczególnego miejsca w naszym sercu. W tym właśnie miejscu jest właśnie Monic. Rozumiesz?
- Ale ja chcę ją tutaj. - załkała
- Wiem, ja też. Ale proszę nie płacz już.
- Jak ty to robisz? - spytała patrząc mi prosto w oczy
- Co?
- Nie płaczesz.
- To jedyne czego nauczyła mnie matka. - odpowiedziałam obojętnie
- Wróciła.
- Co?
- Twoja mama. Wróciła. Sprzedała dom.
- Nie przyjedzie tu dopóki nie skończą się jej pieniądze.
- A gdy się skończą i do ciebie przyjedzie. Tak po prostu oddasz jej prawa do warsztatu twojego taty?
- Jeśli tego nie zrobię, ona zrobi wszystko, żeby zniszczyć to co udało mi się zbudować. Powie im wszystko.
- Więc ty zrób to przed nią.
- Zrobię. 

~~~~*~~~~

- Dziewczynki! Musimy już wychodzić! - zawołała nas babcia. Sydney po raz dziesiąty poprawiła włosy mimo, że już wyglądała jak księżniczka w nowej, pudrowej, idealnie dopasowanej do jej figury sukience. Wyglądałam przy niej jak brzydki kopciuszek w szarych spodniach i czarnej, lekko prześwitującej koszuli.
Skierowałyśmy się do samochodu dziadka i ruszyłyśmy w stronę hali, w której ma się odbyć wigilijne przyjęcie.
To jest ta sama hala, w której odbyła się pierwsza randka Alice i Caluma. Teraz nie ma tu lodowiska i rzędu trybun, ale jedna, olbrzymia choinka stojąca na środku i kilkanaście ogromnych, okrągłych stołów przy, których jak zakładam siedziało po kilka rodzin. Razem z Syndey i Ashley podążyłam za dziadkami do jednego ze stołów, przy którym siedziała już cała rodzina Irwinów z Nickiem, który zbyt długo przypatrywał się starszej Brown oraz Alice wraz z mamą, babcią i jak przypuszczam bratem. To dziwnie, że przyjaźnie się z nią już parę miesięcy, a tylko raz spotkałam Toby'ego. Gdy wszyscy poznali blondynkę i jej mamę zasiadliśmy do stołu. Wszyscy zawięcie ze sobą o czymś dyskutowali nawet mała Lauren odnalazła się w temacie, ale nie ja. Jak zwykle z resztą. Ashton skutecznie unikał mojego wzroku, którego ciężko było mi od niego oderwać. Wyglądał dzisiaj lepiej niż zwykle, trzeba przyznać, że w garniturze mu do twarzy, a czarny kapelusz widniejący na jego głowie tylko dodawał mu uroku. Gdy przestałam wpatrywać się w chłopaka, który od paru dni mnie ignorował zwróciłam się do chłopaka, który siedział po mojej prawej i próbował nawiązać jakikolwiek kontakt widząc jak bardzo męczę się na tym przecudownym spotkaniu.
- Alice wspominała, że chcesz studiować na Florydzie. - zaczął skupiając całą swoją uwagę na mojej twarzy
- Tak, mam to w planach.
- Wybrałaś już jakąś uczelnie?
- Florida State University wygląda zachęcająco.
- Popieram. - powiedział, a ja posłałam mu spojrzenie, które wyrażało, że nie mam pojęcia o czym mówi - Studiuję na FSU. Alice ci nie mówiła?
- Możliwe, że coś wspominała, ale prawdopodobnie wcześniej mówiła o Calumie i się ''wyłączyłam''.
- Znam to. Gdy będziesz zaczynać studia ja będę na ostatnim roku, więc z wielką chęcią oprowadzę cię po uniwersytecie.
- Na pewno skorzystam. Dziękuję. - odpowiedziałam posyłając mu uśmiech, a w odpowiedzi dostałam jeszcze większy
- Nie ma za co. Moje ramiona zawsze stoją dla ciebie otworem. - zażartował, po czym usłyszeliśmy wymowne chrząknięcie po drugiej stronie stołu - Spokojnie Irwin. To nie było zaproszenie do łóżka. - dodał ściszonym głosem, w skutek czego pięści Ashtona zacisnęły się jeszcze bardziej, jakby to w ogóle było jeszcze możliwe
- Zbierz chłopaków. Zaraz występujecie. - zwrócił się do syna Ezra, po czym chłopak wstał ze stołu w poszukiwaniu znajomych
- Mam bardzo utalentowanego chrześniaka - stwierdził Nick, głównie kierując to do Ashley. Od przyjścia tutaj nie robił nic innego jak próbowanie jej poderwania. Niezły z niego kasanowa.
- A ja córkę. - dopowiedziała Brown
- Śpiewasz? - zwróciła się Sophia do Sydney
- Kiedyś w każde święta razem z Axl dawałyśmy mini koncert. - powiedziała ze smutkiem w głosie i doskonale wiedziałam czym on był spowodowany
- Powinnyście wystąpić po chłopakach. - wtrąciła się Alice
- To nie jest głupi pomysł. W końcu to nasza tradycja. - stwierdziła blondynka
- Tak, ale nie ma Monic - zauważyłam odczuwając tak dobrze mi znane ukłucie w sercu
- A właśnie, że jest. - powiedziała nawiązując do naszej porannej rozmowy
Chłopaki skończyli występ, my weszłyśmy na scenę. Sydney zaśpiewała, ja zagrałam na pianinie i to wszystko. Nic nadzwyczajnego. Brakowało Monic, brakowało taty. Znowu. Wróciłyśmy do stołu słuchając pochwał na temat naszego występu. Nigdy tego nie lubiłam, to zawsze wprawiało mnie w zakłopotanie.
- Możemy już otworzyć prezenty? - spytała Lauren
I właśnie to nastąpiło. Wszystkim podobały się podarunki, a chwilę po tym Sydney z Alice zniknęły ze swoimi partnerami. Było dobrze, aż przyszedł czas na mój prezent... Kurs na prawo jazdy.
- Będziesz mogła jeździć sama do Chicago kiedy będziesz miała ochotę. - oznajmił dziadek, a ja spanikowanym wzrokiem spojrzałam na Ashley, która powiedziała bezgłośnie ''Spokojnie''.
- Dziękuję. - powiedziałam drżącym głosem
- Wszystko w porządku? - spytał Toby kładąc dłoń na moim ramieniu co spotkało się z piorunującym wzrokiem Ashtona, ale tym razem to zignorowałam i zwróciłam się do dziadka
- Możemy porozmawiać?
- Oczywiście. - odparł niepewnie wstając od stołu, zrobiłam to samo podchodząc do Ashley
- Proszę. Chodź ze mną.
- Powinnaś sama z nim porozmawiać. - stwierdziła patrząc na mnie współczującym wzrokiem
- Potrzebuję cię teraz. Muszę mu powiedzieć... wszystko. Proszę.

~~~~*~~~~
Ashton
Odkąd pan Mann i Axl wrócili do stołu atmosfera nie była miedzy nimi za ciekawa. Staruszek podobnie jak ja unikał wzroku dziewczyny, która z całych sił powstrzymywała łzy. Jak to możliwe, że nikt tego nie zauważył?
- Źle się czuję, wrócę do domu. - odezwała się ledwosłyszalnie
- Odwieźć cię? - spytał Toby powoli wstając od stołu
- Ja ją odwiozę. - zerwałem się z krzesła i podszedłem w stronę Mann, która bez słowa ruszyła w stronę wyjścia.
Do samego domu brunetki jechaliśmy w ciszy. Ona najwidoczniej nie chciała rozmawiać, a ja nie wiedziałem co powiedzieć. Zatrzymałem się na podjeździe i nie chciałem żeby wysiadała.
- Stało się coś? - spytałem
- Nie. - odpowiedziała najciszej jak potrafiła i wysiadała
- Zaczekaj! - wysiadłem za nią, a ona odwróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie swoimi smutnymi jak nigdy oczami - Mam coś dla ciebie. - powiedziałem i podałem starannie zapakowany prezent. Razem z Hemmingsem z dwie godziny męczyliśmy się go zapakować, żeby wyglądał jak należy. Gdy Axl go rozpakowała na jej twarzy pojawił się dobrze mi znany uśmiech.
- Płyta All Time Low? - zapytała rozbawiona - Dziękuję - kolejny raz obdarzyła mnie swoim uśmiechem
- Nie ma za co. A więc... Cześć. - podrapałem się po karku i chciałem odejść
- Zaczekaj. Też coś dla ciebie mam. - powiedziała i złapała mnie za rękę prowadząc do domu
Gdy byliśmy już w jej pokoju usiadłem na łóżku, a dziewczyna szukała czegoś po szafkach. Gdy już to znalazła usiadła obok mnie wręczając zapakowany prezent. Po rozpakowaniu go ujrzałem płytę Avenged Sevefold.
- Dziękuję.
- Liczę, że przesłuchasz wszystkich piosenek.
- Liczę na to samo. - jej prześwitująca koszula strasznie mnie rozpraszała, a nie chciałem wyjść na chama, więc znalazłem jakiś temat do rozmowy - Zdecydowałaś się na grę w drużynie?
- Tak.
- Czyli będziesz grać?
- Nie. Nie mogę przykro mi. - nie ukrywam, że byłem zawiedziony
- Dlaczego?
- Kiedyś ci powiem. - znowu to samo
- Ładnie dzisiaj grałaś. - powiedziałem wskazując na pianino stojące przy ścianie - Zagrasz mi kiedyś?
- Kiedyś.
- Może do kompletu dostanę jeszcze Cobaina. - zażartowałem
- Gdy tylko ja dostanę Gunsy. - powiedziała zbliżając swoją twarz
Chwyciłem jej policzki w dłonie i przycisnąłem swoje wargi do jej. Przez krótką chwilę oddała pocałunek, przez bardzo krótką chwilę.
- Ashton...
- Przepraszam. - powiedziałem wstając z jej łóżka i kierując się do wyjścia
- Nie możesz mnie całować i wychodzić. - zatrzymałem się - Nie możesz ciągle mieszać mi w głowie. Nie możesz mówić, że nie bawisz się w związki, a później całować mnie w taki sposób. - gestykulowała rękoma podnosząc głos, a ja tylko patrzyłem - Jak to możliwe, że raz zachowujesz się jak chuj mający jakieś seks-relacje z największymi ździrami, a później być miłym chłopakiem. Nie możesz robić mi jakiś złudnych nadzieji, a później mnie zostawiać z natłokiem myśli. Kurwa, Ashton. Nie możesz mnie całować, jeżeli nie masz zamiaru bawić się w jakieś związki.
- Może właśnie chcę spróbować? - w końcu się odezwałem
- Ale ja nie chcę. - powiedziała bez wachania
- Chcesz.
- Nie. Nie chcę. Tylko mieszasz mi w głowie.
- Nie masz pojęcia co ty robisz w mojej. Nazywasz mnie chujem, a ja chcę cię pocałować. To nie jest normalne?! - podniosłem głos
- Widzisz?! Żadnemu z nas nie wyjdzie to na dobre.
- Zamknij się.
Podszedłem do niej i zaatakowałem jej słodkie wargi, ku mojemu zdziwieniu oddała pocałunek.
- Twoje usta są uzależniające. - powiedziałem na jednym tchu
Nic nie odpowiedziała, tylko chwyciła mnie za krawat i przyciągnęła bliżej znów złączając nasze usta. Chwyciłem ją w talii, a ona zarzuciła mi ręce na szyję. Całowaliśmy się zachłannie, a nasze języki tańczyły jeden, wspólny taniec. Składała mokre pocałunki na mojej linni szczęki kierując się na szyję. Popchnąłem ją lekko na łóżko, przez co oboje na nie opadliśmy. Całowałem i lizałem jej szyję i dekolt wsłuchując się w jej przyśpieszony oddech. Obróciła mnie na plecy i usiadła na mnie okrakiem. Delikatnie muskała moje usta i namiętnie całowała moją szyję. Ten kontrast był podniecający. Bardzo podniecający. Ten perfekcyjny moment przerwał dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Brunetka szybko ode mnie odskoczyła poprawiając swoją wymiętą koszulę.
- Dziadkowie wrócili. Powinieneś już iść. - powiedziała prowadząc mnie do drzwi do ogrodu.
- Do jutra. - pożegnałem się całując jej policzek
- Ash. - odwróciłem się w jej stronę - Nie zmienię zdania.
- Do jutra, Rose. - 
Tak łatwo nie zrezygnuję. Nie z niej.

~~~~*~~~~

''Jak długo mogę uciekać
od normalnych dni?
Chcę biec dziko
z moją wyobraźnią!''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie! 
Bardzo przepraszam, że tak dawno nie było rozdziału i z góry przepraszam, ale rozdział nie pojawi się też w następnym tygodniu.
Liczę na wasze opinie w komentarzach i dziękuję każdemu z osobna za pozostawiony po sobie ślad. To naprawdę motywuję.
Zapraszam na aska i twittera.
Do zobaczenia ;-]