Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 15

Dlaczego to zrobił? Dlaczego mnie pocałował? Dlaczego wszystko komplikuje? Przecież mówił, że nie bawi się w związki, a całował mnie tak delikatnie. Ten pocałunek mógłby trwać wiecznie, ale nie chcę teraz kolejnych niepotrzebnych zmartwień związanych z chłopakiem. Jest 5:00 nad ranem, a ja siedzę w środku zimy na werandzie i czekając na Sydney myślę o nikim innym jak o Ashtonie. Odmarza mi każda część ciała. Gdzie jest ta irytująca blondynka z Chicago?!
Po półgodzinnym siedzeniu na drewnianej huśtawce i oczekiwaniu, na podjeździe moich dziadków zaparkowało dobrze mi znane srebne volvo, z którego wyskoczyła moja przyjaciółka i od razu rzuciła mi się na szyję.
- Jak ja za tobą tęskniłam. - szlochała mi do ucha
- Ja za tobą bardziej. - oderwałyśmy się od siebie, a ja podeszłam do starszej Brown - Cześć, Ashley.
- Hej malutka. Jak ja się stęskniłam. Nawet nie masz pojęcia jakie Chicago jest puste bez ciebie.
- No tak przecież byłam tam główną atrakcją. - zironizowałam
- Nic się nie zmieniłaś. Opowiadaj co tam u ciebie. - kontynuowała Ashley
- Opowiem później. Jest 5:30 nad ranem i na pewno jesteście zmęczone, z resztą jak też.
Zaprowadziłam Ashley do pokoju gościnnego na pietrze, a z Sydney położyłyśmy się spać w moim pokoju. Żadna z nich się wcale nie zmieniła. Ashley ma rozpuszczone, kasztanowe, zakręcone przy końcach włosy, a jej ubiór jak zawsze jest elegancki, ale i swobodny. Długie, blond włosy Sydney tym razem były związane w luźnego kłosa, a jej zgrabne ciało odziane było w czarną, rozkloszowaną spódniczkę, pudrową bluzkę włożoną do środka i krótką jeansówkę. Dopóki nie ich nie zobaczyłam nie miałam pojęcia jak bardzo za nimi tęskniłam i jak bardzo szczęśliwa jestem, że znów są przy mnie.

~~~~*~~~~

Obudziłyśmy się po 13:00 i skierowałyśmy się do kuchni, gdzie zastałyśmy siedzące przy stole moją babcię i Ashley.
- Witaj słoneczko. Jestem Abigail, babcia Axl.
- Dzień dobry. Sydney. Miło mi panią w końcu poznać.
- Skoro już wstałyście to ja mogę jechać. - odezwała się starsza Brown wstając od stołu
- Gdzie jedziesz? - spytałam
- Musze wrócić do Chicago po jakieś papiery. Przyjadę jutro wieczorem. - Ashley była asystentką mojej matki, ale gdy moja rodzicielka uciekła ze swoim kochankiem jej firma zbankrutowała, a mama Sydney straciła pracę. Natomiast teraz jest prezesem w nowej firmie z nieruchomościami.
- Ja muszę już jechać do sklepu, kochanie. Chcecie jechać ze mną? - zapytała babcia
- Nie, przejdziemy się. Chcę pokazać Sydney okolicę.
Szłyśmy uliczkami Lamar kierując się do sklepu mojej babci. Brown jak zwykle wyglądała jak modelka z okładki jakiegoś czasopisma o modzie, a ja byłam ''tą brzydszą przyjaciółką''.
- A więc jak ci się tu mieszka? - spytała blondynka
- Jest... dobrze.
- Dobrze? - pokiwałam głową - Powiedziałaś już dziadkom?
- Nie. Powiem im, ale za jakiś czas.
- Powiedź teraz. Lepiej, żeby dowiedzieli się od ciebie.
- Co to niby miało znaczyć? - zatrzymałam się na środku chodnika i czekałam na odpowiedź
- Nic, tylko...
- Tylko co?! - byłam co raz bardziej zdenerwowana
- Ostatnio widziałam Cole. A wiesz co to znaczy. Jeśli jest Cole, to gdzieś w pobliżu jest również Trevor.
- To nie ma znaczenia. Żaden z nich nie wie, gdzie jestem i wątpie, że będą mnie szukać.
- Trevor znajdzie cię wszędzie.
- Wiem, ale nie pozwolę mu wrócić kolejny raz. - westchnęłam i ruszyłam dalej - Coś ciekawego działo się w Chicago?
- Ty zawsze byłaś najciekawszym obiektem. Po twoim wyjeździe nadal tak jest. Wszyscy myśleli, że byłaś w ciąży, a po śmierci Monic i twojego taty się załamałaś i znowu wyjechałaś do jakiegoś szpitala.
- W ciąży? Serio? Nie było nic oryginalniejszego?
- To nie wszystko. Nie którzy myśleli, że to było dziecko Trevora, a inni, że Jimmy'ego i że po jego śmierci pewnie poskradałaś zmysły.
- Ludzka głupota dobija mnie co raz bardziej.
- Te plotki poszły w nie pamięć odkąd Bibi widziała cię na Silver Mobie z jakimś przystojniakiem. Z resztą nieźle załatwił ci wargę. - powiedziała i poruszyła wymownie brwiami
- Proszę, nie rozmawiajmy o Ashtonie.
- Co się znowu stało.
- Nic, znaczy nie wiem. Nie rozumiem go.
- Jaśniej proszę.
- Na Silver Mobie o mało nie pieprzyliśmy się na środku parkietu, a wczoraj całował mnie tak delikatnie, jakby bał się, że jak zrobi jeden zły ruch to mu ucieknę. Twierdzi, że nie bawi się w związki, a wysyła mi sprzeczne sygnały, przez co nie wiem jak się zachować, bo nie chcę mu robić żadnych nadzieji, skoro wiem, że na pewno nie będziemy razem.
- A skąd to niby wiesz?
- Nie chcę mieć chłopaka.
- Dlaczego?
- Bo był już Trevor, Jimmy i sama wiesz jak to się skończyło.
- Skąd wiesz, że z Ashtonem skończy się tak samo?
- Nie wiem... - ściszyłam głos i spuściłam głowę - Jesteśmy na miejscu.
Gdy przekroczyłyśmy próg sklepu zauważyłam stojącą przy ladzie Alice z Calumem. Po minie rudowłosej mogłam wywnioskować, że nie była zadowolona z tego, że przez cały wczorajszy wieczór ignorowałam jej telefony.
- Hej. - powiedziałam cicho. - To jest Sydney.
- Cześć. Ty musisz być Alice. - przywitała się blondynka - A ty to zapewne Calum. Dużo o was słyszłam
- My o tobie też. - powiedział Hood podając rękę mojej przyjaciółce
- Dlaczego wczoraj nie odbierałaś? Myślałam, że coś ci się stało. - odezwała się Johnson
- Przepraszam. Byłam z Ashtonem i nie słyszałam.
- A więc to dla ciebie wystawił nas Irwin. - stwierdził brunet
- Axl, może chcesz zrobić dzisiaj babski wieczór. Sydney przyjechała, więc może zaprosisz jeszcze Alice. - zaproponowała babcia
- Czemu nie. Przyjdziesz? - zwróciłam się do ciut mniej złej Johnson
- Tak. O której mam być?
- O 20:00. - oznajmiła Sydney
- Myślałem, że mieliśmy iść dzisiaj do kina. - odezwał się Calum
- Jak chcesz to też możesz przyjść. - powiedziałam ciszej, aby babcia nie usłyszała
- Wyraźnie słyszałem ''babski wieczór'', a z tego co mi wiadomo nie jestem dziewczyną. - powiedział tak samo cicho
- Dziadkowie biorą silne tabletki nasenne, więc po 23:00 możesz przyjść z chłopakami, tylko musicie wejść przez ogród.
- Spoko. Do zobaczenia, skarbie. - pocałował Alice i wyszedł
- Babciu, my idziemy kupić jakieś jedzenie na wieczór.

~~~~*~~~~
Ashton

- Może powinienem do niej zadzwonić? - spytałem Michaela leżącego na moim łóżku
- I co jej powiesz?
- Że... Przepraszam? 
- Nie bądź cipą. Faceci nie przepraszają za to, że pocałowali laskę. Z resztą przecież już się całowaliście.
- Ale nie tak... delikatnie. - po tych słowach oberwałem od Clifforda poduszką
- Od kiedy jesteś taką ciotą? 
- Pierdol się. Gdzie jest Calum?
- U Hemmingsa. Podobno mamy jakieś plany.
Do mojego pokoju wbiegł roześmiany Luke z Calumem na plecach, ale od razu wylądowali na podłodze, bo blondyn potknął się o próg moich drzwi.
- Idziemy na pidżama party! - wydarł się Hood
- Co ty pieprzysz? - spytał Michael
- Do Axl przyjechała przyjaciółka z Chicago i zaprosiły na noc Alice.
- No i?
- My też jesteśmy zaproszeni.
- Nie idziemy. - oznajmiłem
- Co?! Dlaczego?! - powiedzieli wszyscy troje naraz
- No weź. Nie będzie tak źle. - przekonywał mnie Michael
- O której mamy tam być? - zapytałem
- Po 23:00, czyli za jakieś 20 minut. - poinformował brunet
- Czyli idziemy? - spytał Hemming
- Możemy iść.
- Musimy jeszcze wstąpić do monopolowego. - oznajmił Hood

~~~~*~~~~

Jest 23:36, a my zmierzamy w kierunku domu Mann z dwiema siatkami procentów.
- Calum, dzwoń do Axl, żeby nas wpuściła. - powiedział Luke
- Nie dzwoń. Dziadek Axl nigdy nie zamyka drzwi od ogrodu. - oznajmiłem
- A ty skąd wiesz? - zapytał blondyn
- Pewnie nie raz miał okazję sprawdzić. - zaśmiał się Michael
- Zamknijcie się i chodźcie. - warknąłem
Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się do pokoju Axl, który miał uchylone drzwi. Zeszliśmy po schodach i ujrzeliśmy wyłożoną na materacu Alice, a obok niej długonogą blondynkę, w krótkich spodenkach i obcisłej czarnej bluzce. Wygląda jak te dziewczyny, które zawsze zaliczam na imprezach, ale od jakiegoś czasu już nie zwracam na nie uwagi, bo myślę tylko o Rose.
- Hej, skarbie. - przywitał się pocałunkiem Calum ze swoją dziewczyną
- Hej. Jestem Sydney. - przywitała się z nami śliczna blondynka
- Michael.
- Luke.
- Ashton.
- Miło mi was poznać. Dużo o was słyszałam, a zwłaszcza o tobie. - zwróciła się do mnie
- My o tobie też. - wtrącił się Clifford, posyłając jej jeden ze swoich uwodzicielskich uśmiechów
- Sydney! Podaj mi jakąś koszulkę! - krzyknęła Axl zza drzwi łazienki. Blondynka wyjęła z szafy koszulkę i podała Mann, która wystawiła rękę z łazienki, a chwilę później z niej wyszła. Miała mokre włosy opadające na ramiona, ubrana była w szare dresy i dobrze mi znaną koszulkę, moją koszulkę, koszulkę z Cobainem. Na mojej twarzy zawitał uśmiech, a na twarzy Axl lekkie zawstydzenie. Wyglądała idealnie przyodziana w moje ubranie i z ledwo widocznymi malinkami na szyji, zrobionymi przeze mnie.  Od razu wyobraziłem sobie, że wyszła z pod prysznica w mojej koszulce po naszej upojnej nocy. W mojej głowie wymyślałem sceny jak krzyczy moje imię, jęczy w moje usta, ciągnie mnie za włosy, wbija paznokcie w moje plecy i wiję się pode mną. Moje sprośne myśli przerwał głos Luke'a.
- To nie jest koszulka Irwina?
- Właśnie, Rose. - powiedziałem z jeszcze większym uśmiechem
- Nazwałeś ją ''Rose''? - spytała Sydeny nie kryjąc zaskoczenia
- Idę po pościel. - odezwałam się Mann, gdy wszyscy mieli wlepiony w nas wzrok - Ashton, chodź mi pomóc.
Skierowałem się za nią do salonu i pomogłem jej wyjąć z szafy poduszki i kołdry. Wzięła ode mnie pościel, położyła ją na podłodze i odgarnęła włosy z twarzy. Gdy spojrzała na mnie chyba zdała sobie sprawę, że cały czas uważnie się jej przyglądam.
- Ładnie wyglądasz w mojej bluzce. 
- Dziękuję.
- Miałem nadzieję, że uda mi się ją dzisiaj zabrać.
- Jak chcesz mogę ci ją oddać, jeśli przyniesiesz mi jutro moje Gunsy. - powiedziała i zaczęła ściągać bluzkę, wiedziałem, że żartuje, ale gdy lekko odkryła brzuch od razu złapałem ją za ręce i pociągnąłem koszulkę w dół.
- Błagam... Nie rozbieraj się przy mnie. - wyjąkałem
- Co?
- Jeżeli zrobisz to jeszcze raz wezmę cię na tej kanapie i będę pieprzył tak mocno, że nie będziesz mogła chodzić i nie będę zwracał uwagi na to, że twoi dziadkowie śpią na górze, a nasi znajomi siedzą na dole i na nas czekają. - powiedziałem na jednym tchu i patrzyłem w zaskoczone oczy Mann. - Przepraszam. - szepnąłem
- Powinniśmy wrócić na dół. - powiedziała równie cicho. Odsunęła się ode mnie i chwyciła pościel leżącą na podłodze
~~~~*~~~~
Axl
Po wypiciu butelki wódki i paru piw zaczęliśmy grać w butelkę, która polegała na zadawaniu sobie głupich pytań lub zadań. Michael i Sydeny trzy razy mieli zadanie, aby się pocałować, a teraz blondynka siedzi na jego kolanach i robi to z własnej, nieprzymuszonej woli. Co mnie wcale nie dziwiło, ponieważ znam swoją przyjaciółkę od 17 lat. Tym razem kręcił Luke i padło na mnie.
- Pytanie. - powiedziałam od razu lekko bełkocząc
- Jesteś dziewicą?
- Poważnie, Hemmings? - zapytał Calum
- Nie, nie jestem. - chwyciłam butelkę i zakręciłam. Sydney.
- Pytanie. - wybełkotała na chwilę odrywając się od twarzy Clifforda
- Ile zostało czasu zanim zaczniesz się z nim pieprzyć na naszych oczach? - zapytałam sarkastycznie, ale nie niemiło.
- Nie wiele. - odpowiedziała odrywając twarz czerwonowłosego od swojej szyji, aby zakręcić butelką - Ooo, Lukey.
- Wyzwanie, słonko.
- Hmm... - Brown udawała zastanowienie i utkwiła swój wzrok we mnie. - Pocałuj Axl.
- Sydney. - ostrzegła, chociaż wiedziałam, że zrobiła to dla zabawy, a nie po to, aby zrobić mi na złość
- Z języczkiem. - dodała
- Wstawaj, mała. - rozkazał blondyn podchodząc do mnie chwiejnym krokiem. Podniosłam się lekko zataczając i podchodząc do chłopaka, który uśmiechał się cwaniacko. Chwycił mnie w talii i przysunął bliżej do siebie, a następnie zaatakował moje usta. Hemmings bez żadnego sprzeciwu z mojej strony pieścił podniebienie oraz ssał mój język. Wszystko robił bardzo gwałtownie, ale bez problemu za nim nadążałam i przez alkohol krążący w moich żyłach zaczęłam walczyć o dominację
- Gorzko! Gorzko! - usłyszałam krzyki Brown, której zawtórowała Alice
- Ash, rozluźnij szczękę, bo połamiesz zęby. - szepnął Calum i wtedy wiedziałam, że muszę zakończyć ten pocałunek. Odsunęłam się od Luke, który teraz miał na twarzy jeszcze większy uśmiech.
- Teraz jestem pewny, że nie jesteś dziewicą. - stwierdził, ale nie zdążyłam mu odpowiedzieć, ponieważ zostałam pociągnięta za ramię do łazienki. Irwin popchnął mnie lekko na pralkę, a następnie zamknął za nami drzwi na klucz.
- Co ty robisz? - zapytałam spokojnie i czułam jak wypity alkohol opuszcza moje ciało
- Dlaczego go pocałowałaś? - warknął mocno zdenerwowany
- Bo takie miałam zadanie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie
- Ale dlaczego ''TAK'' go pocałowałaś?!
- Jak?!
- Tak jak powinnaś całować mnie. - szepnął
- Jesteś zazdrosny? - zapytałam z lekkim rozbawieniem zakładając ręce na piersi
- Tak! Kurwa, tak! - krzyknął przez co nie było mi do śmiechu
- Wszystko w porządku? - usłyszałam zmartwiony głos Alice
- Tak! - warknął szatyn stojący na przeciwko mnie
- Axl! - tym razem była to Sydeny, ale bardziej zdenerwowana niż zamrtwiona
- Tak. Zaraz przyjdziemy. - powiedziałam i zwróciłam się do chłopaka - Nie powinieneś być zazdrosny. Nie jesteśmy nawet razem.
- Boże, Rose... - zrezygnowany pokręcił głową - Dlaczego jesteś tak bardzo ślepa? - wyszedł zostawiając mnie samą z kolejnym natłokiem myśli

~~~~*~~~~

''Najczęściej poruszają nas słowa,
które ktoś powiedział niechcący,
gdy nie o tym myślał 
i nie o to mu chodziło...''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie!
Mam do was dwie sprawy.
1. Chcielibyście, abym założyła aska (abyście mogli zadawać pytania odnośnie opowiadania i lepszego poznania mnie) oraz twittera (gdzie pojawiały by się informację odnośnie terminów pojawiania się rozdziałów i mini spoilery)?
2. Bardzo przepraszam, że dodaje tak późno, ale byłam na wyjeździe i wróciłam w sobotę w nocy i w dodatku rozcięłam sobie palec przez co ciężko mi się pisze na klawiaturze. 

Jak podoba wam się rozdział? Jak zawsze liczę na wasze opinie w komentarzach.
Do zobaczenia ;-]

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 14

Całą noc płakałam. Wiem, że chłopcy mieli rację i śmierć Jimmy'ego nie była moja winą. Więc dlaczego czuję się winna? Jeszcze nigdy nie wyglądałam tak źle jak dzisiaj. Nie mówię już o opuchniętych od płaczu oczach, ale o opuchniętej dolnej wardze i dekolcie pokrytym mnóstwem malinek. Jak ja mam to wszystko zakryć?
Po krótkim, orzeźwiającym prysznicu wory pod oczami i sinika pod wargą zakryłam korektorem, a oznaczony dekolt pokrył puder, który nie wykonał swojego zadania jak powinien i czerwone ślady wciąż były widoczne. Ubrałam czarne rurki, trampki i bluzkę z długim rękawem i małym dekoltem, a na to długi, szary sweterek. Włosy przerzuciłam przez ramiona.
Alice zabrała mnie z przed domu i nie obyło się bez pytań o mój dzisiejszy wygląd. Rudowłosa nie uzyskała odpowiedzi, gdyż zgrabnie zmieniłam temat i teraz słuchałam jak dokładnie przeminął sobotni bal.
Pierwsze lekcje minęły w mgnieniu oka i teraz siedziałam na stołówce z Johnson, jej chłopakiem i Michaelem, którzy ciągle pytali jak było na Silver Mobie.
- Ale co to znaczy dobrze? - dopytywał Calum
- Sądząc po jej szyji i tym, że Irwin wciąż nie przyszedł, musieliście spędzić upojnie chwilę - stwierdził Clifford, a ja momentalnie poprawiłam włosy
- Ashton ci to zrobił? - spytała zaskoczona Alice, wskazując na czerwone ślady, nie uzyskała odpowiedzi
- Ta warga to też jego robota? Co? Ugryzł cię? - zapytał rozbawiony czerwonowłosy i kolejny raz nie uzyskał odpowiedzi - Zaraz się dowiemy, skoro ty nic nie mówisz. - powiedział i wskazał głową za mnie. W naszą stronę zmierzał nikt inny jak Irwin. Nawet stąd mogłam dostrzec malinki na jego szyji i obojczykach, nie starał się ich nawet zakryć, wręcz przeciwnie - z dumą je eksponował. Gdy był już przy naszym stoliku i zauważył, że się mu przyglądam, posłał mi cwaniacki uśmieszek.
- Michael miał rację. Musieliście dobrze wykorzystać czas na Silver Mobie. - odezwał się Calum
- Ale jednego nie rozumiem. Sądziłem, że umiesz się całować, a tym czasem rozwaliłeś Axl całą dolną wargę. - dopowiedział Clifford, ale nie usłyszał żadnego słowa od Ashtona, który wciąż patrzył na mnie. Chwilę, w której oboje się w siebie wpatrywaliśmy przerwał ktoś szturchający mnie w ramię.
- Przepraszam. Axl Mann? - spytał przystojny nieznajomy
- Tak, a o co chodzi?
- Jestem Mr. White*. Nowy nauczyciel literatury. - wyjaśnił - Chciałbym porozmawiać z tobą o twoim wypracowaniu na temat ''Skąpca''*.
- A co z nim nie tak? - zabrzmiało to niezbyt miło, chociaż nie było to moim zamiarem
- Nic, jest intrygujące i chciałbym z tobą o nim porozmawiać. Mogłabyś zgłosić się do mnie po przerwie świątecznej?
- Nie ma problemu. - oznajmiłam z uśmiechem, który on odwzajemnił i odszedł - To jest nowy nauczyciel? - spytałam Alice nie kryjąc zaskoczenia
- Przystojny, prawda?
- Nie wydaje mi się. - wtrącił się Ash
- Właśnie. - zawtórował mu Hood
Naszą krótką wymianę zdań przerwała Paige wraz ze swoją świtą.
- Hej Aszti. - zaćwierkotała
- Idź stąd, Paige. - powiedział Michael, ale dziewczyna go zignorowała i zwróciła się do mnie. Spojrzała na moją szyję, a później na Irwina. Chyba połączyła fakty, bo obdarzyła mnie nienawistnym spojrzeniem i przemówiła.
- Najpierw dobierałaś się do mojego brata, a teraz do Ash'a. - stwierdziła i odwróciła się do chłopaka - Pamiętaj, że ona nigdy nie sprawi ci takiej przyjemności jak ja. - powiedziała i powtórnie zwróciła się do mnie - Nie sądziłam, że jesteś taką ździrą.
- Tobie nigdy nie dorównam. - odpowiedziałam z uśmiechem, a taca, na której znajdowała się odkręcona woda i jakaś sałatka, którą trzymała brunetka wylądowała na mnie - Suka. - burknęłam pod nosem, na tyle głośno, aby mogła to usłyszeć.
- Dziwka. - odpysknęła
- Idę do łazienki. - poinformowałam Alice i wyszłam ze stołówki, po drodze strzepując z siebie listki sałaty. Woda, którą zostałam oblana zmyła cały puder i malinki na moim ciele były teraz o wiele bardziej widoczne. Patrząc w lustro wygrzebywałam z włosów sałatę, gdy drzwi łazienki się otworzyły, a w nich stanął Mr. White wchodząc głębiej do pomieszczenia.
- Co się stało? - spytał stając tuż za mną. Odwróciłam się do niego i posłałam mu mały uśmiech
- Mały wypadek.
- Mam nadzieję, że na stołówce nie trwa właśnie jakaś wojna na jedzenie.
- Nie ma się czym martwić. Tylko ja ucierpiałam.
- Masz bardzo czułego chłopaka. - stwierdził wskazując na mój dekolt
- Nie mam chłopaka. - po tych słowach uświadomiłam sobie co on może sobie teraz o mnie myśleć. - To nie tak. Ja...
- Rozumiem. - oznajmił rozbawiony - Całkiem niedawno też byłem nastolatkiem.
- Nie wątpię. - dodałam cicho, ale sądząc po jego uśmiechu wiedziałam, że to usłyszał
- Masz jeszcze trochę sałaty we włosach. - przeczesałam włosy ręką, próbując zrzucić zieleninę - Zaczekaj. - odsunął moją rękę i sam przybliżył swoją starając się pozbyć rośliny. W tym samym czasie w drzwiach stanął Ashton, a na widok nauczyciela jego dłonie zacisnęły się w pięści.
- Zabieraj od niej łapy! - warknął podchodząc do mężczyzny niebezpiecznie blisko
- Spokojnie. Starałem się tylko pomóc... - wypowiedź Mrs. White'a przerwał cios Irwina wymierzony w twarz nauczyciela. Mężczyzna zachwiał się, a chłopak wybiegł z łazienki.
- Zaprowadzę Pana do pielęgniarki. - powiedziałam spanikowana, pomagając mu utrzymać się na nogach
- Nie trzeba. Jest dobrze.
- Na pewno? - mężczyzna pokiwał twierdząco głową, a ja wybiegłam z pomieszczenia w poszukiwaniu Ash'a. Znalazłam go przed szkołą, kierującego się do swojego samochodu
- Ashton! - krzyknęłam, ale nie zareagował - Ashton! Do cholery! - podbiegłam do niego, a on się do mnie odwrócił, w jego oczach wyraźnie było widać złość
- Czego?! - warknął
- Uderzyłeś nauczyciela i ty się jeszcze pytasz czego?!
- Dobierał się do ciebie! - krzyczał podchodząc blizej
- Nie prawda.
- Gdybym jak robił coś takiego już dawno dostałbym po łapach!
- To jest nauczyciel! Nie powinieneś tego robić! - krzyczałam, a on się odwrócił i szedł przed siebie. Gdy złapałam go za nadgarstek, wyrwał się i przyśpieszył. Wyrzuciłam swoje ręce do góry w geście frustracji i wróciłam do szkoły. Przerwa już dawno się skończyła, więc skierowałam się do sali matematycznej, przeprosiłam za spóźnienie i usiadłam obok Hemmingsa.
- Słyszałem, że Ash nieźle przywalił temu nowemu belfrowi. - odezwał się blondyn
- Pomagał mi wyciągnąć sałatę z włosów, a Irwin rzucił się na niego pięściami.
- Nie dziwie mu się.
- Co?
- Oznaczył cię. - powiedział wskazując na malinki - Nic dziwnego, że wkurzył się jak jakiś inny gość zaczął cię dotykać.
- To i tak go nie usprawiedliwia.
- Widzimy się dzisiaj?
- Nie. Jestem u babci w sklepie, a z resztą Sydney przyjeżdża rano.

~~~~*~~~~

Jestem w tym cholernym sklepie i wieszam te cholerne ubrania. Jeszcze tylko 30 minut i będę mogła zakopać się w moim łóżku z laptopem na kolanach. Przez cały dzień próbuję odpychać od siebie myśli o Jimmy'm, w dodatku Irwin podniósł moje ciśnienie swoim zachowaniem.
Do moich uszu dobiegł dźwięk dzwoneczka wiszącego nad drzwiami wejściowymi sklepu. Skierowałam tam swoją głowę i ujrzałam Sophie, a za nią Ashtona i momentalnie odwróciłam wzrok.
- Axl! Podejdź tu. - zawołała mnie babcia. Stanęłam obok Irwina - Możesz już iść do domu. Razem z Sophia musimy pozałatwiać parę rzeczy. 
- Okej. - odpowiedziałam i wzięłam swoją torebkę zza lady
- Ashton cię odwiezie. - oznajmiła Sophia, gdy stałam już przy drzwiach. Spojrzałam na chłopaka, który wzrok wciął miał wlepiony w końcówki swoich butów. Po chwili ruszył się z miejsca idąc w moja stronę i nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem, wsiadł do samochodu.
Jechaliśmy w ciszy przez dobre 10 minut, aż w końcu postanowiłam się odezwać.
- Powiesz mi w końcu co w ciebie dzisiaj wstąpiło?
- Nie. - odpowiedział krótko i znów zapadła cisza
Po kilku następnych minutach chłopak się zatrzymał, a ja nie miałam zamiaru ruszać się z miejsca, przez co w końcu obdarzył mnie spojrzeniem.
- Nie wysiądę z tego samochodu dopóki nie wyjaśnisz mi tego co się dzisiaj stało. - oznjamiłam
- W porządku. - powiedział wciąż patrząc na mnie
- Mówię poważnie.
- Dobra. To chcesz gdzieś jechać, czy będziemy tak stać na podjeździe twoich dziadków?
- Nie wiem. Ty mieszkasz tu dłużej. Zabierz mnie w jakieś fajne miejsce.
Ashton nic nie odpowiedział tylko zaczął jechać w nieznanym mi kierunku.

~~~~*~~~~
Ashton

Zatrzymałem się na skraju małego lasku, a zdezorientowanie na twarzy Axl, tylko mnie rozbawiło. Sięgnąłem po skórzaną kurtkę z tylnego siedzenie i podałem dziewczynie, która wzięła ją niepewnie.
- Po co mi to? - spytała 
- Po prostu załóż, bo będzie ci zimno.  - wysiadłem z samochodu i czekałem, aż to samo zrobi brunetka. Wyglądała komicznie w mojej, za dużej na nią skórze.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała podchodząc do mnie
- Zobaczysz. - powiedziałem i skierowałem się w głąb lasu, Mann nie zrobiła tego samego - Idziesz?
- Nie wejdę z tobą do lasu w nieznanym mi celu, gdy jest ciemno.
- Jeśli wolisz zostać tutaj, nie ma sprawy. - oznajmiłem i kierowałem się dalej
- Zaczekaj! - krzyknęła i w mgnieniu oka znalazła się przy mnie, przyklejona do mojej ręki
Szliśmy jeszcze chwile, aż naszym oczom ukazał się stary domek na skraju klifu, z którego widać było całe Lamar.
- Zaprowadziłeś mnie do jakiegoś opuszczonego domu? - spytała stąpając z nogi na nogę
- Nie jest opuszczony.
- To czyj jest?
- Mój.
- Twój? - nie kryła swojego zaskoczenia
- Tak, mój. - patrzyła na mnie, domagając się dalszych wyjaśnień - Mój dziadek przepisał go na mnie.
Wszedłem do domu, zapalając starą, małą żarówkę, która oświetlała wnętrze. Dom nie jest duży, ale nie jest też mały. Posiada trzy pokoje, salon z kuchnią, łazienkę i werandę, z której można obserwować całe miasteczko.
- Co zamierzasz z nim zrobić? - spytała Mann stając obok mnie na werandzie, po zwiedzeniu w milczeniu całego domu
- Wyremontować i zamieszkać. - odpowiedziałem nie spuszczając wzroku z panoramy Lamar
- A kiedy zamierzasz to zrobić?
- Jak tylko skończę studia.
- Jesteś w ostatniej klasie, wiesz już gdzie będziesz studiować?
- Jeśli uda mi się przyzwoicie napisać egzaminy końcowe to prawdopodobnie w Norwegii.
- Daleko... - zauważyła
- Mają tam dobra drużynę koszykarską, gdybym się dostał mógłbym z nimi grać. Z resztą nic mnie tu nie trzyma. - przeniosłem swój wzrok na Axl, która swoimi zielonymi oczami skanowała całą moją twarz - A ty? Wiesz gdzie chcesz studiować?
- Mam jeszcze rok, ale zastanawiam się nad Florydą.
- Kim był dla ciebie Jimmy? - wypaliłem sam nie wiedząc czemu, ale nie zdziwiło jej to pytanie
- Kiedyś ci wszystko powiem, ale nie teraz. - oznajmiła kładąc swoją dłoń na mojej - Czemu uderzył White'a? - na to pytanie odwróciłem się od niej plecami jak małe, obrażone dziecko - Ashton! - stanęła przede mną. Tak bardzo podoba mi się jak wymawia moje imię.
- Dobierał się do ciebie.
- Nie prawda.
- Czemu go bronisz?!
- Nie bronię. Po prostu... Nie ważne. To jednak nauczyciel nie powinieneś go bić.
- Nic mu nie będzie.
- Nie chodzi mi o niego, tylko o ciebie. - powiedziała patrząc mi w oczy i łapiąc za ramiona, abym skupił na niej swoją uwagę - Wiesz jakie możesz mieć przez to problemy? 
- Nie obchodzi mnie to.
- Ale mnie tak. Proszę, obiecaj mi, że go przeprosisz po świętach.
- Dobierał się do ciebie.
- Ash...
- Nie zakrywaj ich. - powiedziałem odrzucając jej włosy zasłaniające jej szyję i dekolt, które ozdobione są śladami świadczącymi o tym, że znajdowały się tam moje usta. Nie mogłem się oprzeć i musnąłem jej szyję moimi ustami. Spojrzałem na nią, chwyciłem w dłonie jej policzki i przycisnąłem swoje wargi do jej. Delikatnie muskałem jej usta, swoje ręce przeniosła na moją szyję, złapałem za końcówki mojej kurki, którą miała na sobie i przyciągnąłem bliżej do sobie, po czym ułożyłem swoje dłonie na jej biodrach. Moje serce biło w niebezpiecznie szybkim tempie, żadne z nas nie pogłębiało pocałunku, a mimo to był perfekcyjny. Nieśmiało muskaliśmy nawzajem swoje wargi. Było świetnie, ale pragnąłem więcej, przejechałem językiem po jej dolnej wardze, pragnąć o dostęp, ale spotkałem się z syknięciem z bólu, z jej strony. Oderwała się ode mnie, wciąż trzymając swoje ręce na mojej szyji i patrząc mi prosto w oczy. 
- Jest już późno. - powiedziała tak cicho, że prawie nie usłyszałem. Swoje dłonie zsunęła po moim torsie, przez co przez całe moje ciało przeszedł dreszcz. Moje ręce wciąż trzymały jej biodra i nie miały w zamiarze puścić. Przybliżyłem się do niej i złożyłem pocałunek na jej wargach. Usta Rose są chyba najsłodszą rzeczą na świecie. Ten pocałunek również należał do tych delikatnych i przez chwilę go odwzajemniała, ale gdy moje ręce zaczęły błądzić po jej plecach, co chwilę zahaczając o skrawki jej bluzki i muskając nagą skórę znów się ode mnie odsunęła.
- Zawieź mnie do domu. - odeszła i sama zaczęła kierować się w stronę lasu, do którego nie chciała wejść. Przeczesałem dłonią włosy, ciągnąc za ich końcówki. Zerknąłem na zegar w telefonie, który wskazywał grubo po dwudziestej trzeciej. Dlaczego kurwa ja zawsze muszę zniszczyć coś tak idealnego?!

~~~~*~~~~

''Najpiękniejsza chwila w ciągu dnia?
Północ...
Bo tylko wtedy nie ma dzisiaj,
a jutro jeszcze nie nadeszło.''

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Mr. White 
* ''Skąpiec'' - książka napisana przez Moliera

Witajcie!
Jak podoba wam się rozdział?
Bardzo przepraszam, ze dodaje go tak późno.
Liczę na komentarze z waszymi opiniami.
Do zobaczenia ;-]