Po krótkim, orzeźwiającym prysznicu wory pod oczami i sinika pod wargą zakryłam korektorem, a oznaczony dekolt pokrył puder, który nie wykonał swojego zadania jak powinien i czerwone ślady wciąż były widoczne. Ubrałam czarne rurki, trampki i bluzkę z długim rękawem i małym dekoltem, a na to długi, szary sweterek. Włosy przerzuciłam przez ramiona.
Alice zabrała mnie z przed domu i nie obyło się bez pytań o mój dzisiejszy wygląd. Rudowłosa nie uzyskała odpowiedzi, gdyż zgrabnie zmieniłam temat i teraz słuchałam jak dokładnie przeminął sobotni bal.
Pierwsze lekcje minęły w mgnieniu oka i teraz siedziałam na stołówce z Johnson, jej chłopakiem i Michaelem, którzy ciągle pytali jak było na Silver Mobie.
- Ale co to znaczy dobrze? - dopytywał Calum
- Sądząc po jej szyji i tym, że Irwin wciąż nie przyszedł, musieliście spędzić upojnie chwilę - stwierdził Clifford, a ja momentalnie poprawiłam włosy
- Ashton ci to zrobił? - spytała zaskoczona Alice, wskazując na czerwone ślady, nie uzyskała odpowiedzi
- Ta warga to też jego robota? Co? Ugryzł cię? - zapytał rozbawiony czerwonowłosy i kolejny raz nie uzyskał odpowiedzi - Zaraz się dowiemy, skoro ty nic nie mówisz. - powiedział i wskazał głową za mnie. W naszą stronę zmierzał nikt inny jak Irwin. Nawet stąd mogłam dostrzec malinki na jego szyji i obojczykach, nie starał się ich nawet zakryć, wręcz przeciwnie - z dumą je eksponował. Gdy był już przy naszym stoliku i zauważył, że się mu przyglądam, posłał mi cwaniacki uśmieszek.
- Michael miał rację. Musieliście dobrze wykorzystać czas na Silver Mobie. - odezwał się Calum
- Ale jednego nie rozumiem. Sądziłem, że umiesz się całować, a tym czasem rozwaliłeś Axl całą dolną wargę. - dopowiedział Clifford, ale nie usłyszał żadnego słowa od Ashtona, który wciąż patrzył na mnie. Chwilę, w której oboje się w siebie wpatrywaliśmy przerwał ktoś szturchający mnie w ramię.
- Przepraszam. Axl Mann? - spytał przystojny nieznajomy
- Tak, a o co chodzi?
- Jestem Mr. White*. Nowy nauczyciel literatury. - wyjaśnił - Chciałbym porozmawiać z tobą o twoim wypracowaniu na temat ''Skąpca''*.
- A co z nim nie tak? - zabrzmiało to niezbyt miło, chociaż nie było to moim zamiarem
- Nic, jest intrygujące i chciałbym z tobą o nim porozmawiać. Mogłabyś zgłosić się do mnie po przerwie świątecznej?
- Nie ma problemu. - oznajmiłam z uśmiechem, który on odwzajemnił i odszedł - To jest nowy nauczyciel? - spytałam Alice nie kryjąc zaskoczenia
- Przystojny, prawda?
- Nie wydaje mi się. - wtrącił się Ash
- Właśnie. - zawtórował mu Hood
Naszą krótką wymianę zdań przerwała Paige wraz ze swoją świtą.
- Hej Aszti. - zaćwierkotała
- Idź stąd, Paige. - powiedział Michael, ale dziewczyna go zignorowała i zwróciła się do mnie. Spojrzała na moją szyję, a później na Irwina. Chyba połączyła fakty, bo obdarzyła mnie nienawistnym spojrzeniem i przemówiła.
- Najpierw dobierałaś się do mojego brata, a teraz do Ash'a. - stwierdziła i odwróciła się do chłopaka - Pamiętaj, że ona nigdy nie sprawi ci takiej przyjemności jak ja. - powiedziała i powtórnie zwróciła się do mnie - Nie sądziłam, że jesteś taką ździrą.
- Tobie nigdy nie dorównam. - odpowiedziałam z uśmiechem, a taca, na której znajdowała się odkręcona woda i jakaś sałatka, którą trzymała brunetka wylądowała na mnie - Suka. - burknęłam pod nosem, na tyle głośno, aby mogła to usłyszeć.
- Dziwka. - odpysknęła
- Idę do łazienki. - poinformowałam Alice i wyszłam ze stołówki, po drodze strzepując z siebie listki sałaty. Woda, którą zostałam oblana zmyła cały puder i malinki na moim ciele były teraz o wiele bardziej widoczne. Patrząc w lustro wygrzebywałam z włosów sałatę, gdy drzwi łazienki się otworzyły, a w nich stanął Mr. White wchodząc głębiej do pomieszczenia.
- Co się stało? - spytał stając tuż za mną. Odwróciłam się do niego i posłałam mu mały uśmiech
- Mały wypadek.
- Mam nadzieję, że na stołówce nie trwa właśnie jakaś wojna na jedzenie.
- Nie ma się czym martwić. Tylko ja ucierpiałam.
- Masz bardzo czułego chłopaka. - stwierdził wskazując na mój dekolt
- Nie mam chłopaka. - po tych słowach uświadomiłam sobie co on może sobie teraz o mnie myśleć. - To nie tak. Ja...
- Rozumiem. - oznajmił rozbawiony - Całkiem niedawno też byłem nastolatkiem.
- Nie wątpię. - dodałam cicho, ale sądząc po jego uśmiechu wiedziałam, że to usłyszał
- Masz jeszcze trochę sałaty we włosach. - przeczesałam włosy ręką, próbując zrzucić zieleninę - Zaczekaj. - odsunął moją rękę i sam przybliżył swoją starając się pozbyć rośliny. W tym samym czasie w drzwiach stanął Ashton, a na widok nauczyciela jego dłonie zacisnęły się w pięści.
- Zabieraj od niej łapy! - warknął podchodząc do mężczyzny niebezpiecznie blisko
- Spokojnie. Starałem się tylko pomóc... - wypowiedź Mrs. White'a przerwał cios Irwina wymierzony w twarz nauczyciela. Mężczyzna zachwiał się, a chłopak wybiegł z łazienki.
- Zaprowadzę Pana do pielęgniarki. - powiedziałam spanikowana, pomagając mu utrzymać się na nogach
- Nie trzeba. Jest dobrze.
- Na pewno? - mężczyzna pokiwał twierdząco głową, a ja wybiegłam z pomieszczenia w poszukiwaniu Ash'a. Znalazłam go przed szkołą, kierującego się do swojego samochodu
- Ashton! - krzyknęłam, ale nie zareagował - Ashton! Do cholery! - podbiegłam do niego, a on się do mnie odwrócił, w jego oczach wyraźnie było widać złość
- Czego?! - warknął
- Uderzyłeś nauczyciela i ty się jeszcze pytasz czego?!
- Dobierał się do ciebie! - krzyczał podchodząc blizej
- Nie prawda.
- Gdybym jak robił coś takiego już dawno dostałbym po łapach!
- To jest nauczyciel! Nie powinieneś tego robić! - krzyczałam, a on się odwrócił i szedł przed siebie. Gdy złapałam go za nadgarstek, wyrwał się i przyśpieszył. Wyrzuciłam swoje ręce do góry w geście frustracji i wróciłam do szkoły. Przerwa już dawno się skończyła, więc skierowałam się do sali matematycznej, przeprosiłam za spóźnienie i usiadłam obok Hemmingsa.
- Słyszałem, że Ash nieźle przywalił temu nowemu belfrowi. - odezwał się blondyn
- Pomagał mi wyciągnąć sałatę z włosów, a Irwin rzucił się na niego pięściami.
- Nie dziwie mu się.
- Co?
- Oznaczył cię. - powiedział wskazując na malinki - Nic dziwnego, że wkurzył się jak jakiś inny gość zaczął cię dotykać.
- To i tak go nie usprawiedliwia.
- Widzimy się dzisiaj?
- Nie. Jestem u babci w sklepie, a z resztą Sydney przyjeżdża rano.
~~~~*~~~~
Jestem w tym cholernym sklepie i wieszam te cholerne ubrania. Jeszcze tylko 30 minut i będę mogła zakopać się w moim łóżku z laptopem na kolanach. Przez cały dzień próbuję odpychać od siebie myśli o Jimmy'm, w dodatku Irwin podniósł moje ciśnienie swoim zachowaniem.
Do moich uszu dobiegł dźwięk dzwoneczka wiszącego nad drzwiami wejściowymi sklepu. Skierowałam tam swoją głowę i ujrzałam Sophie, a za nią Ashtona i momentalnie odwróciłam wzrok.
- Axl! Podejdź tu. - zawołała mnie babcia. Stanęłam obok Irwina - Możesz już iść do domu. Razem z Sophia musimy pozałatwiać parę rzeczy.
- Okej. - odpowiedziałam i wzięłam swoją torebkę zza lady
- Ashton cię odwiezie. - oznajmiła Sophia, gdy stałam już przy drzwiach. Spojrzałam na chłopaka, który wzrok wciął miał wlepiony w końcówki swoich butów. Po chwili ruszył się z miejsca idąc w moja stronę i nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem, wsiadł do samochodu.
Jechaliśmy w ciszy przez dobre 10 minut, aż w końcu postanowiłam się odezwać.
- Powiesz mi w końcu co w ciebie dzisiaj wstąpiło?
- Nie. - odpowiedział krótko i znów zapadła cisza
Po kilku następnych minutach chłopak się zatrzymał, a ja nie miałam zamiaru ruszać się z miejsca, przez co w końcu obdarzył mnie spojrzeniem.
- Nie wysiądę z tego samochodu dopóki nie wyjaśnisz mi tego co się dzisiaj stało. - oznjamiłam
- W porządku. - powiedział wciąż patrząc na mnie
- Mówię poważnie.
- Dobra. To chcesz gdzieś jechać, czy będziemy tak stać na podjeździe twoich dziadków?
- Nie wiem. Ty mieszkasz tu dłużej. Zabierz mnie w jakieś fajne miejsce.
Ashton nic nie odpowiedział tylko zaczął jechać w nieznanym mi kierunku.
~~~~*~~~~
Ashton
Zatrzymałem się na skraju małego lasku, a zdezorientowanie na twarzy Axl, tylko mnie rozbawiło. Sięgnąłem po skórzaną kurtkę z tylnego siedzenie i podałem dziewczynie, która wzięła ją niepewnie.
- Po co mi to? - spytała
- Po prostu załóż, bo będzie ci zimno. - wysiadłem z samochodu i czekałem, aż to samo zrobi brunetka. Wyglądała komicznie w mojej, za dużej na nią skórze.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała podchodząc do mnie
- Zobaczysz. - powiedziałem i skierowałem się w głąb lasu, Mann nie zrobiła tego samego - Idziesz?
- Nie wejdę z tobą do lasu w nieznanym mi celu, gdy jest ciemno.
- Jeśli wolisz zostać tutaj, nie ma sprawy. - oznajmiłem i kierowałem się dalej
- Zaczekaj! - krzyknęła i w mgnieniu oka znalazła się przy mnie, przyklejona do mojej ręki
Szliśmy jeszcze chwile, aż naszym oczom ukazał się stary domek na skraju klifu, z którego widać było całe Lamar.
- Zaprowadziłeś mnie do jakiegoś opuszczonego domu? - spytała stąpając z nogi na nogę
- Nie jest opuszczony.
- To czyj jest?
- Mój.
- Twój? - nie kryła swojego zaskoczenia
- Tak, mój. - patrzyła na mnie, domagając się dalszych wyjaśnień - Mój dziadek przepisał go na mnie.
Wszedłem do domu, zapalając starą, małą żarówkę, która oświetlała wnętrze. Dom nie jest duży, ale nie jest też mały. Posiada trzy pokoje, salon z kuchnią, łazienkę i werandę, z której można obserwować całe miasteczko.
- Co zamierzasz z nim zrobić? - spytała Mann stając obok mnie na werandzie, po zwiedzeniu w milczeniu całego domu
- Wyremontować i zamieszkać. - odpowiedziałem nie spuszczając wzroku z panoramy Lamar
- A kiedy zamierzasz to zrobić?
- Jak tylko skończę studia.
- Jesteś w ostatniej klasie, wiesz już gdzie będziesz studiować?
- Jeśli uda mi się przyzwoicie napisać egzaminy końcowe to prawdopodobnie w Norwegii.
- Daleko... - zauważyła
- Mają tam dobra drużynę koszykarską, gdybym się dostał mógłbym z nimi grać. Z resztą nic mnie tu nie trzyma. - przeniosłem swój wzrok na Axl, która swoimi zielonymi oczami skanowała całą moją twarz - A ty? Wiesz gdzie chcesz studiować?
- Mam jeszcze rok, ale zastanawiam się nad Florydą.
- Kim był dla ciebie Jimmy? - wypaliłem sam nie wiedząc czemu, ale nie zdziwiło jej to pytanie
- Kiedyś ci wszystko powiem, ale nie teraz. - oznajmiła kładąc swoją dłoń na mojej - Czemu uderzył White'a? - na to pytanie odwróciłem się od niej plecami jak małe, obrażone dziecko - Ashton! - stanęła przede mną. Tak bardzo podoba mi się jak wymawia moje imię.
- Dobierał się do ciebie.
- Nie prawda.
- Czemu go bronisz?!
- Nie bronię. Po prostu... Nie ważne. To jednak nauczyciel nie powinieneś go bić.
- Nic mu nie będzie.
- Nie chodzi mi o niego, tylko o ciebie. - powiedziała patrząc mi w oczy i łapiąc za ramiona, abym skupił na niej swoją uwagę - Wiesz jakie możesz mieć przez to problemy?
- Nie obchodzi mnie to.
- Ale mnie tak. Proszę, obiecaj mi, że go przeprosisz po świętach.
- Dobierał się do ciebie.
- Ash...
- Nie zakrywaj ich. - powiedziałem odrzucając jej włosy zasłaniające jej szyję i dekolt, które ozdobione są śladami świadczącymi o tym, że znajdowały się tam moje usta. Nie mogłem się oprzeć i musnąłem jej szyję moimi ustami. Spojrzałem na nią, chwyciłem w dłonie jej policzki i przycisnąłem swoje wargi do jej. Delikatnie muskałem jej usta, swoje ręce przeniosła na moją szyję, złapałem za końcówki mojej kurki, którą miała na sobie i przyciągnąłem bliżej do sobie, po czym ułożyłem swoje dłonie na jej biodrach. Moje serce biło w niebezpiecznie szybkim tempie, żadne z nas nie pogłębiało pocałunku, a mimo to był perfekcyjny. Nieśmiało muskaliśmy nawzajem swoje wargi. Było świetnie, ale pragnąłem więcej, przejechałem językiem po jej dolnej wardze, pragnąć o dostęp, ale spotkałem się z syknięciem z bólu, z jej strony. Oderwała się ode mnie, wciąż trzymając swoje ręce na mojej szyji i patrząc mi prosto w oczy.
- Jest już późno. - powiedziała tak cicho, że prawie nie usłyszałem. Swoje dłonie zsunęła po moim torsie, przez co przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. Moje ręce wciąż trzymały jej biodra i nie miały w zamiarze puścić. Przybliżyłem się do niej i złożyłem pocałunek na jej wargach. Usta Rose są chyba najsłodszą rzeczą na świecie. Ten pocałunek również należał do tych delikatnych i przez chwilę go odwzajemniała, ale gdy moje ręce zaczęły błądzić po jej plecach, co chwilę zahaczając o skrawki jej bluzki i muskając nagą skórę znów się ode mnie odsunęła.
- Zawieź mnie do domu. - odeszła i sama zaczęła kierować się w stronę lasu, do którego nie chciała wejść. Przeczesałem dłonią włosy, ciągnąc za ich końcówki. Zerknąłem na zegar w telefonie, który wskazywał grubo po dwudziestej trzeciej. Dlaczego kurwa ja zawsze muszę zniszczyć coś tak idealnego?!
~~~~*~~~~
''Najpiękniejsza chwila w ciągu dnia?
Północ...
Bo tylko wtedy nie ma dzisiaj,
a jutro jeszcze nie nadeszło.''
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Mr. White
* ''Skąpiec'' - książka napisana przez Moliera
Witajcie!
Jak podoba wam się rozdział?
Bardzo przepraszam, ze dodaje go tak późno.
Liczę na komentarze z waszymi opiniami.
Do zobaczenia ;-]
Swietny rozdział ! Czekam na nexta , dodaj szybko .
OdpowiedzUsuńWeny!!! :*
Dziękuję ;) Postaram się
UsuńEjjj kiedy nowy? Ja już chce nowy...ja kocham to ff ❤❤❤❤❤😘😘😘😌😌😌
OdpowiedzUsuń