Jestem tu już jakieś dwie godziny i może dobrze bym się bawiła, gdybym miała z kim. Calum zaraz po zejściu z przyczepy pognał po piwo, a następnie do DJ'a, Ashton zabrał jakąś dziewczynę do ''pokoju''. Od Luka dowiedziałam się, że razem z chłopakami założył jakiś zespół, zamieniłam z nim jeszcze kilka zdań, po czym zniknął z blondynką w lesie, a Michael przyniósł mi piwo i rozpłynął się w powietrzu. Siedziałam na molo z kubkiem w ręku i cały czas czułam na sobie wzrok obleśnych gówniarzy, którzy nie potrafili zapanować nad tym co mają w spodniach. Patrzyłam na swoje odbicie w wodzie i przypomniało mi się jak Monic mówiła, że zawsze chciała pójść na imprezę z ogniskiem i siedzieć tak długo, aż wzejdzie słońce. Tak bardzo mi jej brakuje, ze względu na różnicę wieku traktowałam ją jak moją młodszą siostrę, której nigdy nie miałam. Tak bardzo tęsknię za moją siostrzyczką, za moją Sydney, za moim tatą, za moją szkołą, za moją drużyną koszykarską, za Chicago. Gdy tylko poczułam łzę spływającą po moim policzku, od razu ją starłam rękawem i odrzuciłam od siebie te myśli. Nie zwróciłabym nawet uwagi na wysokiego bruneta w bejsbolówce, który się właśnie do mnie dosiadł, gdyby nie to, że się odezwał.
- Witaj śliczna. Jestem Greg - odezwał się posyłając mi śnieżnobiały uśmiech
- Axl - rzuciłam niechętnie. Nie miałam ochoty na żadem flirt, z resztą według mnie on nie był jakoś nieziemsko przystojny, ale gdy tylko zobaczyłam jak patrzą na mnie dziewczyny wychylające się zza krzaków zorientowałam się w jakim byłam w błędzie. One chyba chciały wzrokiem wypalić mi dziurę w głowie.
- To jakieś zdrobnienie? - kontynuował rozmowę, na którą nie miałam najmniejszej ochoty, a on raczej nie zamierzał odpuszczać
- Nie. Po prostu Axl.
- Niespotykane imię. A może powiesz co tak piękna dziewczyna robi tutaj sama?
- Siedzi i piję. - burknęłam mając nadzieję, że w końcu sobie pójdzie
- A może chcesz zrobić coś bardziej interesującego? - zapytał obejmując mnie ramieniem i kiwając głową w stronę lasu
- Nie dzięki. - odpowiedziałam zrzucając jego rękę
- Nie drocz się ze mną. Wiem, że chcesz...
- Zapytaj inną dziewczynę, jestem pewna, że się zgodzi.
- Też jestem tego pewien, ale ty jesteś tu nowa, a ja lubię próbować nowych rzeczy. - po tych słowach zaczął nachylać się w moja stronę, na co od razu go odepchnęłam. A on tylko zaśmiał się pod nosem jakby to było jakaś zabawa i położył swoją rękę na moim kolanie jadąc powoli w górę.
- Zbieraj łapy! - warknęłam
- Nie żartuj... - prychnął po czym włożył swoje ręce pod mój sweter, a swój język wepchnął mi do gardła. Tym razem odepchnęłam go z dużo większą siłą przez co zsunął się z molo i wpadł do jeziora. Ja szybko wstałam i zaczęłam kierować się w stronę drogi, aby jak najszybciej opuścić to miejsce.
- Dziwka! - krzyknął za mną, a ja posłałam mu podniesiony w górę środkowy palec
Gdy szybkim krokiem szłam drogą w lesie przed siebie, nie wiedząc jak mam wrócić do domu, ktoś złapał mnie za nadgarstek tak mocno, że musiałam cofnąć się o kilka kroków. Odwróciłam się i zauważyłam Ashtona.
- Co się stało? - zapytał puszczając mnie
- Nic - odpowiedziałam ruszając dalej przed siebie, niestety chłopak zagrodził mi drogę
- Gdzie idziesz?
- Do domu.
- Na piechotę? - zaśmiał się - O północy?
- Tak. - burknęłam
- Wiesz chociaż jak wrócić do domu?
- Jakoś znajdę drogę. - mówiłam przystępując z nogi na nogę
- Nie wątpię. Nie boisz się iść po ciemku przez las?
- A czego mam się bać?
- No nie wiem. Ktoś może na ciebie napaś lub zgwałcić i nikt ci nie pomoże, bo po tym lesie nikt nie chodzi.
- No właśnie. Nikt tędy nie chodzi.
- Przeważnie. Teraz ja tędy przechodziłem.
- I co? Zgwałcisz mnie?
- Gwałt jest wtedy, gdy druga osoba jest zmuszana do stosunku, a wątpię, żebyś się opierała. - wywróciłam oczami - Chodź. Odwiozę cię.
- A twoi znajomi?
- Odwiozę cię i wrócę. - wyjaśnił kierując się w stronę samochodu. Zgodziłam się z nim pojechać tylko dlatego, ponieważ wiedziałam, że nie pił żadnego alkoholu.
~~~~*~~~~
Jechaliśmy w ciszy, którą po chwili przerwał Ashton.
- Powiesz co się stało na imprezie? - spytał
- Już ci mówiłam. Nic. - odpowiedziałam zirytowana
- Wyciągałem Larssona z jeziora i jestem bardzo ciekawy dlaczego się tam znalazł.
- Nie potrafi trzymać przy sobie rąk.
- To wiem. Chcę znać szczegóły. - spojrzałam na niego jak na idiotę - Pewnie włożył ci łapy pod bluzkę.
- Skoro wiesz to po co pytasz?
- Zawsze to robi. Tylko, że jeszcze żadna laska mu nie odmówiła. - oznajmił
- Nie rozumiem dlaczego...
- Co?! Widziałaś jego oczy i uśmiech? - mówił głosem nastolatki co mu bardzo dobrze wychodziło
- Widziałam ładniejsze oczy i uśmiech.
- Mówisz o mnie?
- Dlaczego tak uważasz? - po części zgadł, miał naprawdę ładne oczy, a gdy się uśmiechał na jego policzkach pojawiały się słodkie dołeczki
- Nie wiem. Gdy o tym mówiłaś spojrzałaś na mnie...
- Nie ważne. Porozmawiajmy o czymś innym. - zaproponowałam
Wyjechaliśmy z lasu, czyli zostało jeszcze jakieś 10 minut jazdy. Ashton patrzył przed siebie, ale zaraz jego wzrok przeniósł się na mnie.
- Skąd masz tą bliznę? - spytał wskazując palcem na okropną i wielką bliznę na lewym przedramieniu, z którą nie miałam dobrych wspomnień. Nie mógł zadać innego pytania?
- Fajna koszulka. - powiedziałam wskazując na bluzkę chłopaka ze zdjęciem Jimi'ego Hendrix'a - Kocham piosenkę ''Hey Joe'' , a jego...
- Sprytna zmiana tematu. Jeśli powiesz skąd ją masz to ja zdradzę ci moją tajemnicę.
- Okey. Rok temu jak byłam gdzieś na imprezie to jeden chłopak wziął jakieś prochy i zaczął rzucać talerzami, a później biegać z ich odłamkami. Pech chciał, że w tym samym czasie znaleźliśmy się na schodach. On się potknął, a gdy próbował się mnie złapać to wbił mi jeden odłamek w rękę. - skłamałam, ale on chyba kupił tą bajeczkę.
- To wszystko? Myślałem, że miałaś jakiś wypadek podczas ostrego sexu, czy coś w ten deseń.
- Jesteś niewyżyty. - stwierdziłam i zauważyłam, że stoimy pod domem moich dziadków. Podziękowałam i złapałam za klamkę, aby otworzyć drzwi samochodu.- Czekaj, czekaj. Musisz zapłacić za podwózkę. - powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy
- Nie mam przy sobie pieniędzy, Ash. Zapłacę ci jutr...
- Nie mówię o pieniądzach.
- To o czym? - spytałam z bardzo, bardzo dziwnymi myślami, gdy chłopak zobaczył wraz mojej twarzy wybuchnął śmiechem.
- Nie o tym o czym myślisz. - uspokoił mnie - Przyjaźnisz się z tą rudowłosą Alice, prawda? - kiwnęłam głową - Mój kumpel jest nią zainteresowany, ale jak każdy facet boi się odmowy, więc mogłabyś się upewnić, czy go to nie spotka?
- Który kumpel?
- Calum.
- Jestem pewna, że nie odmówi. - zapewniłam posyłając mu tajemniczy uśmiech
- Obyś miała rację, inaczej Hood nigdy więcej się do mnie nie odezwie.
- Jeszcze raz dziękuje za podwózkę - powiedziałam, po czym wysiadłam z samochodu, ale zaraz zawróciłam - A twoja tajemnica? - spytałam chłopaka
- Następnym razem Axl - puścił mi oczko i odjechał
- Następnym razem Axl - puścił mi oczko i odjechał
~~~~*~~~~
Obudziłam się około 11:00, ubrałam się w jeansy oraz starą koszulkę z The Beatles i pokierowałam się do kuchni, w której znajdowała się babcia.
- O już wstałaś. - powiedziała, gdy tylko mnie zauważyła
- Gdzie idziesz? - zapytałam, gdy babcia była już przy drzwiach
- Jadę do pracy, wróciłam tylko po ciasto dla Cassandry.
- A tak macie własny sklep. Może szukacie pracowników? - spytałam z nadzieją w głosie. Nie miałam żadnych pieniędzy, więc potrzebowałam pracy. Nie chciałam brać od dziadków pieniędzy nic nie robiąc, wolałam na nie zapracować.
- Właściwie to przyda nam się pomoc. Sklep jest otwarty cały tydzień, a nas jest tylko dwie. Chodź pojedziesz ze mną i zapoznasz się z nowym miejscem pracy.
- Z chęcią. - powiedziałam i wsiadłam z babcią do samochodu.
~~~~*~~~~
Droga zajęła nam 10 minut. Zatrzymałyśmy się na ulicy, na której były tylko jakieś bary, sklepy, przychodnie i inne miejsca publiczne. Weszłyśmy do sklepu pod nazwą Rainbow jest to jedyny sklep z odzieżą w całym Lamar. Jest naprawdę ogromny i zawiera same markowe ubrania. Składa się z trzech części. W pierwszej są normalne ubrania, czyli spodnie, bluzki, kurtki itp., w drugiej - sukienki, garnitury, w trzeciej - bielizna, a na piętrze znajduje się magazyn.
Sklep jest otwarty pon.-pt. 9:00 - 21:00, w soboty 10:00 - 18:00, a w niedziele, czyli dzisiaj 10:00 - 14:00. Razem z babcią i Cassandrą uzgodniłyśmy, że będę pracować w poniedziałek, środę i czwartek 17:00 - 21:00 i całą niedzielę. Później poszłam do kawiarni naprzeciwko, w której pracuje Alice. Około 16:00 pojechałyśmy do mnie i oglądałyśmy jakiś film. Opowiedziałam jej jak było na imprezie, a ona tylko na mnie nawrzeszczała jak mogłam wepchnąć do jeziora najpopularniejszego chłopaka, bla, bla, bla... Uspokoiła się, gdy powiedziałam jej, że Ashton mnie odwiózł. Nie wspominałam nic o tym, że Calum chce się z nią umówić, ale gdy tylko poruszyłam jego temat przez dobrą godzinę musiałam słuchać o tym jaki jest wspaniały. I właśnie tak minął mi ostatni dzień wakacji. Wieczorem jeszcze gadałam przez skype z Sydney mówiąc jej, że jestem tutaj dopiero weekend, a czuje jakby minęło parę miesięcy. Rozmawiałyśmy o tym jak bardzo boję się jutrzejszego pójścia do nowej szkoły i o tym w co będziemy ubrane w pierwszy dzień kolejnego rozpoczęcia liceum.
Znów nie mogłam spać. Myślałam o tym jak to będzie pójść do szkoły bez Sydney i Monic u boku. Przynajmniej mam Alice, ale to nie to samo. Dziewczyny znałam od przedszkola, a ją od niespełna dwóch dni. Kolejny raz zasnęłam nad ranem wylewając łzy w poduszkę i zastanawiając się dlaczego moja przyjaciółka umarła tak młodo. Czy tata wciąż żył, gdy samochód stanął w płomieniach i dlaczego matka zachowała się jak wyprana z uczuć suka?
~~~~*~~~~
Wstałam o 7:00 założyłam porwane, czarne rurki i bluzkę z długim rękawem AC/DC, a włosy związałam w kucyk. Pół godziny później przyjechała po mnie Alice. W drodze do szkoły okazało się, że wszystkie lekcje mamy razem poza matematyką. Większość nauczycieli jest w porządku, ale przeraża mnie facet od angielskiego, ma strasznie niski głos i jest bardzo nerwowy, a gdy spojrzy na ciebie swoimi szarymi oczami na ciele pojawia się gęsia skórka. Pierwsze lekcje zleciały bardzo szybko i nim się obejrzałam byłam na luchu w szkolnej stołówce. Od dwóch miesięcy nie jadłam za dużo, więc wzięłam tylko jabłko.
- I jak ci się tu podoba? - zapytała rudowłosa, gdy siadałyśmy przy jednym ze stolików
- Jak narazie jest spoko, ale... - nie dokończyłam, bo dziewczyna zaczęła okładać mnie rękami cała podekscytowana
- Patrz, patrz Calum tu idzie - zapiszczała dziewczyna wskazując głową na chłopaka kierującego się w naszą stronę w towarzystwie Ashton'a i Luka.
- Cześć dziewczyny. - powiedzieli chórem, przysiadając się do nas.
- Cześć - przywitała się Alice z iskierkami w oczach i zdziwieniem wymalowanym na twarzy, ja tylko kiwnęłam głową w ich stronę.
- Ooo chyba mamy tu bliźniaki! - krzyknął blondyn na co wszyscy się zaśmiali, a ja nie miałam pojęcia o co mu chodzi, dopóki nie spojrzałam na ubrania Ash'a. Byliśmy ubrani identycznie. Nasze rozbawienie przerwała grupka dziewczyn.
- To ta wariatka, co wrzuciła mojego brata do jeziora - prychnęła wysoka, szczupła brunetka z prostymi włosami - Hejka Ashti. - powiedziała piskliwym głosem, pocałowała chłopaka w policzek i ruszyła dalej ze swoją ''watahą''
- Mówiłam ci, że tak będzie. - powiedziała cicho Alice
- Że niby jak? - spytałam zdezorientowana
- Teraz jesteś na celowniku Paige. - wytłumaczył Calum na co ja tylko wywróciłam oczami.
- Lepiej jej nie lekceważ. Ma chrapkę na Ashton'a, a to, że odwiózł cię w sobotę nieźle ją wkurzyło. - stwierdził blondyn
- Nie przesadzaj. - burknął ciemny blondyn. Spojrzałam na Alice, która nic nie mówiła, teraz wiem czemu, patrzyła się katem oka na Calum'a, który robił to samo. Oboje co chwile spuszczali wzrok, gdy przyłapywali się na patrzeniu na siebie. Wyglądało to komicznie.
- Mamy chyba teraz razem matematykę. - odezwał się Luke, gdy rozbrzmiał dzwonek - Zbieraj się, pójdziemy razem.
- Okey. - wstałam, pożegnałam się z Alice i poszłam z blondynem w stronę klasy. Gdy mu się dokładnie przyjrzałam mogłam stwierdzić, że jest bardzo przystojny. Wiedziałam komu napewno by się spodobał... Monic. Ona uwielbiała takich ''kobieciarzy'', a Luke definitywnie do nich należał. Znów naszły mnie myśli o ślicznej brunetce. Boże jak ja z nią tęsknie. Tak bardzo jej potrzebuję, tutaj, teraz. Przetarłam rękawem oczy, gdy poczułam, że robią się niebezpiecznie wilgotne.
- Wszystko w porządku? - spytał blondyn - Wiem, że matematyka jest straszna, ale da się przeżyć. - dokończył klepiąc mnie delikatnie po plecach
- Jest okey. - skłamałam posyłając mu niewyraźny uśmiech
- I jak ci się tu podoba? - zapytała rudowłosa, gdy siadałyśmy przy jednym ze stolików
- Jak narazie jest spoko, ale... - nie dokończyłam, bo dziewczyna zaczęła okładać mnie rękami cała podekscytowana
- Patrz, patrz Calum tu idzie - zapiszczała dziewczyna wskazując głową na chłopaka kierującego się w naszą stronę w towarzystwie Ashton'a i Luka.
- Cześć dziewczyny. - powiedzieli chórem, przysiadając się do nas.
- Cześć - przywitała się Alice z iskierkami w oczach i zdziwieniem wymalowanym na twarzy, ja tylko kiwnęłam głową w ich stronę.
- Ooo chyba mamy tu bliźniaki! - krzyknął blondyn na co wszyscy się zaśmiali, a ja nie miałam pojęcia o co mu chodzi, dopóki nie spojrzałam na ubrania Ash'a. Byliśmy ubrani identycznie. Nasze rozbawienie przerwała grupka dziewczyn.
- To ta wariatka, co wrzuciła mojego brata do jeziora - prychnęła wysoka, szczupła brunetka z prostymi włosami - Hejka Ashti. - powiedziała piskliwym głosem, pocałowała chłopaka w policzek i ruszyła dalej ze swoją ''watahą''
- Mówiłam ci, że tak będzie. - powiedziała cicho Alice
- Że niby jak? - spytałam zdezorientowana
- Teraz jesteś na celowniku Paige. - wytłumaczył Calum na co ja tylko wywróciłam oczami.
- Lepiej jej nie lekceważ. Ma chrapkę na Ashton'a, a to, że odwiózł cię w sobotę nieźle ją wkurzyło. - stwierdził blondyn
- Nie przesadzaj. - burknął ciemny blondyn. Spojrzałam na Alice, która nic nie mówiła, teraz wiem czemu, patrzyła się katem oka na Calum'a, który robił to samo. Oboje co chwile spuszczali wzrok, gdy przyłapywali się na patrzeniu na siebie. Wyglądało to komicznie.
- Mamy chyba teraz razem matematykę. - odezwał się Luke, gdy rozbrzmiał dzwonek - Zbieraj się, pójdziemy razem.
- Okey. - wstałam, pożegnałam się z Alice i poszłam z blondynem w stronę klasy. Gdy mu się dokładnie przyjrzałam mogłam stwierdzić, że jest bardzo przystojny. Wiedziałam komu napewno by się spodobał... Monic. Ona uwielbiała takich ''kobieciarzy'', a Luke definitywnie do nich należał. Znów naszły mnie myśli o ślicznej brunetce. Boże jak ja z nią tęsknie. Tak bardzo jej potrzebuję, tutaj, teraz. Przetarłam rękawem oczy, gdy poczułam, że robią się niebezpiecznie wilgotne.
- Wszystko w porządku? - spytał blondyn - Wiem, że matematyka jest straszna, ale da się przeżyć. - dokończył klepiąc mnie delikatnie po plecach
- Jest okey. - skłamałam posyłając mu niewyraźny uśmiech
~~~~*~~~~
''Tęsknota to chyba najdziwniejsze
uczucie na świecie. Z jednej strony
obumierasz, bo jest tak silna, że
nie możesz funkcjonować normalnie,
z drugiej strony to dzięki niej
uświadamiasz sobie jak bardzo
ci kogoś brakuje.''
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie!
Jak wam się podoba?
Jeszcze dzisiaj postaram się wrzucić czwarty rozdział.
Bardzo przepraszam za wszystkie błędy ;)